Fot.Teenage Mutant Ninja Turtles: Mutant Mayhem | Official Trailer

Wojownicze Żółwie Ninja są z nami już prawie 40 lat. W sierpniu będzie można zobaczyć ich nowe przygody i to w gwiazdorskiej obsadzie. Zdradzamy sekret popkulturowej długowieczności tych bohaterów.

REKLAMA
  • Zdobywcy Oscarów Trent Reznor i Atticus Ross skomponują muzykę do nowego filmu o Wojowniczych Żółwiach Ninja.
  • W nowym filmie wystąpią m.in. Seth Rogen, Rose Byrne, Paul Rudd i Post Malone.
  • "Teenage Mutant Ninja Turtles" mają już prawie 40 lat i zaczynali jako undergroundowy komiks autorstwa dwóch pasjonatów komiksów.
  • Sześć pełnometrażowych produkcji poświęconych TMNT zarobiło ponad miliard dolarów.
  • Po latach oryginalni twórcy postaci postanowili się pogodzić i stworzyć razem nowe przygody o Wojowniczych Żółwiach Ninja.
  • "Teenage Mutant Ninja Turtles: Mutant Mayhem" to nowa animacja o przygodach Wojowniczych Żółwi Ninja, która swoją premierę będzie miała już 2 sierpnia. Jednym ze scenarzystów filmu jest Seth Rogen, który nie tylko w nim wystąpi, ale jest też jego producentem. Oprócz niego głosów w nadchodzącej produkcji użyczą m.in. Rose Byrne, Paul Rudd, John Cena, Jackie Chan, Ayo Edebiri, Ice Cube i Post Malone. Imponująca obsada!

    Okazuje się, że do zacnego grona twórców dołączy jeszcze dwóch artystów. Trent Reznor i Atticus Ross z legendarnego zespołu Nine Inch Nails skomponują muzykę do filmu. Panowie mają na swoim koncie m.in. ścieżkę dźwiękową do świetnego serialu na HBO Max "Watchmen", a w 2011 roku otrzymali statuetkę Oscara za soundtrack do "The Social Network" oraz "Co w duszy gra"

    Jako pierwszy wspomniał o tym publicznie słynny skateboardzista Tony Hawk, po czym potwierdzili to Seth Rogen na swoim Instagramie oraz Jeff Rowe, jeden z reżyserów filmu. "Cóż, skoro Tony Hawk, mój bohater z nastoletnich lat puścił parę, że moi muzyczni bohaterowie to robią, mogę dodać, że ta muzyka jest absolutnie NIESAMOWITA. Ekscytująca, przerażająca, łapiąca za serce, pełna dźwięków, o których istnieniu nawet nie wiedziałem. Nie mam słów, by to opisać. Kocham to" – napisał na Twitterze Rowe.

    Na stronie IMDb, największej na świecie internetowej bazy danych na temat filmów, możemy przeczytać o "Teenage Mutant Ninja Turtles: Mutant Mayhem"  jedynie zdawkową informację: "Żółwi bracia starają się zaskarbić sobie miłość Nowego Jorku, jednocześnie muszą stawić czoła armii mutantów". Rzeczywiście niewiele można z tego wywnioskować. Wypada jednak zapytać, jakim cudem "Wojownicze Żółwie Ninja", czyli coś, co powstało jako swoisty żart ich twórców, jest z nami tak długo – bo już blisko 40 lat? Poniżej znajdziecie odpowiedź na to pytanie. 

    Na początki była śmierć

    Wszystko zaczęło się w 1984 roku w Dover w stanie New Hampshire od miłości dwóch kolesi do komiksów. Kevin Eastman i Peter Laird mieszkali razem w tym samym domu przy 28 Union Street. Można powiedzieć, że nie tylko żyli w tym miejscu, ale to była też ich komiksowa pracownia – przynajmniej po godzinach.

    W ciągu dnia Eastman pracował w restauracji, a Laird był grafikiem robiącym proste ilustracje do lokalnych gazet. Obaj marzyli o tym samym, by kiedyś żyć tylko z rysowania komiksów. I to w tym domu, pewnego wieczoru, Eastman narysował dla żartu stojącego na tylnych łapach żółwia z nunczako przyczepionymi do przednich łap. Laird podłapał ten pomysł i narysował gada po swojemu.

    Chwilę po tym pojawiła się nazwa "Ninja Turtle", co w swojej istocie miało już bawić, jako że żółwie nie należą do najzwinniejszych istot na tej planecie. Wystarczyło już tylko dodać "Teenage Mutant" i dzieło było kompletne. Tyle że nazajutrz temat antropomorficznego żółwia nie umarł i wtedy powstała myśl: a może by tak zrobić o tym komiks?

    logo
    Fot. Teenage Mutant Ninja Turtles - Ultimate Collection 1. Polskie wydanie. Wydawnictwo: Fantasmagorie.

    Było ich czterech i byli biegli w sztukach walki. Leonardo, Donatello, Michelangelo, Raphael były żółwiami, które po przypadkowym zetknięciu się z toksyczną mazią zmutowały w bohaterów, których znamy dzisiaj. Żółwi bracia – pod przewodnictwem ich mistrza, szczura Splintera – nauczyły się żyć w kanałach, skąd wychodziły na powierzchnię, ilekroć w zaułkach Nowego Jorku cierpieli niewinni ludzie. 

    Pierwszy zeszyt przygód Wojowniczych Żółwi Ninja liczy 40 stron, był czarno-biały i lała się w nim krew. Początkowo bowiem nasi gadzi bohaterowie znacznie różnili się od tego family-friendly wizerunku, z jakim kojarzymy go dzisiaj. Te żółwie były wściekłe i nie brały jeńców. Zabijały. Dlatego też, kiedy już w premierowym odcinku na kratach komiksu pojawił się Shredder (w późniejszych wersjach komiksów, filmów i kreskówek postać ta powracała, stając się przy tym jednym z największych i najbardziej rozpoznawalnych adwersarzy), to w starciu Żółwiami stracił życie spadając z dachu budynku. 

    Eastman i Laird, żeby wydać swój pierwszy komiks, musieli zapożyczyć się u wujka tego pierwszego. Założyli też własne wydawnictwo Mirage Studios, które w rzeczywistości było ich mieszkaniem, w którym żyli. Początkowy nakład sięgał 300 egzemplarzy. Pieniędzy starczyło też na reklamę w czasopiśmie dla miłośników komiksów, by dowiedzieli się o nowym tytule. Ku zaskoczeniu obu twórców ich debiutancki zeszyt został wyprzedany. Dlatego za zarobione pieniądze postanowili zrobić dodruk – 600 egzemplarzy. To też rozeszło się na pniu. Trzeba było dodrukować jeszcze więcej. To był znak, że trzeba kontynuować przygody Żółwi. A najlepsze jednak miało dopiero nadejść. 

    PÓŹNIEJ BYŁY ZABAWKI 

    W 1986 roku do Eastmana i Lairda zgłosił się mężczyzna o nazwisku Mark Freedman, który dostrzegł komercyjny potencjał w ich komiksie. Zaproponował im, że postara się sprzedać licencję na Żółwie firmom produkującym zabawki. Panowie zgodzili się, ale dali mu na to 30 dni. Freedman wywiązał się w tym czasie z powierzonego zadania, a wraz z figurkami pojawił się też pomysł na kreskówkę, która miała jeszcze bardziej przyciągnąć uwagę najmłodszych do nowego produktu.

    Pojawił się jeden warunek: Żółwie nie mogły być brutalne i miały być skierowane do młodszego odbiorcy. Eastman był na tak, większe opory co do tej decyzji pojawiły się u Lairda. Panowie uzgodnili jednak wspólnie, że nawet jeżeli ich pierwotna koncepcja zostanie "wypaczona" pod komercyjnego klienta, to zawsze jeszcze będą mieli swój czarno-biały komiks, jako że prawa do postaci wciąż pozostawały w ich rękach. Tak zaczęła się żółwia gorączka

    Nie będę kłamał – jako dziecko też złapałem się na fascynację Wojowniczymi Żółwiami Ninja. Miałem to szczęście dostać od rodziców 2-3 figurki z tej serii oraz oficjalny dres z podobizną moich żółwich idoli. Był fioletowy. Dlatego też z wypiekami na twarzy oglądałem na VHS pierwszy pełnometrażowy film o przygodach swoich gadzich bohaterów, a potem następne, których jakość spadała wraz z narastającą częstotliwością pojawiania się Żółwi na ekranach telewizorów i kin. 

    Nic jednak nie mogło już wtedy zatrzymać tego pędzącego pociągu. W Stanach sklepy pękały od asortymentu nawiązującego do Żółwi. Można było kupić ich maski, ręczniki, szczoteczki do zębów, zegarki, skarpetki, bieliznę, ciasteczka, a jak tego było mało, to Vanilla Ice śpiewał na MTV żółwi rap. Świat zwariował na punkcie tych gadów. 

    To była jednak kwestia czasu, gdy ten sam świat zaczął czuć przesyt. Wspomniana wcześniej kreskówka doczekała się aż 10 sezonów emitowanych w latach 1987-1996. W chwili, gdy Eastman i Laird usłyszeli, że trzeba odświeżyć ich dzieło dodając jeszcze jedną postać do drużyny, panowie pokłócili się o dalsze losy Żółwi.

    Wtedy zdali sobie sprawę, że nie potrafią i nie chcą już ze sobą współpracować. W drugiej połowie lat 90. Eastman sprzedał swoje udziały Lairdowi, który przez następne lata sam wyznaczał kierunek Żółwiom, by ostatecznie sprzedać prawa do Żółwi w 2009 roku Viacom za 60 milionów dolarów. To natomiast zaowocowało kolejnymi wersjami Żółwi, w tym ich kinowej wersji, którą współprodukował Michael Bay.

    Potem czekała już wieczność

    Jak podaje serwis The Numbers: sześć pełnometrażowych produkcji o przygodach Wojowniczych Żółwi Ninja (począwszy od premiery pierwszego filmu w 1990 roku) zarobiło ponad MILIARD dolarów. Całkiem sporo jak na niezależny twór wymyślony przez dwóch kolesi z pasją, a nie cały sztab specjalistów od marketingu. Niestety obaj twórcy tych legendarnych postaci w trakcie zdobywania świata utracili coś, co było na początku ich wspólnej drogi na szczyt – swoją przyjaźń.

    Obaj panowie spotkali się po latach dopiero przy okazji trzeciego sezonu serialu Netflix "Toys That made Us", w którym jeden z odcinków został poświęcony ich Żółwiom. Eastman i Laird dali się nawet namówić, by na potrzebę programu wspólnie odwiedzić dom, w którym przed laty wpadli na szalony pomysł gadzich ninja.

    – Można było się poczuć jak w jakieś scenie z Forresta Gumpa, że właśnie w tej chwili działa się historia – wspominał spotkanie obu tych panów Brian Volk-Weiss, twórca dokumentu. 

    – Chciałbym, żeby wszystko potoczyło się inaczej – przyznał w dokumencie Laird. – Żałuję, że nie pozostaliśmy ze sobą tak zżyci, jak na początku. To jednak nie koniec wspólnej historii obu tych panów. W 2020 roku w Stanach wyszedł komiks pt. "Teenage Mutant Ninja Turtles: The Last Ronin" – pierwszy od wielu lat, przy którym pracowali razem Eastman i Laird. Fabularnie to swoisty powrót do korzeni Żółwi. Historia osadzona jest w mrocznej przyszłości, gdzie zło wygrało. Nasi bohaterowie zostali pokonani i przy życiu został ostatni Żółw, by pomścić swoją rodzinę i wreszcie zaznać spokoju. Bo w tym przez te wszystkie lata trwała siła serii, która przetrwała wszystkie te lata, bawiąc i fascynując kolejne pokolenia... Wojownicze Żółwie Ninja od samego początku odwoływały się do podstawowej i uniwersalnej potrzeby nas wszystkich – bycia częścią grupy, świadomości, że nie jesteśmy sami i możemy polegać na naszych bliskich. Ten imperatyw to część naszego DNA, jest ponadczasowy. Dlatego Żółwie są z nami już prawie 40 lat.

    Poza tym nie zapominajmy, że żółwie mogą żyć nawet 100 lat.