nt_logo

Awantura o słowa: zwierzę umiera czy zdycha? Zapytaliśmy o to językoznawców

Daria Siemion

06 czerwca 2023, 12:44 · 4 minuty czytania
Pod każdym tekstem, w którym napisałam, że "zwierzę zmarło", wybuchała awantura "o słowa". "Zwierzę zdycha, umiera tylko człowiek" – komentowali "obrońcy ludzkiej godności". "Może Ty zdechniesz, mój pies umarł" – czytałam w odpowiedziach. A jak jest naprawdę? Zwierzę umiera czy zdycha? Zapytałam o to językoznawczynie Olgę Kielak i Zofię Zaron. Oto co miały do powiedzenia.


Awantura o słowa: zwierzę umiera czy zdycha? Zapytaliśmy o to językoznawców

Daria Siemion
06 czerwca 2023, 12:44 • 1 minuta czytania
Pod każdym tekstem, w którym napisałam, że "zwierzę zmarło", wybuchała awantura "o słowa". "Zwierzę zdycha, umiera tylko człowiek" – komentowali "obrońcy ludzkiej godności". "Może Ty zdechniesz, mój pies umarł" – czytałam w odpowiedziach. A jak jest naprawdę? Zwierzę umiera czy zdycha? Zapytałam o to językoznawczynie Olgę Kielak i Zofię Zaron. Oto co miały do powiedzenia.
Dla wielu z nas zwierzę umiera fot. 123rf.com

– Dla pani zwierzę umiera czy zdycha? – pytam dr Olgę Kielak, lingwistkę, autorkę książki "Zwierzęta w języku i kulturze. Studium etnolingwistyczne".


Umiera. Użycie w stosunku do zwierzęcia czasownika "zdycha", w moim odczuciu, jest nie na miejscu. To tak, jak byśmy chcieli przy pomocy języka pomniejszyć śmierć zwierzęcia – odpowiada.

To samo pytanie zadaję dr hab. Zofii Zaron, emerytowanej profesor Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego.

Zwierzę to KTOŚ, a od nas różni się tym, że nie mówi. Zwierzęta jedzą, piją, śpią i śnią, różnych rzeczy chcą, cierpią, tęsknią. I oczywiście umierają – mówi. – Ludzie, którzy są świadomi (myślący), że zwierzę to istota żywa, nie powiedzą, że zwierzę zdechło – dodaje.

Skąd zatem powszechne przekonanie, że "zwierzęta zdychają" a "umierają tylko ludzie"? – Bierze się to stąd, że zwierzęta zawsze traktowano przedmiotowo – wyjaśnia dr hab. Zaron.

Zdaniem ekspertek, powoli zaczyna się to zmieniać.

– Mam wrażenie, że jeszcze dwadzieścia-trzydzieści lat temu nie wypadało powiedzieć o zwierzęciu, że umarło; nasi rodzice może naraziliby się przez to na śmieszność, ale współcześnie coraz więcej ludzi mówi o bliskich zwierzętach, że umarły czy odeszły, nie bojąc się śmieszności – wyjaśnia dr Kielak z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.

– W naszym mówieniu o śmierci zwierząt coraz częściej posługujemy się określeniami eufemistycznymi. Mówimy np., że zwierzę odchodzi za Tęczowy Most lub do Krainy Wiecznych Łowów – zauważa lingwistka.

Umieranie a zdychanie – różnice

Dr hab. Zofia Zaron zwraca uwagę, że w samym procesie śmierci, technicznie rzecz biorąc, nie ma różnicy między "umieraniem" a "zdychaniem". Ta jest w tradycji, w odniesieniu do zwierząt. – Ludzie przyzwyczaili się do bycia "panami" zwierząt i niechętnie przypisują im takie same odczucia, procesy czy działania – tłumaczy w rozmowie z naTemat. – Stąd odrębne nazwy dla tych samych zachowań – dodaje.

– Czasownik "zdechnąć" należy do tzw. "zwierzęcego rejestru". W latach 80. XX wieku Zdzisław Kempf pisał o tym, że w polszczyźnie dla ludzi zostały zarezerwowane wyrazy "lepsze", dla zwierząt – "gorsze", mówimy więc, że zwierzę ma mordę, pysk, ryj, człowiek zaś – twarz, zwierzę mieszka w budzie, chlewie, oborze, człowiek – w domu, mieszkaniu, zwierzę zdycha – człowiek umiera. Olga Kielakdoktor nauk humanistycznych w zakresie językoznawstwa

Co ważne, słownik języka polskiego nie nakazuje, ani nie zakazuje stosowania słów ze "zwierzęcego rejestru" w stosunku do zwierząt, ani nie zabrania stosowania go w stosunku do ludzi.

SJP jedynie wyjaśnia, że w odniesieniu do przedstawicieli braci mniejszej czasownik ten ma neutralny wydźwięk, natomiast w stosunku do ludzi pogardliwy – mówiąc o kimś, że "zdechł", "ma pysk", "mieszka w chlewie", używając słów ze "zwierzęcego rejestru", wyrażamy naszą pogardę.

Ewolucja czasownika "zdychać"

Ciekawy jest moment, w którym "zdechnąć" zaczęło być "gorsze". Dr Kielak tłumaczy, że nastąpiło to po przyjęciu przez nas chrześcijaństwa, pod wpływem religii chrześcijańskiej, która odmawia zwierzętom posiadania duszy. Dawni Słowianie, aby jakoś pogodzić swoje wierzenia (właśnie w zwierzęcą duszę) z nowo nabytą religią, znaleźli wyjście w zwierzęcej koncepcji duszy-pary.

– Pisał o tym Moszyński w "Kulturze ludowej Słowian”: w chwili śmierci para, będąca "dubletem duszy-oddechu”, opuszczała ciało zwierzęcia; można więc przypuszczać, że od końca średniowiecza czasownik "zdychać” nie znaczył już tyle, co "przestać oddychać", "rozłączyć się z duszą", "umrzeć ", a raczej "puścić ostatnią parę" – wyjaśnia ekspertka.

– Ciekawostką jest to, że na dawnej polskiej wsi zdychali, a nie umierali przedstawiciele innej religii niż katolicka, natomiast w wielu źródłach etnograficznych mowa o tym, że pszczoła umiera – co ma związek z kulturowym wyobrażeniem tego owada – mówi badaczka.

– Pszczoły dawniej bardzo poważano, chłopi wierzyli, że posiadają one dusze, podobnie jak ludzie (tak jak ludzie więc umierają, a nie zdychają). W źródłach etnograficznych natknęłam się również na inne uzasadnienie poważania pszczół – te pożyteczne owady dostarczały także wosku, z którego wyrabiano świece do kościoła, bez których "msza nie mogłaby  zostać odprawiona” – wyjaśnia w rozmowie z naTemat. Wracając do historii czasownika "zdychać" początkowo znaczył on "przestać oddychać", "rozłączyć się z duszą", "umrzeć"i nie miał nacechowania pejoratywnego. Zmiana zaczęła dokonywać się pod koniec średniowiecza, gdy czasownika "zdychać" zaczęto używać w stosunku do zwierząt i "złych" ludzi.

– Mamy u Lindego piękny cytat: "Zdycha bydło, ptastwo, ryby abo zły jaki człowiek" – tłumaczy dr Kielak. – Stąd obecnie w słownikach języka polskiego czasownik "zdechnąć” łączony jest ze zwierzętami oraz z ludźmi (z tymi drugimi w znaczeniu deprecjonującym, z odcieniem pogardliwym) – mówi ekspertka.

Od siebie na koniec dodam anegdotę. Kiedyś, będąc w sklepie, usłyszałam rozmowę dwóch starszych kobiet. – Dawno Cię nie widziałam, co słychać? – zapytała pierwsza.– Kochana, szkoda gadać, wiele się zmieniło... Pies nie żyje, mąż zdechł... – odpowiedziała druga. To zadziwiające, jak wiele można wyrazić jednym zdaniem.

Niemniej to nie leksyka powinna rozstrzygać to, jak oceniamy zwierzęta, jak je traktujemy, a prawo, bo choć w 1997 roku wprowadzono Ustawę o ochronie zwierząt, nadal nie nadano im podmiotowości. Doskonale widać przy okazji rozwodów, gdzie zwierzę jest traktowane jak rzecz, a jego los rozstrzyga się na sprawie o podział majątku...

Olga Kielak – etnolingwistka, doktor nauk humanistycznych w zakresie językoznawstwa, adiunkt w Instytucie Językoznawstwa i Literaturoznawstwa Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Jej zainteresowania naukowe koncentrują się wokół lingwistyki kulturowej, w tym zwłaszcza problematyki językowego obrazu świata.

Czytaj także: https://natemat.pl/458161,jak-polacy-usypiaja-zwierzeta-przed-swietami