Śmierć ciężarnej Doroty w Nowym Targu poruszyła opinią publiczną. Głos w tej sprawie zabrały m.in. Magda Mołek czy Martyna Wojciechowska. W najnowszym poście Joanna Racewicz opisała traumatyczne chwile w szpitalu. Dziennikarka wyznała, że sama była w ciąży trzy razy, lecz dwukrotnie poroniła.
Reklama.
Reklama.
Joanna Racewicz dwukrotnie poroniła. Odniesienie do śmierci Doroty z Bochni
Joanna Racewicz, znana dziennikarka i osobowość telewizyjna, była mężatką w latach 2004-2010. Jej mąż, Paweł Janeczek, oficer BOR zmarł w katastrofie smoleńskiej. Owocem ich małżeństwa jest syn Igor, który dziś ma 15 lat.
Okazuje się, że chłopak miałby rodzeństwo, ale dziennikarka dwukrotnie poroniła. Zwierzyła się z tego w najnowszym poście, pochylając się także nad tragicznym losem 33-letniej Doroty Lalik z Bochni, która zmarła po diagnozie lekarzy. Stwierdzili bezwodzie i zdecydowali, że będą czekać na powrót wód płodowych.
– To są wyniki całkowicie wstępne, ale udało się ustalić, że przyczyną zgonu był skrajny przypadek zakażenia sepsą. Szok doprowadził do niewydolności krążeniowo-oddechowej, w konsekwencji do zatrzymania się serca zmarłej – tłumaczył Onetowi Leszek Karp, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Nowym Sączu.
Racewicz postanowiła podzielić się osobistymi, bolesnymi wspomnieniami. Podkreśliła, że personel medyczny był bezduszny. "Bilans: trzy ciąże. Jedno dziecko. 'Beznadziejny przypadek' - znam to na pamięć. Takie 'położnicze esperanto', szpitalny slang. Nie ma w nim szacunku do kobiety" – stwierdziła na wstępie.
Dziennikarka opowiedziała o poronieniu w Szpitalu Klinicznym im. ks. Anny Mazowieckiej w Warszawie. "Do izby przyjęć na Karowej weszła pani salowa z mokrą ścierką. Chciała posprzątać krew z podłogi. Moją i dziecka. Lekarz zniknął. Tuż po diagnozie: poronienie. Słyszałam, jak mówił na głos na korytarzu: 'Pani Lidziu, trzeba wytrzeć, tam naświnione'" – przytoczyła.
Racewicz nawiązała potem do śmierci Doroty. "Za mnie zdecydowała biologia, za nią - lekarze. Ja - żyję. Ona - nie. Jestem szczęściarą, prawda? Brak szacunku, pogarda, lekceważenie. Norma" – stwierdziła.
Dziennikarka przypomniała, że już w przeszłości organizowana była akcja "Rodzić po ludzku". Nie jest jednak przekonana, czy to coś dało, skoro rodzące kobiety nadal mierzą się z "lekarską wyższością" - zwłaszcza w ostatnich latach.
Przypomnijmy, Julia Przyłębska orzekła w 2021 roku, że usuwanie płodów ze stwierdzonymi ciężkimi niedorozwojami ciała lub mózgu, a także z ciężkimi, nieodwracalnymi wadami zagrażającymi życiu dziecka jest niezgodne z konstytucją.
"Teraz jeszcze presja, strach, asekuranctwo. Zasłanianie się 'klauzulą sumienia' i krzyżem" – zauważyła prezenterka. Racewicz uściśliła, że nie chce "wrzucać lekarzy do jednego worka", ponieważ to krzywdzące dla wielu porządnych medyków.
"Zawód: położnik - to zawód szczególnej odwagi. Chciałabym, żebyście ją wszyscy w sobie znaleźli, panie i panowie lekarze, bo inaczej bez końca będziemy krzyczeć: "ani jednej więcej!". I nic się nie zmieni" – podsumowała mocnymi słowami.
Mołek i Wojciechowska też zareagowały na śmierć 33-latki
Magda Mołek nie ukrywa, że jest poruszona tym, co się wydarzyło. W instagramowym wpisie uderzyła w lekarzy. Stwierdziła, że los, który spotkał panią Dorotę, mógłby równie dobrze spotkać ją.
"Moje bogińskie ciało. Dało życie, nawet dwa. A mogło nie dać i sama mogłam umrzeć w polskim szpitalu - taka gorzka refleksja na długi weekend" – zaznaczyła na wstępie.
"Może przeczyta to jakaś ginekolożka/ginekolog… Bo chcę publicznie spytać - po śmierci Doroty w szpitalu w Nowym Targu - gdzie jesteście? Jest was około 7,7 tys. w kraju. Sporo. A my umieramy w waszych szpitalach. Co takiego wam zrobiłyśmy, że milczycie?" – zwróciła się do lekarzy.
Mołek kontynuowała gorzki wpis, zadając specjalistom pytania. Jej zdaniem lekarze powinni zawsze stawać po stronie kobiet i ratować ich życie, a nie bać się systemu, prawa czy prokuratora.
"Dlaczego umieramy pod waszą opieką? Dlaczego nas zdradzacie? Boicie się systemu/prawa/prokuratora? A czemu, zamiast zdradzać nas, nie zdradzicie systemu/prawa/prokuratora i nie staniecie PO NASZEJ STRONIE?" – zapytała wprost.
Martyna Wojciechowska również postanowiła nawiązać do tej sytuacji w swoich social mediach. Podzieliła się swoją historią.
"Wiele lat temu… decyzja lekarza ginekologa uratowała mi życie. Nie wahał się ani chwili. Przeżyłam. Wiele lat później zostałam szczęśliwą mamą Marysi, choć przez długi czas myślałam, że już nie będzie mi to dane" – napisała.
"Znam wielu wspaniałych lekarzy ginekologów, położników, którzy każdego dnia mają odwagę podejmować trudne decyzje, bo dla nich najważniejsze jest przede wszystkim zdrowie i życie pacjentek. Tak było w moim przypadku" – dodała.
"Ale wiem też, że to, czego dziś nam bardzo potrzeba, to zmiana prawa i rozdzielenie zawodowego profesjonalizmu od klauzuli sumienia" – zaznaczyła.
"Zdrowie i bezpieczeństwo pacjenta / pacjentki zawsze powinno być priorytetem.
Kobiety nie mogą umierać w szpitalnych salach w sytuacji, kiedy możliwe jest leczenie
Dorota, 33 lata, R.I.P." – czytamy w poście Wojciechowskiej.
Redaktorka, reporterka, koordynatorka działu show-biznes. Tematy tabu? Nie ma takich. Są tylko ludzie, którzy się boją. Szczera rozmowa potrafi otworzyć furtkę do najbardziej skrytych zakamarków świadomości i rozjaśnić umysł. Kocham kolorowych i uśmiechniętych ludzi, którzy chcą zmieniać szarą Polskę. Chcę być jedną z tych osób.