Jakim tatą jest twój tata?
Na pewno niestandardowym – rozrywkowym i bardzo kochanym. Nie pamiętam takiego momentu w swoim życiu, żeby nie mówił, że jest z nas dumny. A to bardzo dużo znaczy dla dziecka, które stara się coś robić, rozwija się.
Pomimo tego, że nie mieszkamy razem, a wychowanie było bardziej po stronie mamy – u Eti i Vivi tak samo – to tata zawsze starał się być. Czy chcieliśmy go mniej, czy bardziej, to zawsze i tak gdzieś przemykał.
Mamy w tacie przyjaciela. To bardzo ważny aspekt w relacji z rodzicem. Jeśli dzieje mi się coś złego, od razu biegnę do mamy, do taty albo do swojego rodzeństwa. Są moim kołem ratunkowym.
Nie denerwuje cię to, że każdy, w tym ja, cały czas zadaje ci pytania o tatę?
Moi rodzice są najlepszymi rodzicami, nie mogłam wymarzyć sobie lepszych, więc tak naprawdę w ogóle mi to nie przeszkadza. Choć momentami na pewno jest to frustrujące, bo jestem odrębnym bytem.
Dlatego chciałabym zapytać o twoje pasje.
Moją największą pasją jest taniec. To właśnie taniec i muzyka grają w mojej duszy. Po pierwsze spełniam się dzięki temu, a po drugie pomaga mi to wyzbyć się negatywnych emocji.
Wchodzę na salę i nie myślę o tym, co złe, co mnie przytłacza. Myślę tylko o tym, że muszę zrobić trening i że chcę zrobić go jak najlepiej. Moje skupienie jest wtedy nie w tej części problemowej życia, tylko w samorealizacji.
Ale zdecydowałaś się studiować coś zupełnie innego.
Studiuję na Akademii Sztuk Pięknych. Wspaniali profesorowie i super szkoła, ale i dużo ciężkiej pracy.
Jesteś wytrwała w tym, co robisz?
Może ten taniec, te treningi tak cię zahartowały?
Na pewno. Było dużo ciężkich momentów, w których chciałam zrezygnować z tańca, ale ponieważ i moja mama tańczy, nie pozwoliła mi na to. Zaciągała mnie na salę siłą, za co pod koniec dnia bardzo jej dziękuję, bo taniec jest jedną z ważniejszych rzeczy w moim życiu.
Skąd w takim razie wzięła się ASP w twoim życiu? Twój tata wspominał, że jego tata też był artystą plastykiem.
W liceum zaczęłam się zastanawiać, na jakie studia mogłabym pójść. Wiedziałam, że na pewno odpadają kierunki typu zarządzanie albo prawo. To nie jestem ja. Rzeczywiście wymyśliłam sobie tę akademię, bo tata taty malował, ale także dlatego, że robił to dziadek, który wychowywał mnie i mojego brata.
Zawsze prosiliśmy go, żeby coś dla nas narysował, a później to kolorowaliśmy. Robił nam takie personalizowane kolorowanki. Bardzo mi go brakuje. Być może dlatego poszłam w tę stronę.
Jak rodzice zareagowali na taki wybór?
Przyszłość po takim artystycznym kierunku jest bardziej niepewna i po prostu cięższa, więc rodzice często nie są zbyt zadowoleni z takiego wyboru, ale mimo wszystko moi bardzo mnie wspierali. Przygotowywałam się do egzaminów przez rok, był pot, były łzy, ale i oni byli w tym ze mną.
W twojej relacji z tatą bywają jakieś cięższe momenty?
Oczywiście, czasami się kłócimy, a później nikt nie chce pierwszy wyciągnąć ręki, bo nie widzi swojej winy i uważa, że ma rację. To są takie momenty, ale nauczyliśmy się, że słowo "przepraszam" jest ważne, jeśli oczywiście naprawdę jest potrzebne, bo zazwyczaj po prostu odpuszczamy i zachowujemy się normalnie.
Mamy różne zdania, więc i rozmowa czasem jest ciężka. Tacie trudno jest przedstawić swoją rację, bo dla niego liczy się tylko jego racja, ale finalnie dochodzimy do jakiegoś konsensusu.
A najtrudniejszy moment, był taki?
Na pewno dochodziło do tarć między nami, kiedy zmieniałam szkołę. Tym bardziej że był to trudny czas w moim życiu – dręczyli mnie w liceum, o czym nie mówiłam rodzicom. Kiedy się dowiedzieli, byli tym sfrustrowani.
Tym, że nie poprosiłaś ich o pomoc?
Tym, że o tym nie wiedzieli, a mogli temu zapobiec. Mogliśmy zmienić szkołę dużo wcześniej. A ja po prostu nie chciałam przysparzać im kłopotu. Nie chciałam sprawiać im przykrości tym, że ludzie mówią o nich źle.
To, że mówili o mnie źle, nie było dla mnie aż tak znaczące, ale ponieważ dotyczyło to moich rodziców – rodziców, którzy dali mi bardzo wiele i nauczyli mnie bardzo wiele – bardzo mnie dotykało.
Udawanie przed bliskimi, że wszystko gra, chyba nie było najłatwiejsze?
Opuszczałam szkołę, ale pilnowałam, żeby mieć 50 proc. obecności, żeby nie było telefonów do rodziców. Bardzo często chowałam się pod łóżkiem u siebie w pokoju. Brałam kurtkę i buty z dołu, żeby mama myślała, że wyszłam. Wtedy uciekałam też w taniec.
Rodzeństwo też nie wiedziało?
Bardzo nie chciałam, żeby to wyszło, bo nie chciałam, żeby ktokolwiek się o mnie martwił. Wiedziałam, że jestem w stanie sobie z tym poradzić w taki czy inny sposób. Oczywiście później wszyscy mówili, że mogłam powiedzieć, bo znalazłoby się jakieś rozwiązanie. Z czym teraz się zgadzam. Zawsze można coś zrobić.
Nie ma żadnego powodu, by kogoś nękać, ale co tak "poruszyło" oprawców?
Czyli bycie dzieckiem znanych rodziców nie jest najprostsze?
Nie jest, ale to nazwisko w ogóle mi nie przeszkadza. Choć rzeczywiście poczułam się inaczej, kiedy pojechałam do Los Angeles, gdzie zawarłam znajomości, których nigdy w życiu bym nie zawarła tutaj.
Tam nikt nie zwracał uwagi na to, jakie mam nazwisko, bo przecież nikt go z nikim nie kojarzył. To, że ludzie byli dla mnie mili, po prostu mili, było dla mnie czymś nowym. Niczego ode mnie nie oczekiwali. Więc to na pewno jest coś, co mnie ciągnie za granicę.
Stresujesz się, kiedy portale piszą coś o tacie?
Staram się niczego nie czytać, ale pamiętam, że kiedyś przeglądałam Facebooka i wyświetliło mi się, że "Michał Wiśniewski nie żyje. Zginął w wypadku samochodowym".
Weszłam w ten artykuł, przeczytałam go i okazało się, że osoba, która jeździ takim samym samochodem jak Michał Wiśniewski, miała wypadek. Pomyślałam sobie, boże, po co takie nagłówki, przecież ja właśnie przeczytałam, że mój tata nie żyje.
Ale teraz coraz częściej media piszą o was, o dzieciach Michała Wiśniewskiego. Z tym łatwiej sobie radzić?
Zdecydowanie łatwiej. O mnie mogą pisać, co chcą. Naprawdę, nie poświęcam temu większej uwagi, więc nawet nie wiem, co się dzieje i co piszą. To dużo zdrowsze. Kiedyś czytaliśmy z bratem komentarze i jak znajdowaliśmy przykre wpisy na nasz temat, a byliśmy wtedy dziećmi, to pojawiały się takie myśli: Ale dlaczego? Przecież nic złego nie zrobiliśmy.
Czuliście, że jesteście na świeczniku?
Tak było od momentu, kiedy się urodziliśmy, czyli całe nasze życie. Nie musiałam się zastanawiać, czy tego chcę, czy nie. Może to kwestia przyzwyczajenia. Często się też z tego śmiejemy, bo ludzie piszą naprawdę zabawne albo absurdalne rzeczy.
A te wszystkie informacje o waszej dużej patchworkowej rodzinie, o partnerkach taty, żonach i kolejnym rodzeństwie, one też nie doskwierały?
Żyjemy w patchworkowej rodzinie, ale każdy z nas ma swoje życie. Dlaczego mamy złościć się, że tata prowadzi akurat takie? Jest duża rodzina, jest śmiesznie, jest dużo zabawy.
I chyba macie też fajne relacje jako rodzeństwo?
To jest coś, co udało nam się wypracować. Gdy dziewczynki były małe, spędzaliśmy sporo czasu razem. Później, kiedy przyszedł czas dojrzewania, pojawił się jakiś zastój. Ale dziś jest super. Nie ma większego wsparcia niż moje rodzeństwo. To wsparcie przeradza się nawet w taką bezinteresowną pomoc. Potrzebujesz mnie – jestem.
Tata przyznał, że pewne momenty w waszym życiu przegapił, że nie zawsze był, choć oczywiście się starał. Miałaś o to żal?
Taty dosyć często nie było, gdy przyjeżdżaliśmy do niego na weekend, ale były dziewczyny – Vivi i Eti, więc zawsze potrafiliśmy zająć się sobą. Ale żadnego żalu nie było. Nie czuję żadnego urazu.
Jest mi to całkowicie niepotrzebne. Nie widzę sensu w zachowaniu, które mogłoby spowodować, że ludzie, na których mi zależy, byliby nieszczęśliwi.
Długo zastanawiałam się, czy o to zapytać... Kiedy tata pił, miałaś świadomość, że ma problem?
Na samym początku na pewno nie. Uświadomiliśmy sobie, że jest to problem, dopiero gdy wydarzyła się pewna sytuacja.
Gdy tata spadł ze schodów?
Wydaje mi się, że byłam w takim wieku, że do końca nie rozumiałam, co się dzieje. Gdyby to się działo dzisiaj, pewnie sytuacja wyglądałaby inaczej. Wtedy mama musiała przejąć inicjatywę i to zrobiła.
Nigdy o tym nie mówiłam, ale pierwszy raz usłyszałam, że tata opowiada o piciu, kiedy pojechałam z nim do domu dziecka. Pamiętam, że pomyślałam w tamtym momencie, że to nie jest temat, którego trzeba się wstydzić. Wręcz przeciwnie – on z tego wyszedł, nie pije.
Myślę, że te sytuacje, które działy się przy nas, też w pewien sposób, z czasem, wpłynęły na to, że odstawił alkohol. Być może zdał sobie sprawę, że może stracić kogoś, na kim mu bardzo zależy.
A ten dom dziecka, to zaangażowanie w pomoc innym, to coś, czego uczyli was rodzice?
Zawsze gdzieś komuś się pomagało. Każdy z nas to ma. Kiedy widzimy, że ktoś potrzebuje pomocy, po prostu podchodzimy. Nieważne, czy dzieje się to na ulicy, w metrze, nieważne gdzie.
Wspierasz też działania Fundacji Cześć Ciało. W jaki sposób?
Cześć Ciało to całkiem nowa fundacja. Ostatnio poprosili mnie i Xaviera, byśmy pojechali do jednej ze szkół i porozmawiali z uczniami nękaniu, o przemocy rówieśniczej. Chcieliśmy pokazać dzieciom, które potrzebują pomocy, a nie chcą się po nią zgłosić, że warto to zrobić i że też tak mieliśmy.
Kto jest większym wrażliwcem, ty czy tata?
Zdecydowanie tata. On częściej się wzrusza.
A gdybym zapytała o to, co ciebie ostatnio wzruszyło, poruszyło np. w jego zachowaniu?
Na pewno zawsze jestem poruszona, kiedy jeżdżę na koncerty, na których tata występuje z Eti. Super, że razem śpiewają. Czuję się dobrze, kiedy widzę ich razem i wiem, że się spełniają, mają z tego fun. Zresztą czuję dumę, gdy widzę, że ktokolwiek z rodziny robi coś fajnego i ma z tego dużo frajdy.
Jakie jest twoje najpiękniejsze wspomnienie z tatą?
Chyba nasza wizyta w Nowym Jorku. Byliśmy tam tylko we dwójkę i bardzo się do siebie zbliżyliśmy, bo bardzo dużo rozmawialiśmy.
Pomimo tego, że wyjeżdżamy w różne miejsca wszyscy razem, całą rodziną, to tata organizuje też podróż z każdym z nas z osobna. Dzięki temu może poświęcić nam większą uwagę.
Wtedy w Nowym Jorku czułam się bardzo zadbana, zaopiekowana. Tata zapewnił mi wszystko, czego potrzebowałam. Chodziłam na treningi i na zakupy. Choć akurat w przypadku zakupów zawsze był sfrustrowany, bo nic nie chciałam sobie kupować, nic mi się nie podobało.
Na pewno wytrwałości i zapału do działania. Rodzice nauczyli mnie, żeby nie rezygnować z tego, co się kocha, co jest pasją, że warto dążyć do celu.
Są jakieś momenty, w których martwisz się o tatę?
No pewnie. Myślę o jego zdrowiu. Tata nie jest chory, ale ma 50 lat, więc wiadomo… Kiedy na koncertach wchodzi na rampy, a ma problemy z kręgosłupem, myślę "boże, tylko nie spadnij".
Twój tata wchodził na te rampy, odkąd pamiętam – byłam wtedy w podstawówce – a pamiętam dokładnie, bo byłam jego wielką fanką.
Mimo wszystko w jakiś sposób się zmienił?
Tata zawsze był wrażliwy, ale na pewno jest spokojniejszy. Za każdym razem chce wracać do domu, zamiast spać w hotelu.
Jest coś, co myślisz o tacie, a on o tym nie wie?
Na pewno jestem bardzo dumna z niego, bo miał ciężkie życie, a doszedł do czegoś niesamowitego. Tak samo moja mama. Wydaje mi się, że to, że rodzice zbudowali wiele z niczego, jest taki motorek napędowy do działania. Oczywiście my mamy dużo prościej. Jest nam łatwiej coś osiągnąć m.in. również dzięki temu nazwisku.
Jestem też dumna z lotnictwa, z tej jego pasji, która jest czymś zupełnie innym niż to, co robi na co dzień. Bardzo to kocha. Widać to po nim. Jestem dumna, że lata, że robi licencje, że inwestuje w swój rozwój.
Na pewno wspierający. Na pewno taki, który jest przyjacielem, który nie ocenia. To ważne, żeby rodzice nie oceniali cię, cokolwiek robisz, bo ty uczysz się na swoich błędach.
Mama i tata pozwalali nam popełniać błędy, żebyśmy uczyli się na swoich, a nie na ich. Musisz się sparzyć, żeby stwierdzić, że czegoś nie chcesz.
Nie ważne, co robię, oni zawsze są. Powiedzą swoje zdanie, ale wiedzą, że to moje życie, moja sprawa i po prostu będą.
Dla każdego z nas rodzina jest bardzo ważna. Gdy o nas piszą, to o wszystkich, więc jesteśmy w tym razem. Bardzo staraliśmy się, żeby nic nas nie podzieliło.