Andrzej Saramonowicz
Andrzej Saramonowicz "żartował" Fot. Pawel Wodzynski/East News

Kojarzycie podaną przez Andrzeja Saramonowicza informację o filmie "Grzech to za mało" o Kapitanie Żbiku z Grzegorzem Małeckim? Okazuje się, że taki film nie powstanie i jest fejkiem, a reżyser... żartował. Mimo że większość wzięła jego wpis na poważnie (czemu trudno się dziwić, skoro pojawił się na oficjalnym profilu twórcy "Testosteronu"), to Saramonowicz ma pretensje do mediów i "masy".

REKLAMA

"Długo to musieliśmy ukrywać, ale właśnie się dzieje: jutro zaczynamy zdjęcia do filmu o polskim Jamesie Bondzie, czyli Kapitanie Żbiku z Milicji Obywatelskiej. Tytuł filmu "Grzech to za mało", w roli głównej Grzegorz Małecki" – napisał w poniedziałek Andrzej Saramonowicz na Facebooku.

Reżyser "Testosteronu" zapewnił, że "film będzie nie tylko obfitował w spektakularne sceny pełne pościgów samochodowych, bijatyk, uwodzeń pięknych, choć sprzedajnych kobiet oraz błyskotliwie maczystowskich dialogów, ale spojrzy z właściwą naszym czasom wrażliwością na osiągnięcia PRL, przemilczane przez ideologiczny dyktat liberalnodemokratycznej III RP".

"Na razie możecie już jednak gratulować Grzegorzowi Małeckiemu. Wygrał casting naprawdę z wielkimi aktorami, niestety, umowy zabraniają mi ujawnienia ich nazwisk. Tym milej mu jednak będzie, że dziś właśnie ten wybitny aktor Teatru Narodowego ma urodziny" – dodał. Jakby tego było Saramonowicz opublikował jeszcze kilka dwa kolejne wpisy o "filmie".

Andrzej Saramonowicz "żartował". Nie będzie filmu o Kapitanie Żbiku

Agencja Jump, do której należy Grzegorz Małecki, wystosowała jednak oświadczenie, w którym zaprzeczyła, że aktor (z którym Saramonowicz współpracował przy "Bejbis" z 2022 roku) bierze udział w domniemanym projekcie.

Saramonowicz postanowił to skomentować w swoim stylu i stwierdził, że ktoś... podszywa się pod agencję.

"Ja już nie wiem, co się z tym krajem porobiło. Wszyscy wszystkim podkładają kłody pod nogi. Właśnie mnie poinformowano, że ktoś, podszywając się pod agencję Grzegorza Małeckiego, rozpowszechnia informacje, jakoby Aktor nie grał w filmie „Grzech to za mało”. Kochani, to jest fejk! Nie wierzcie w to! Nie rozpowszechniajcie nieprawdy!" – napisał na Facebooku.

W mediach rozpętał się jednak taki chaos, że reżyser w końcu wyjawił, że... żartował i nie robi filmie z Kapitanie Żbiku. Dostało się... wszystkim. "Żyjemy w matriksie, bo chcemy w nim żyć. 19 czerwca mój przyjaciel Grzegorz Małecki miał urodziny. Z tej okazji, dla czystego żartu, napisałem, że robimy film 'Grzech to za mało' o przygodach Kapitana Żbika – zaczął wpis.

Według reżysera "Testosteronu", każdy powinien dostrzec, że wcześniejszy post o filmie z Małeckim był fejkiem. "Było w tym poście wystarczająco dużo informacji, że to żart. Zdjęcie Małeckiego z garderoby filmu 'Bejbis' (dla bardziej spostrzegawczych) oraz szereg nieprawdopodobnych idiotyzmów w samej treści" – stwierdził.

Okazało się jednak, że opinia publiczna była innego zdania i, jak zauważył Saramonowicz, "to nie wystarczy". "Pominę gratulacje dla Małeckiego i dla mnie od znajomych i nieznajomych, pominę zgłoszenia od aktorów, a nawet agencji, że też chcą grać lub oferują swoich aktorów. Co mnie naprawdę zdumiało, to reakcja mediów" – napisał reżyser i zaczął... krytykować media.

Te, w relacji Saramonowicza, "gremialnie zaczęły 'informować' o tym, że Małecki z Saramonowiczem kręcą film o Żbiku, przytaczając przy tym wszystkie bzdury, które dwa dni temu przy porannej kawie wklepałem dla hecy w klawiaturę ajfona".

"Jeśli to, pożal się Boże, dziennikarze robią to w tak błahej sprawie, jak prawdziwy lub rzekomy film Saramonowicza i Małeckiego, to robią to także w innych. A potem my, czytelnicy czy widzowie, wierzymy w ich bzdury. O polityce, nauce, gospodarce, moralności itp. I tak oto, bez specjalnego przymusu dyktatury, żyjemy w fejkświecie. W matriksie właśnie" – stwierdził Saramonowicz.

"I tak oto twórcy, którzy naprawdę starają się o zrealizowanie przygód Żbika, dostają zawału i atakują platformy streamingowe, z którymi się umawiali. A platformy atakują agencję aktorską Małeckiego. Agencja atakuje swojego klienta, że ukrył przed nią rzekomą pracę przy moim filmie, tenże – rozbawiony, ale i zakłopotany – dzwoni do mnie, bym już przestał się wydurniać, bo producent innego jego filmu chce zrywać współpracę, nie po drodze mu ze Żbikiem. I to wszystko w 24 godziny, Jack Bauer się, ku*wa, kłania! – pisał dalej.

Saramonowicz uderza w media, ale... sam nawarzył sobie piwa

To nie był koniec wpisu Saramonowicza. "Ludzie, co się z nami stało? Gdzie umiejętność czytania żartów? Grubych żartów, przy których nawet żadna finezja nie jest potrzebna? Co się z nami stało? Jak można przestać czytać język na poziomie metafory, absurdu, wygłupu? Żal. Żal.pl" – ocenił.

Podkreślił, że wie, że trzeba dziś przepraszać za żarty seksistowskie, za żarty z wad i za żarty z głupoty". Teraz do tego doszła jeszcze konieczność przepraszania za żarty abstrakcyjne. No to przepraszam. Maso, zwyciężyłaś" – podsumował.

Podkreślmy, że jeśli autor żartuje publicznie, robi to na własną odpowiedzialność. Chyba, że jest akurat 1 kwietnia – wtedy takie "żarty" są rozumiane właśnie jako żarty, a dziennikarze są podejrzliwi nawet wobec oficjalnych postów na publicznych profilach.

W dobie fake newsów trudno więc mieć do kogokolwiek pretensje, że odebrał wpis Andrzeja Saramonowicza na serio. Sądząc po reakcji otoczenia, o której pisał reżyser, żart zwyczajnie się nie udał.