W obwodzie mohylewskim na Białorusi powstanie obóz dla członków Grupy Wagnera. Będzie mógł pomieścić 8 tysięcy wojowników. Ma zostać zbudowany w Osipowiczach. To 200 kilometrów od granicy z Ukrainą. Tak twierdzi niezależny rosyjski portal Wiorstka. Z informacji, które podaje, wynika, że takich obozów ma być kilka.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Prace nad budową obozu dla najemników Grupy Wagnera w obwodzie mohylewskim idą pełną parą. Według informatora z lokalnego nadleśnictwa, obozów dla ludzi Prigożyna ma być kilka. Jeden z nich ma powstać niedaleko miejscowości Osipowicze.
Rozmówca portalu twierdzi, że powierzchnia wyniesie 24 tysiące metrów kwadratowych i pomieści 8 tysięcy osób. Jak powiedział, budowa ma pochłaniać pracujących nad nią do tego stopnia, że nie robią nic innego.
Tymczasem, jak podaje "The Moscow Times", anglojęzyczna gazeta w internecie wydawana w Moskwie, Jewgienij Prigożyn miał być widziany w hotelu Green City w Mińsku na Białorusi, o czym powiadomiło wiele kanałów na Telegramie, w tym Brief.
W poniedziałek (26 czerwca) pojawiło się też oświadczenie szefa Grupy Wagnera, pierwsze od czasu zakończenia jego "marszu na Moskwę". Jak poinformował Prigożyn, 1 lipca Grupa Wagnera przestanie istnieć w wyniku "intryg i nieprzemyślanych decyzji".
Według zarządzenia Ministerstwa Obrony Rosji, od początku przyszłego miesiąca bowiem takie jednostki jak Grupa Wagnera mają podlegać bezpośrednio rosyjskiemu MON. Ze słów Prigożyna wynika jednak, że na kontrakt z resortem zdecydowało się jedynie 2 proc. najemników Grupy Wagnera.
Prigożyn wskazywał w oświadczeniu na powody jego buntu. Mówi, że "mimo że nie wykazaliśmy żadnej agresji, rozpoczęto na nas atak rakietowy".
– Zginęło 30 osób. Niektórzy zostali ranni. To stało się impulsem do natychmiastowego natarcia – tłumaczy.
– Jedna z kolumn udała się do Rostowa, druga w kierunku Moskwy. (...) Żałujemy, że musieliśmy uderzyć w samoloty, ale rzucili bomby. Przejechaliśmy 780 km. Zostało nam 200 km do Moskwy. Wśród pilotów Wagnera jest kilku rannych i dwóch zabitych - wśród nich pracownicy MON. Żaden z bojowników nie został zmuszony do marszu, a wszyscy znali jego cel – wyjaśniał dalej Prigożyn.
Biden o buncie Prigożyna
Także w poniedziałek po raz pierwszy na temat niedoszłego puczu w Rosji wypowiedział się prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden. Jak się wyraził, sojusznicy USA i NATO nie byli zaangażowani i nie mieli nic wspólnego z niedoszłym puczem w Rosji.
– Było to częścią walki w ramach rosyjskiego systemu – zaznaczył Joe Biden z odniesieniu do buntu Prigożyna. Ze słów przywódcy USA wynika, że zarówno jego kraj, jak i sojusznicy nie byli zaangażowani w bunt Grupy Wagnera przeciwko Putinowi.
– Zgodzili się ze mną, że nie daliśmy Putinowi żadnej pretekstu ... do obwiniania Zachodu lub NATO – powiedział Biden o swoich rozmowach z sojusznikami USA w weekend.