Alaksandr Łukaszenka już niedługo dostanie od Władimira Putina nowe "zabawki" – na początku lipca na terenie Białorusi rozmieszczona zostanie broń atomowa z Rosji. Dlatego też białoruski przywódca podczas ostatniego przemówienia poczuł się przez to na tyle mocny, że stał się orędownikiem pokoju, oczywiście tego na rosyjską modłę.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
– Czy zachodni politycy zdadzą sobie sprawę z tego, że popychają Europę do nuklearnego starcia? – zapytał podczas przemówienia z okazji święta niepodległości BiałorusiAlaksandr Łukaszenka.
– Nie daj Boże, wybuchnie najgorsza wojna w historii. Gorąco będzie nie tylko w Warszawie, Kijowie czy Wilnie. My, Europa jako cywilizacja, znikniemy. Ale oni tego nie potrzebują. My też nie. Białoruś i Rosja kategorycznie nie są zainteresowane takim efektem – kontynuował swoje propagandowe przemówienie, które relacjonuje agencja BelTA.
Łukaszenka uważa, że pomimo "szaleństwa polityków sąsiednich krajów", Białorusini muszą zachować z nimi przynajmniej "zły, ale pokój".
– Nasz rząd, Ministerstwo Spraw Zagranicznych powinny przedstawić plan dobrego sąsiedztwa i pokoju. Powtórzę raz jeszcze: chcemy z wami pokoju nie dlatego, że boimy się waszych pułków i innych jednostek. Ich cele są niewykonalne, a plany szalone – stwierdził.
Warto zaznaczyć jednak, że żaden z krajów NATO nie jest zainteresowany agresją na Białoruś w żaden sposób. Kraj ten jest obłożony sankcjami, gdyż to reżim Łukaszenki wspiera bezprawną i bestialską wojnę, którą Ukrainie wypowiedziała Rosja.
Białoruś chce współpracować z Zachodem?
Inaczej jednak widzi to Łukaszenka, który stawia się w roli tego, który jest chętny współpracować z Zachodem.
– Nawet mając różne interesy narodowe, wartości, tradycje, my, kraje Europy Wschodniej i Zachodniej, która jest naszym wspólnym domem, możemy i powinniśmy rozwijać się razem. Możemy być dla siebie interesujący i użyteczni we wszystkich dziedzinach: gospodarce, nauce, edukacji, kulturze – stwierdził Alaksandr Łukaszenka ani słowem nie wspominając o wojnie w Ukrainie.
Broń atomowa w Polsce?
Ale kwestia broni atomowej nie dotyczy tylko Białorusi, ale także Polski. Temat potencjalnego udziału kraju nad Wisłą w programie Nuclear Sharing pojawił się podczas piątkowej konferencji prasowej Mateusza Morawieckiego po zakończonym posiedzeniu Rady Europejskiej.
– W związku z tym, że Rosja ma zamiar rozmieścić taktyczną broń jądrową na Białorusi, my tym bardziej zwracamy się do całego NATO o wzięcie udziału w programie Nuclear Sharing. Oczywiście przede wszystkim jest to decyzja Amerykanów, ale my nie chcemy siedzieć z założonymi rękoma kiedy Putin eskaluje różnego rodzaju groźby – stwierdził szef polskiego rządu.
– Ostateczna decyzja będzie oczywiście zależała od naszych amerykańskich, NATO-wskich partnerów. My deklarujemy naszą wolą szybkiego działania w tym zakresie – dodał Mateusz Morawiecki. Na odpowiedź ze wschodu polski premier nie musiał długo czekać.
Miedwiediew odpowiada i straszy
– Biorąc pod uwagę fakt, że polskie przywództwo składa się dziś wyłącznie z patentowych degeneratów, prośba o umieszczenie w Polsce broni jądrowej grozi tylko jednym. Taka broń zostanie użyta – tymi słowami Dmitrij Miedwiediew, cytowany przez rosyjską agencję państwową TASS, skomentował kolejny apel rządu PiS o dołączenie do programu Nuclear Sharing.
Ale na tym wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej nie skończył. Stwierdził, że jest w tym "pozytywna strona". – Wszystkie Dudy, Morawieckie, Kaczyńscy i inne złe duchy znikną – mówił. – Cóż, inni też znikną, niestety – dodał Miedwiediew.