W Hollywood nie brakuje filmowych gwiazd, które próbowały swoich sił także w muzyce. Jak Tom Hardy czy Mark Wahlberg. Nieraz to właśnie sceniczna kariera była przepustką do występu w pełnometrażowych produkcjach – jak w przypadku Lady Gagi. Oto przykłady osób obdarzonych podwójną dawką artystycznego talentu.
Reklama.
Reklama.
Tom Hardy zdradził, że w latach 90. nagrał ogromną ilość piosenek, które trafiły do szuflady
Ryan Gosling ma na koncie album z mroczną muzyką, na którym śpiewa, gra na gitarach i pianinie
Tom Waits, który miał na swoim koncie muzyczne albumy, w filmie debiutował u młodziutkiego Sylvestra Stallone
Pod koniec lat 90. powstała płyta z rapowymi utworami zatytułowana "Tommy No 1 + Eddie Too Tall – Falling on Your Arse in 1999". Płyta, którą usłyszała prawdopodobnie garstka ludzi. Dlaczego o tym wspominam? Bo "Tommy No 1" było ksywką Toma Hardy'ego, który na niej rapował.
Na krążku można znaleźć 18 kawałków. W podkładach udało mi się doszukać sampli ze ścieżek dźwiękowych z takich filmów jak "Ojciec chrzestny", "Blade Runner", czy "James Bond – Moonraker". Jestem jednak pewien, że jest tego tam więcej.
Album udostępnił w sieci w 2018 roku Edward Tracy, brytyjski scenarzysta i reżyser (to on krył się pod pseudonimem Eddie Too Tall). Jakim raperem był Hardy? Moim zdaniem miał solidne flow, chociaż sam po latach skwitował w rozmowie z BBC, że "było ciężko to sprzedać, bo pochodzę z miłej dzielnicy klasy średniej, no i nie był w tym zbyt dobry". Zresztą oceńcie sami.
Na stronieIMDb, największej na świecie internetowej bazie danych o filmach, można znaleźć informację, że Hardy debiutował na ekranie w 2001 roku w krótkometrażowych projektach. Technicznie rzecz biorąc, był więc muzykiem, zanim stał się aktorem. Zwłaszcza że jak sam przyznał, że nagrał mnóstwo rzeczy, które nigdy nie zostały wydane irapował od kiedy miał 14-15 lat.
Ktoś jednak spyta: czy to go czyni byłym muzykiem, skoro tak szybko porzucił tę ścieżkę kariery? W moim odczuciu wciąż tak.
Patrząc na szalone lata 90. można odnieść wrażenie, że przynajmniej przez chwilę więcej wysiłku w swoją muzyczną karierę włożył inny hollywoodzki aktor – Mark Wahlberg ("Infiltracja", "Ted"), wtedy występujący jako Marky Mark and the Funky Bunch. Swoim utworem "Good Vibrations" formacja zajęła pierwsze miejsce Billboard Hot 100 w 1991 roku. Dwa lata później zespół zakończył działalność.
W 2018 roku Wahlberg przyznał niechętnie, że jego dzieci czują się "upokorzone", ilekroć słyszą gdzieś ten utwór. Inne czasy, inna moda, różny gust muzyczny.Jestem w stanie je zrozumieć.
Warto wspomnieć, że część artystów postanowiło prowadzić swoje muzyczne i filmowe kariery symultanicznie. Przykładem tego są chociażby Iggy Pop i Tom Waits. Obaj panowie to muzyczne legendy, których występy przed kamerą mogliśmy oglądać w filmach Jima Jarmusha, m.in. w kultowym "Kawa i papierosy".
Co ciekawe, Tom Waits debiutował w filmie już 1978 roku w "Zaułek raju" – obrazie napisanym i wyreżyserowanym przez młodziutkiego Sylvestra Stallone. Wystąpił w roli Mumblesa, grajka śpiewającego i grającego na fortepianie dla zmęczonych ciem barowych.
Iggy Pop zaczynał w latach 80. od podłożenia głosu do fantastycznej animacji "Rock & Rule", która – z tego co pamiętam – w żadnym razie nie jest przeznaczona dla młodszego widza (jego rola została podpisana tam jako "Potwór z innego wymiaru"). Można go także przez chwilę usłyszeć w kultowym obrazie post-apo "Hardware".
W 1995 roku wystąpił u wspomnianego wcześniej Jima Jarmusha w "Truposzu", a rok później wcielił się jednego z zabójców głównego protagonisty w "Kruk 2: Miasto aniołów" – kontynuacji filmu z 94., na planie którego życie stracił Brandon Lee, syn Bruce'a Lee.
Rok temu wystąpił w komedii "Daniel's Gotta Die".
W świecie kina nie brakuje też historii muzyków, dla których występowanie w filmach było tylko epizodem w ich życiu – podyktowanym raczej skalą popularności danego artysty, a nie jego szczerą chęcią zostania kolejnym Marlonem Brando. Mam nadzieję, że nikogo nie urażę tą opinią, ale za taki przypadek uważam występy Elvisa Presleya, który zaczął swoją przygodę z filmem w połowie lat 50. i przez następne 15 lat wystąpił w... 31 produkcjach.
Przeważnie w nich śpiewał i tańczył – czyli dokładnie to, czego wtedy od niego oczekiwano.
Świat muzyki stale dostarcza też nowych talentów aktorskich, które potrafią zaskarbić przychylność u jednej grupy widzów, jednocześnie budząc dezaprobatę wśród pozostałej części.
Dobrym tego przykładem są występy bijącego teraz rekordy popularności Harry'ego Stylesa. Wychwalany z rolę w "Dunkierce" z 2017 roku Christophera Nolana musiał zmierzyć się ze słowami krytyki za przeszarżowany występ w "Nie martw się, kochanie".
"Wpierw wyniesiono go na piedestał, by po latach ciągłych zachwytów mógł stać się istnym memem. Harry Styles ma za sobą długą drogę – od boysbandowego bożyszcza nastolatków przez łamiącego stereotypy muzyka, którego krytycy ochrzcili mianem młodego Micka Jaggera, aż po aspirującego aktora rzekomo zgarniającego większą gażę od swojej utalentowanej koleżanki z planu. Film »Don’t Worry Darling« sprawił, że konsekwentnie budowany image Brytyjczyka zaczął się powoli sypać" – pisała w 2022 roku Zuzanna Tomaszewicz, autorka naTemat.
W tym miejscu można zadać pytanie: jaki występ na ekranie da inna utalentowana piosenkarka, pracując nad kontynuacją jednego z najważniejszych filmów opartych na postaci z komiksu – Lady Gaga w "Joker: Folie a Deux"?
Przypomnijmy, że Gaga ma się wcielić tu w postać Harley Quinn, życiowa partnerka wspomnianego Jokera.
Gaga ma obecnie na swoim koncie 12 ról. Jak podaje serwis IMDb: debiutowała w serialu "Rodzina Soprano", grała "dziewczynę w basenie". Nie została wymieniona w obsadzie. Wszyscy chyba jednak kojarzą ją z przebojów kinowych "Narodziny gwiazdy" (dostała nominację do Oscara w kategorii "Najlepsza aktorka pierwszoplanowa") oraz "Dom Gucci". Druga część Jokera ma trafić do kin w 2024 roku, ale już teraz da się wyczuć, że oczekiwania są więc ogromne. Osobiście jednak jestem dziwnie spokojny o jej występ. Myślę, że idealnie pasuje do roli.
Oczywiście w świecie muzyki nie brakuje też artystów, którzy zaczynali jako aktorzy. W 2007 roku Ryan Gosling założył razem ze swoim przyjacielem z branży filmowej Zachem Shieldsem muzyczny duet Dead Man’s Bones, a dwa lata później wydali płytę z klimatyczną muzyką z pogranicza darkwave i gothic rock.
Osobiście jednak chyba najbardziej lubię w tym kontekście przykład Bruce'a Willisa. Słynnagwiazdakina akcji wydała w 1987 roku bluesowy album "The Return of Bruno". Na rok przed tym, jak wystąpił w pierwszej "Szklanej pułapce". Co w tym ciekawego, spytacie?
Początkowo rolę nieustraszonego policjanta Johna McCLane'a chciano powierzyć Frankowi Sinatrze. Ktoś chyba jednak uznał, że 70-letni wtedy piosenkarz może mieć problem z uratowaniem zakładników z rąk terrorystów.