Ginekologia w szpitalu. Zdjęcie ilustracyjne.
Ginekologia w szpitalu. Zdjęcie ilustracyjne. Fot. Wojciech Olkusnik/East News
Reklama.

Bohaterka artykułu "Wysokich Obcasów" jest z Warszawy i w tekście została nazwaną panią Olą (imię redakcja zmieniła na jej prośbę).

Dramatyczna historia pani Oli. Była dręczona przez policję i prokuraturę

41-latka długo starała się o dziecko, ale niestety poroniła w 2011 i 2012 roku (druga ciąża była bliźniacza). Udało się za trzecim razem. Urodziła w 2019 roku synka, a w 2022 roku zaszła ponownie w ciążę. – Wiedziałam, że jest ona obarczona dużym ryzykiem, że też nie pomaga mój wiek, miałam już wtedy 40 lat, ale chciałam spróbować, marzyłam o tym, żeby syn miał rodzeństwo – powiedziała "WO".

W czerwcu 2022 roku, kiedy była w 18. tygodniu ciąży, źle się czuła. Trafiała do Międzyleskiego Szpitala Specjalistycznego w Warszawie. Lekarze stwierdzili niewydolność szyjki macicy, dali jej leki i kobieta pojechała do domu.

Pani Ola: Wszędzie tryskała krew

Niestety ciąży nie udało się donosić. Kobieta poroniła 17 czerwca 2022 roku. – Byłam wtedy sama w domu z synem, nagle zaczęłam czuć koszmarny ból, nie do opisania. Pobiegłam szybko do łazienki i tam wszystko ze mnie wystrzeliło. Wszędzie tryskała krew, spojrzałam w dół i zobaczyłam zwisającą pępowinę – relacjonowała pani Ola.

Pogotowie zabrało ją do szpitala (na miejscu zjawili się ratownik i ratowniczka), gdzie lekarze przeprowadzili zabieg łyżeczkowania. Krótko po operacji zadzwoniła do męża, a on powiedział jej, że "stoi pod domem z policją". Pani Ola uważa, co przekazała "WO", że to ratowniczka medyczna powiadomiła policję, że 41-latka "dokonała aborcji i utopiła w toalecie dziecko".

I tak zaczął się koszmar pani Oli ze służbami. Policja pojawiła się zaraz w szpitalu. Lekarze nie chcieli ich wpuścić, więc funkcjonariusze stali pod salą i powtarzali, że taką decyzję wydała prokuratorka. Kazała ona też od kobiety pobrać krew do badań.

W domu pani Oli prokuratorka kazała wypompować szambo

– Policja chodziła za mną krok w krok, jak cienie, nawet do windy weszli ze mną i mężem – mówiła roztrzęsiona kobieta "WO". Ostatecznie pani Ola zgodziła się na pobranie krwi, gdyż była przerażona tym, co się wokół niej dzieje.

Po powrocie do domu zaczął się dla niej kolejny rozdział tego koszmaru. – Zanim zdążyłam dojechać do domu, dowiedziałam się, że pod domem czeka już policja, bo prokurator kazała wypompować szambo – opowiedziała.

W domu zabezpieczono też wszystkie jej rzeczy, z którymi miała styczność w momencie poronienia, takie jak m.in. nożyczki, którymi odcięła pępowinę czy krew z podłogi. W tym czasie wezwana ekipa wypompowywała szambo, ale nic w nim nie było. Efekt nie zadowolił prokuratorki, więc miała zapytać szambiarzy, czy mogą zbiornik wypompować jeszcze raz przy użyciu sitka. Ci się nie zgodzili.

Następnie Prokuratura Rejonowa Praga Południe w Warszawie wszczęła postępowanie z art. 152 par. 2 kodeksu karnego, czyli o pomocnictwo w aborcji. Po pół roku, w październiku 2022 roku je umorzono.

W decyzji, którą opisują "Wysokie Obcasy" czytamy, że nie uznano dowodu w postaci podpasek ze śladami krwi, a badanie toksykologiczne potwierdziło jedynie, że 41-latce podawano leki w celach medycznych. Służby, policja i prokuratura, nie przeprosiły kobiety.

Przypomnijmy przy okazji, że samodzielne zażywanie i posiadanie tabletek poronnych nie jest w Polsce zakazane. Nielegalna jest jedynie pomoc w dokonaniu aborcji.

22 29 22 597 to numer Aborcji bez Granic (AWB), czyli ogólnoeuropejskiej inicjatywy, której celem jest pomoc kobietom w Polsce w dostępie do aborcji, zarówno w domu za pomocą pigułek aborcyjnych, jak i w klinikach i szpitalach za granicą.

AWB posiada infolinię, która jest czynna siedem dni w tygodniu od 8:00 do 20:00. Pracują w niej członkowie Kobiety w Sieci.