1 Episkopat nie odnosi się w żaden sposób do najważniejszej części książki: świadectwa dwunastu osób, które opowiadają jak w dzieciństwie były seksualnie wykorzystywane przez księży, jak zostały potraktowane przez Kościół i jak to zaważyło na ich życiu. Ta reakcja – albo raczej ten brak reakcji – jest symptomatyczny. Problem Kościoła nie polega na tym, że bywają przestępcy seksualni w jego szeregach, bo tacy zdarzają się w różnych instytucjach. Problem w tym, że Kościół troszczy się bardziej o własny wizerunek niż o los ofiar. Rezultatem tego jest tolerowanie w stanie kapłańskim ludzi, którzy nie powinni nosić sutanny.
2 W żaden sposób episkopat nie odnosi się do argumentacji na której książka się opiera. Nie wiem czego uczą się studenci dziennikarstwa w Polsce na temat „technik manipulacji”, za to wiem czego mnie uczono jako studenta filozofii w Holandii: na argumenty odpowiada się argumentami. W uczciwej debacie należy unikać pseudoargumentów (angielski: fallacy), na przykład tak zwanego argumentu ad hominem: dyskwalifikującego rozmówcę przez przypisanie mu cech, które mają się nijak do dyskusji. Najprostszym wariantem jest oskarżenie o to, że działa on w złej wierze. Tak właśnie robi episkopat.
3 Zamiast przedstawić argumenty, insynuuje, że działam na czyjeś zlecenie, stosuję „techniki manipulacji” i cenzuruję źródła. W czwartek ksiądz rzecznik wypytywał mnie drogą sms-ową kim jestem i na czyje zlecenie działam, nie wspominając przy tym że przygotowuje oświadczenie w sprawie książki. Głównym jego zmartwieniem zdawało się być pytanie na czyje zlecenie powstał film o pedofilii w polskim Kościele, który nakręciłem z holenderską dziennikarką i operatorem i który był „początkiem” książki. Zapewniam, że nikt mi nie zlecał zrobienie tego materiału, chyba że uznamy sumienie za zleceniodawcę. Każda telewizja w Polsce która wyrazi chęć może nasz film wyświetlić. Link na trailer można znaleźć na stronie facebookowej książki.
Bardzo chciałbym aby rozmowa toczyła się bez teorii spiskowych w tle. Kościół nie jest oblężoną twierdzą, tylko instytucją, która, jak każda inna w społeczeństwie demokratycznym, podlega ocenie. Molestowanie seksualne w Kościele jest tematem zbyt ważnym, by go zostawić na wyłączność mediom antyklerykalnym. Szkoda że zamiast zajmować się pytaniem, co można robić aby pomóc ofiarom i zapobiec dalszym nieszczęściom, episkopat kieruje cały swój wysiłek na udowodnienie, że moja książka powstała by szkodzić Kościołowi.
a. Według episkopatu stawiam tezę, jakoby Kościół zaprzeczył istnieniu problemu pedofilii we własnych szeregach. Jest to zadziwiające, skoro cytuję na początku książki samego księdza rzecznika, który powtarzał wielokrotnie w rozmowie przed kamerą, że w Polsce jest znane „kilka przypadków”. Nie chciał precyzować co znaczy „kilka” i zapewniał, że problem w polskim Kościele jest dużo mniejszy niż gdzie indziej i że Kościół nie może zbadać skali tego zjawiska. W pierwszej części książki próbuję więc sprecyzować co te „kilka” może oznaczać.
b. Ksiądz rzecznik twierdzi, że zgłosili się do niego holenderscy dziennikarze, „którzy chcieli zrobić reportaż, prezentujący Kościół w Polsce”. To nie jest prawda. Temat rozmowy był jasno określony: molestowanie seksualne w polskim Kościele.
c. Ksiądz rzecznik twierdzi że występowałem tam jako „tłumacz”. Nie przedstawiłem się jako „tłumacz”, ani nie zostałem mu przedstawiony jako „tłumacz”. Byłem w naszej ekipie jedyną osobą mówiącą po polsku. Zresztą, nawet gdybym faktycznie był „tylko” tłumaczem, nie bardzo rozumiem w jaki sposób to zmienia ocenę treści książki.
d. Episkopat zarzuca mi, że nie kontaktowałem się w 2012 roku. Rozmawialiśmy z księdzem rzecznikiem pod koniec listopada 2011. Odpowiedział wtedy na nasze pytania. Nie kontaktowałem się potem, bo uznałem, że najważniejsze jest odnaleźć więcej ofiar i wysłuchać tego, co one mają do powiedzenia. W maju i czerwcu 2012 napisałem książkę. Kilka osób recenzowało ją podczas wakacji, po czym czekała przez pół roku na swoją kolej w wydawnictwie.
e. Episkopat zarzuca mi, że pomijam fakt iż polscy biskupi w zeszłym roku zajmowali się tematem molestowania seksualnego. Jest to nie prawda. Wspominam o tym, że polscy biskupi się tym zajęli. Nie uczynili tego jednak z własnej inicjatywy, tylko dlatego, że Watykan się tego domagał. To co uderzyło mnie w oświadczeniach, które pojawiały się w tym kontekście, to nie stwierdzenia typu „Zero tolerancji dla pedofilii, pełna ochrona dla ofiar i ich najbliższych" (trudno sobie wyobrazić inne stanowisko), tylko że episkopat z całą siłą wykluczył jakąkolwiek odpowiedzialność materialną za przestępstwa dokonane przez księży.
f. Według episkopatu zaprzeczam samemu sobie zarzucając polskim mediom „swego rodzaju zmowę milczenia wobec tematu pedofilii” a równocześnie obszernie z nich cytując. Nie ma tu żadnej sprzeczności. Cytuję obszernie tak zwane „prawicowe” media, aby pokazać w jakich momentach przyjmują służalczą postawę wobec Kościoła. Cytuję również tak zwane „liberalne” media, które wprawdzie boją się, że ktoś im zarzuca antyklerykalność, ale piszą o molestowaniu seksualnym w Kościele. Ich nadostrożność przejawia się w tym, że rzadko albo wcale stawiają kluczowe pytania. (Na przykład: „Jaka była i jest odpowiedzialność biskupów?”)
g. Głównym zmartwieniem episkopatu nie są jednak media, które są powszechnie czytane i oglądane, tylko te, które są uznane za ‘katolickie’. I tu episkopat wyciąga najcięższe zarzuty: „Pomijanie jest główną techniką manipulacyjną stosowaną przez autora.” Po pierwsze nieprawdą jest, że pomijam katolickie media. Cytuję obszernie ‘Więź’, ‘Tygodnik Powszechny’ i pismo KIK-u ‘Kontakt’, które wyrażają troskę o los ofiar, a tym samym pokazują, że Kościół wcale nie musi być tą bezduszną instytucją, która pojawia się w świadectwach ofiar. Po drugie książka nie jest rozprawą na temat wewnątrzkościelnych rozważań w sprawie molestowania seksualnego. To co Kościół mówi jest ważne, ale ważniejsze jest to co czyni.
Cieszę się, że Kościół dostrzega problem molestowania seksualnego w swoich szeregach. Chętnie jednak bym się dowiedział jak te „setki” i „tysiące” publikacji wewnątrzkościelnych przełożyły się na zadośćuczynienie wobec ofiar. Jest to tym ważniejsze, że wykorzystywanie seksualne dzieci jest poważnym problemem w dobie internetowej. Póki Kościół nie daje przykładu jak postępować z problemem, trudno sobie wyobrazić w jaki sposób – zgodnie ze słowami Jana Pawła II – może pomagać społeczeństwu w jego zrozumieniu i rozwiązaniu.