W przeszłości nieraz odwoływano koncerty czy festiwale, ale w tym pierwszym przypadku zwykle bierze się pokój na jedną noc, a w tym drugim dotyczyło to głównie mniejszych wydarzeń, więc i skala pokrzywdzonych była mniejsza. Pomijając oczywiście okres pandemii, w którym odzyskanie pieniędzy z rezerwacji, ze względu na naprawdę wyjątkowe okoliczności, było łatwiejsze.
Z Fest Festivalem jest trochę inaczej, bo urósł do rangi jednej z największych imprez muzycznych w kraju. W zeszłym roku było na niej od 40 do nawet 50 tysięcy osób. W tym roku miała się odbyć jego czwarta edycja i zupełnie nic nie wskazywało na to (oprócz krążących od zeszłego roku plotek), że kilka dni przed startem zostanie anulowana.
Dlatego sporo osób zaufało marce i zarezerwowało noclegi bez prawa do anulowania pobytu. Ale jest też druga strona medalu – organizator odwołał imprezę w ostatniej chwili, kiedy w wielu miejscach noclegowych czas na bezpłatne odwołanie przyjazdu już po prostu upłynął.
Odwołanie występu jednego czy dwóch artystów to akceptowalne ryzyko, ale całego, dużego i wspieranego przez znane i poważne instytucje festiwalu?
Takie rzeczy widzieliśmy tylko w dokumencie Netfliksa o niesławnym Fyre Festival. Dołączają więc do pechowców, którzy pewnie nigdy nie odzyskają pieniędzy za bilety. W wielu przypadkach to te same osoby.
Wiele osób zarezerwowało hotel na Fest Festival, ale też pewnie nie odzyskają pieniędzy
Organizator Fest Festivalu napisał w oświadczeniu, że w tym roku planowana frekwencja nie przekroczyła 50 proc. Nie wiemy, ile zakładał, ale oszacujmy ostrożnie, że spodziewali się 20 tysięcy festiwalowiczów, a to daje nam ok. 10 tysięcy osób, które nabyło bilety.
Większość z nich musiała gdzieś spać: pole namiotowe ma ograniczoną, niewielką przestrzeń (nie wszyscy też chcą nocować w takich warunkach), dlatego wynajęcie pokoju było dla osób z całej Polski (i pewnie i niektórych z zagranicy) koniecznością. Podsumowując: kilka tysięcy osób zostało na lodzie.
– Kiedy dwa tygodnie temu próbowałam zarezerwować hotel w Chorzowie, nie było już żadnych miejsc, a na wynajęcie willi za 35 tysięcy złotych nie było mnie stać – mówi mi jedna z poszkodowanych osób. – Dlatego razem z koleżankami zdecydowałam się na wzięcie apartamentu na 8 osób w Katowicach. Wyszło nas to 3800 zł.
Przyznaje, że próbowała odwołać nocleg, ale nie miała takiej opcji, bo opłaciła bezzwrotną rezerwację na Booking.com, czyli w jednym z najpopularniejszych serwisów tego typu (na stronie możemy przeczytać, że faktycznie nie da się nic zrobić).
– Pani w recepcji też rozkładała ręce, bo ona też nie ma na to wpływu. Zostałam w Warszawie, ale moje koleżanki pojechały do Katowic, bo szkoda im było, żeby te pieniądze się zupełnie zmarnowały – mówi z żalem.
Sytuacja jest patowa, bo przecież serwis Booking.com, z którego skorzystała pewnie ogromna część niedoszłych festiwalowiczów, nie jest w żaden sposób winny. Nie współorganizował festiwalu i jest tylko pośrednikiem między turystami a hotelarzami.
Taka bezwrotna rezerwacja – w normalnych warunkach – to też jest w pewien sposób udogodnienie dla podróżnych, bo cena za nocleg jest wtedy niższa, a i hotelarze mogą spać spokojnie, bo nie będą musieli zwracać pieniędzy, kiedy komuś coś się odwidzi.
Czy więc Booking.com mógłby wyjść naprzeciw oczekiwaniom niedoszłych festiwalowiczy? Napisałem w tej sprawie do biura prasowego firmy, ale do czasu publikacji artykułu nie otrzymałem odpowiedzi. Moja rozmówczyni twierdzi, że zwrot pieniędzy byłby miłym gest dobrej woli. W przypadku jej koleżanek to już za późno, ale ona sama nie skorzystała z rezerwacji.
– Wiele z tych wynajętych pokoi i tak będzie stało pustych, bo Fest Festiwalu nie ma, więc ludzie zostali w domach. Przez zwrot rezerwacji nikt nie poniósłby żadnych dodatkowych kosztów. Hotele też nie zarobią np. na kupowanych posiłkach, a sprzątaczki nie będą miały co robić – dodaje.
Trzeba szukać pozytywów: jest dobra okazja do pozwiedzania Śląska
Druga osoba, z którą rozmawiałem, też rezerwowała nocleg na Bookingu: na obrzeżach Gliwic za 1200 zł, bo też już nie mogła znaleźć nic bliżej w rozsądnej cenie. Pomimo odwołania festiwalu postanowiła z tego skorzystać.
– Właściciel nawet zaproponował mi inny termin za tę samą cenę, ale nie oszukujmy się – to nie jest jakiś kurort, na który chce się brać urlop. Chciałam tu przyjechać specjalnie na festiwal. Gdybym mogła, to bym zrezygnowała z tej rezerwacji – mówi.
Miasta takie jak Gliwice, Katowice czy Chorzów z pewnością też na tym skorzystają, bo niedoszli festiwalowicze głównie siedzieliby na terenie imprezy i w hotelach, a tak mają kilka dni na zwiedzanie, zakupy, restauracje, a ciekawych miejsc na Śląsku jest od groma. Pogoda temu sprzyja, co z drugiej strony niestety lekko dobija, bo byłoby idealnie się wtedy bawić na koncertach.
"Przymusowi turyści" będą mieć też namiastkę Festowych koncertów – raper Oki dał w czwartek darmowy koncert, ale za okazaniem biletu na festiwal. Bedoes wystąpi na podobnych warunkach na na Wyspie Młyńskiej w Bydgoszczy. Za to GKS zaprasza na piątkowy mecz z Wisłą Kraków rzut kamieniem od miejsca, w którym miał się odbyć Fest Festiwal.