15 października wraz z wyborami odbędzie się referendum. Jak poinformował w środę szef PKW, nie ma obowiązku pobrania wszystkich trzech kart do głosowania. – To już wyłącznie wola wyborcy – powiedział sędzia Sylwester Marciniak. Przypomnijmy: opozycja i eksperci uważają referendum za zagrywkę czysto polityczną rządzących z PiS, a wiele osób już teraz deklaruje, że nie będzie w nim głosować. Wystarczy wtedy nie pobierać karty referendalnej.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Sylwester Marciniak poinformował w środę, że 15 października na wyborców będą czekały trzy karty głosowania: do Sejmu, Senatu i karta referendalna. Trafią one, niezależnie ile wyborca ich pobierze, do jednej urny.
Referendum podczas wyborów. PKW zabrała głos
– Będzie jedna urna, trudno wymagać od wyborcy, by wybierał, która urna jest referendalna, a która jest do Sejmu i Senatu – przekazał sędzia Marciniak. W jego ocenie jedna urna to ułatwienie zarówno dla wyborców, jak i Obwodowych Komisji Wyborczych.
Marciniak odniósł się też do kwestii tego, czy wyborca musi informować komisję, jeśli nie chce głosować w referendum.
– Nie ma obowiązku pobrania wszystkich trzech kart do głosowania. To już wyłączna wola wybory – wskazał. Przypomniał też, że podarcie karty do głosowania grozi odpowiedzialnością karną. – Zgodnie z przepisami, kto niszczy kartę do głosowania, podlega karze pozbawiania wolności do lat dwóch – mówił.
Podkreślił też, że fakt, że wyborca nie bierze udziału w referendum, zostanie odnotowany, gdyż "jest to kwestia ilości wydanych kart".
15 października można pobrać tylko kartę do głosowania w wyborach do Sejmu i Senatu
Co ważne, ilość wydanych kart wpływa na frekwencję w referendum, a jego wynik jest wiążący jeżeli wzięła w nim udział więcej niż połowa uprawnionych do głosowania.
Szef PKW dodał jednocześnie, że to nie równa się z ujawnieniem danych osób, które zdecydowały się nie brać udziału w referendum. – To nie będzie jawne, bo jest to dokument wyborczy, który podlega ujawnieniu wyłącznie na żądanie sądu lub prokuratury, jeśli toczy się jakaś sprawa – mówił, wskazując, że "nikt też nie sprawdza, czy ktoś uczestniczył w wyborach i referendum".
Przypomnijmy, że cztery pytania referendalne były przedstawione Polakom przez czołowych polityków PiS w ostatnich dniach. We wniosku do Sejmu dwa z nich zdążyły już jednak ulec zmianie.
Pierwsze pytanie, które ogłosił w piątek prezes PiSJarosław Kaczyński, miało pierwotnie brzmieć: "Czy popierasz wyprzedaż państwowych przedsiębiorstw?". W środę rano jego brzmienie uległo jednak znaczącej modyfikacji.
Treść pierwszego pytania ma teraz brzmieć następująco: "Czy popierasz wyprzedaż majątku państwowego podmiotom zagranicznym, prowadzącą do utraty kontroli Polek i Polaków nad strategicznymi sektorami gospodarki?".
Drugie pytanie ogłoszone zostało w sobotę przez Beatę Szydło, europosłankę i byłą premier i brzmiało ono: "Czy jesteś za podwyższeniem wieku emerytalnego wynoszącego dziś 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn?".
Również i to pytanie zostało ostatecznie zmienione przez rząd. Jego treść o wiele mocniej nawiązuje teraz do czasu rządów Donalda Tuska i Platformy Obywatelskiej. Brzmi ono: "Czy popierasz podniesienie wieku emerytalnego, w tym przywrócenie podwyższonego do 67 lat wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn?".
Trzecie i czwarte pytanie pozostały w takim samym brzmieniu: "Czy popierasz przyjęcie tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, zgodnie z przymusowym mechanizmem relokacji narzuconym przez biurokrację europejską?" oraz "Czy popierasz likwidację bariery na granicy Rzeczypospolitej Polskiej z Republiką Białorusi?".
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.