– Ja to mam co wieczór, czy ja tej publiczności podołam, czy stanę na wysokości zadania – mówił Jerzy Stuhr, który stara się zrozumieć decyzję papieża Benedykta XVI. Według niego, abdykacja jest z jednej strony aktem odwagi, z drugiej zaś stanowi niebezpieczny precedens. Aktor w filmie Nanniego Morettiego "Habemus Papam - mamy papieża" z 2011 r. wcielił się w rolę rzecznika prasowego Watykanu.
- Kiedy papież abdykował, pomyślałem o tym, że spełniło się to, nad czym pracowaliśmy podczas filmu „Habemus Papam” - mówił Jerzy Stuhr, który był gościem Moniki Olejnik w "Kropce nad i". Aktor opowiadał, że stara się wczuć w trudną rolę, którą miał do odegrania papież Benedykt XVI. – Ja to mam co wieczór, czy ja tej publiczności podołam, czy stanę na wysokości zadania i sprostam oczekiwaniom ludzi, którzy przyszli mnie zobaczyć i nieraz sporo za to zapłacili. To są potworne obciążenia – mówił Jerzy Stuhr. Aktor przypomniał także historię swojego kolegi po fachu, który czterdzieści lat temu nie wyszedł na scenę, pozostawiając jedynie kartkę z informacją. – Holoubek to zrozumiał – wspominał aktor.
Jerzy Stuhr doceniał nie tylko wczorajszą decyzję papieża, ale również jego ośmioletni pontyfikat. – On się zmierzył z tym zadaniem, a dopiero po tym doświadczeniu powiedział nie. "Ja jestem zbyt mały chyba, ja nie dostaję do tych problemów i tego, kim papież powinien dziś być, również medialnie" – tłumaczył Stuhr. W ocenie aktora, taka decyzja to wielki akt odwagi, przyznać się, że nie można stanąć na wysokości zadania.
Stuhr przyznał również, że wczorajsze słowa o rezygnacji papieża były dla niego szokiem. – Wspominałem swoich profesorów, którzy nie umieli wykładać. Byli wspaniałymi naukowcami, ale nie mieli daru przekazywania swojej wiedzy. A dziś informacja tak biegnie, że Kościół musi za tym nadążyć – twierdzi.
Jerzy Stuhr dostrzega również pewne niebezpieczeństwo w decyzji Benedykta XVI. – Polega ono na tym, że powstał precedens, a ludzie są skłonni do zachowań małych. To może powodować w przyszłości, że kolegia kardynalskie uznają kogoś za niesprawnego do pełnienia tej funkcji, powołując się na ten pierwszy raz – tłumaczył Jerzy Stuhr.