Niektóre filmowe franczyzy są z nami tak długo, że można zapomnieć, jak wyglądały ich początki i że kiedyś były czymś zupełnie innym. Doskonałym tego przykładem jest seria "Szybcy i wściekli", "Piątek trzynastego", czy filmy o Johnie Rambo.
Reklama.
Reklama.
"Szybcy i wściekli" – od ulicznych wyścigów po loty w kosmos
"Policjant przenika do grupy organizującej nielegalne wyścigi samochodowe. Sytuacja komplikuje się, gdy poznaje bliżej siostrę lidera przestępców" – tak brzmi opis pierwszej części "Szybkich i wściekłych" z 2001 roku, jaki można znaleźć na stronie Filmweb.
W rolę wspomnianego policjanta wcielił się wtedy Paul Walker. Liderem przestępców był Vin Diesel, który jest związany z serią po dziś dzień. Walker zginął w wypadku samochodowym w 2013 roku.
22 lata później seria "Szybcy i wściekli" liczy sobie łącznie 10 części oraz spin-off "Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw". Postać grana przez Diesela – Dom Toretto – stoi na czele grupy prawdopodobnie najlepszych i najbardziej nieustraszonych kierowców w historii.
Zwykłe uliczne wyścigi samochodów to jedynie dodatek do tego, co twórcy filmowi oferują fanom serii. W ósmej części można było zobaczyć, jak postać grana przez Dwayne'a Johnsona siłą swoich mięśni zmienia ręcznie trajektorię wystrzelonej torpedy – dosłownie chwyta ręką pocisk i nakierowuje go na przeciwników.
W dziewiątej części dwójka bohaterów z grupy Toretto leci "autem" w kosmos, a w ostatniej odsłonie sam Dom zjeżdża samochodem po ścianie eksplodującej tamy.
Jeżeli w kolejnej części pojawi się wątek podróży w czasie, nie powinno to być dla nikogo żadnym zaskoczeniem.
"Piątek trzynastego" – niedoszła ofiara utonięcia, która stała się nieśmiertelnym mordercą
Pierwsza część kultowego slashera "Piątek trzynastego" miała swoją premierę w 1980 roku. Od tamtej pory powstało 10 części, jeden remake oraz ta dziwna produkcja, w której Jason Voorhees, morderca skrywający swoją twarz za hokejową maską, starł się z inną legendą kina grozy Freddym Kruegerem.
Warto w tym miejscu zaznaczyć, że w pierwszym filmie to nie Jason był osobą stojącą za wszystkimi morderstwami – była to jego matka, która postradała zmysły po tym, jak jej syn rzekomo utopił się w jeziorze.
Pojawiał się w tym filmie tylko w końcowej scenie i w żadnym wypadku nie przypominał masywnego osiłka w masce hokejowej. Swoją drogą wspomniana maska pojawiła się dopiero w późniejszych częściach.
Kolejne odsłony cyklu nie tylko zmieniły Jasona w głównego antagonistę, ale uczyniły go wręcz kimś niezniszczalnym – nieśmiertelną maszyną do zabijania, która zawsze wraca z grobu, by czynić zło.
Tym samym z bycia seryjnym mordercą zmienił się w nadnaturalny byt.
Co ciekawe, Jason też ostatecznie poleciał w kosmos, gdy dziesiąta część (!) "Piątku trzynastego" działa się... w 2455 roku.
"Park Jurajski" – zwykłe dinozaury już nikogo nie interesują
Jedna z najbardziej znanych scen z pierwszego "Parku Jurajskiego" to ta, gdy dr Alan Grant (grany przez Sama Neila) szturcha dr Ellie Sattler (Laura Dern), by zwróciła swój wzrok w stronę żywego dinozaura. Oboje są wryci w ziemię, obserwując przed sobą stworzenie, które powinno być wymarłe od milionów lat.
Coś takiego mogło jednak robić wrażenie kiedyś – na co zresztą zwraca się uwagę w jednej z późniejszych części serii, już pod szyldem "Jurrasic World". Widzowie przez ekranami – podobnie jak odwiedzający parki dinozaurów w filmie – potrzebują jeszcze mocniejszych wrażeń... np. genetycznie "ulepszonych" gadów.
Chyba wszyscy będziemy zgodni co do tego, że każda kolejna część "Jurrasic World" zdaje się jeszcze bardziej absurdalna od poprzedniej, a w porównaniu z oryginałem to już dwa zupełnie różne światy.
Tresowanie i komunikowanie się z mięsożernymi welociraptorami, klonowanie ludzi, tworzenie genetycznych kombinacji w celu uzyskania jeszcze groźniejszych dinozaurów – jakby te wcześniejsze nie były wystarczająco groźne.
"Jurrasic World Dominion", który swoją premierę miał w 2022 roku ma obecnie wśród krytyków ocenę 28% na stronie Rotten Tomatoes. To najgorszy wynik ze wszystkich sześciu filmów.
Jednocześnie produkcja zarobiła na świecie ponad miliard dolarów.
Różne odcienie "Martwego zła"
"Martwe zło" trafił do kin w 1981 roku. Jego twórcami była grupka zapaleńców i fanów horroru, która postanowiła nakręcić własny film grozy o pradawnej księdze przywołującej krwiożercze demony zza światów.
Scenarzystą i debiutującym reżyserem obrazu był Sam Raimi, którego część osób może kojarzyć z trylogii "Spider-Man" z Tobeym Maguirem w roli tytułowej, czy "Doktor Strange w multiwersum obłędu".
Oryginalny film bardzo spodobał się Stephenowi Kingowi, który napisał mu później bardzo pochlebną recenzję w magazynie "Twilight Zone".
"Dzięki poparciu Stephena Kinga udało nam się dokonać pierwszej sprzedaży naszego filmu" – powiedział Sam Raimi w wywiadzie dla serwisu IGN w 2015 roku, wspominając czasy, gdy jego "Martwe zło" walczyło o znalezienie potencjalnych dystrybutorów.
King miał się też osobiście wstawić za tytułem przy próbie nakręcenia sequela. "Martwe zło 2" i trzecia część trylogii "Armia ciemności" znacząco odbiegały od pierwszej, traktującej się znacznie poważniej części.
Kontynuacje skręciły mocno w stronę komedii (zwłaszcza "Armia Ciemności"), a postacią centralną tych historii stał się nieco głupkowaty bohater z przypadku z piłą mechaniczną zamiast dłoni – Ash Williams (w tej roli świetny Bruce Campbell).
W 2013 roku powstał remake, który znowu był już tylko horrorem, ale już dwa lata później nakręcono serial, gdzie po blisko 30 latach Bruce Campbell powrócił do roli Asha – walcząc z jeszcze większą chmarą potworów i będąc przy tym jeszcze mniej rozgarniętym niż kiedyś.
"Ash kontra Martwe zło" doczekał się trzech świetnych sezonów.
Mający swoją premierę w 2023 roku "Martwe zło: Przebudzenie" jest ponownie horrorem, prawdopodobnie najbardziej krwawym z całej serii. Tym samym fani tej franczyzy mają wybór, która wersja jest bliższa ich sercu: ta epatująca horrorem, czy humorem.
"Rambo" – od pierwszej krwi po transfuzję
"Rambo: Pierwsza krew" z 1982 roku był smutną historią weterana z Wietnamu niepotrafiącym odnaleźć się po wojnie w społeczeństwie, które i tak go nie chce. Cierpiący na zespół stresu pourazowego, dręczony przez koszmary z frontu ,popada w konflikt z prawem, co prowadzi do niepotrzebnej eskalacji.
Film powstał na podstawie powieści "Pierwsza krew" z 1979 roku autorstwa Davida Morrella. Jego Rambo ginął pod koniec książki. Tak się oczywiście nie stało w filmie z Sylvestrem Stallone.
W pierwszym filmie Rambo nieumyślnie przyczynia się do śmierci jednego ze ścigających go policjantów. W bezpośredniej kontynuacji ginie 75 osób, a w "Rambo III" życie traci 132 ludzi (115 z nich to sprawka naszego protagonisty), przez co film trafił w 1990 roku do księgi Guinnessa, jako "najbrutalniejszy film wszech czasów".
To jednak i tak pikuś przy czwartej części cyklu zatytułowanej po prostu "John Rambo", w której – jak podaje strona screenrant.com – śmierć poniosło 254 osób (warto w tym miejscu jednak wspomnieć, że łączna liczba ofiar śmiertelnych, które widać na ekranie – nie wszystkie poległy z rąk głównego bohatera).
Piąta i chyba już ostatnia część serii o Johnie Rambo "Rambo: ostatnia krew" wygląda pod tym względem dość niemrawo – weteran z Wietnamu zabija tu "zaledwie" 46 osób (czyli podsumowując wszystkie zgony, będzie ich ok. pół tysiąca ludzkich istnień).
Film spotkał się z ogromną falą krytyki, o czym pisaliśmy już wcześniej, a wśród grona niezadowolonych znalazł się też sam autor postaci, wspomniany David Morrell. Pisarz napisał na swoim Twitterze po seansie "Ten film to syf. Wstydzę się, że moje nazwisko jest z nim związane".
Jednocześnie zwrócił uwagę, że fabuła "Rambo: Ostatniej krwi" pokrywa się z historią przedstawioną w grindhouse’owym filmie "Trackdown" z 1976 roku z Jamesem Mitchumem, synem Roberta.
Niedługo po premierzy "Ostatniej krwi" Stallone przebąkiwał jeszcze, że miałby pomysł na kolejną przygodę Johna Rambo, ale później temat przycichł.