– Pod szyldem feminizmu swoje miejsce i schronienie powinny znaleźć kobiety o różnych poglądach i różnych definicjach kobiecości. Dobijają mnie te podziały generalizujące nasze role w społeczeństwie. Dla mnie feminizm nie wyklucza tego, że np. mężczyzna otwiera mi drzwi. W Polsce jest już wystarczająco dużo podziałów i jeżeli będziemy dopuszczać do tych okopów pt. "lewo-prawo" w kwestii kobiecości czy męskości, to nigdy nie stworzymy dialogu. Dajmy ludziom wolność – mówi Lanberry w rozmowie dla naTemat.pl.
Reklama.
Reklama.
Klaudia Szarowska: Jesteś typem "imprezowiczki"?
Lanberry: Nie, ale jestem nadpobudliwa, tzn. mam problemy z koncentracją. A dlaczego pytasz?
W jednym wywiadzie powiedziałaś, że "chętnie napiłabyś się wódeczki z Januszem Palikotem".
Prawda jest taka, że nie piję alkoholu, bo nie lubię. W ogóle mnie picie nie kręci. Alkohol to dla mnie trucizna, gorsza niż jakakolwiek inna psychoaktywna substancja. Preferuję "natural high".
Ale co do rozmowy, to faktycznie bardzo chętnie spotkałabym się z panem Palikotem, uwielbiam mówić i dyskutować, dlatego jestem ciekawa tej rozmowy. Myślę że to byłoby "coś", bo w jakimś sensie fascynuje mnie ten człowiek i to, co mówi.
A co sądzisz o artystach promujących alkohol?
Nie oceniam tego. Niech każdy martwi się o siebie. Jestem wolnościowcem. Ja raczej bym niczego nie zakazywała, tylko depenalizowała. Swoją postawą mogę pokazywać, co mi nie pasuje, ale nie będę tego narzucała innym. Nie piję, bo nie chcę i mogę jedynie mówić o plusach płynących z niepicia. Ale narzucać coś komuś? W życiu! Sama nie znoszę, jak ktoś mnie do czegoś zmusza.
Pójdziesz na wybory?
Tak. I zachęcam każdego. Większość osób, z którymi rozmawiam, mówi mi, że nie ma na kogo zagłosować, ale to bzdura, trzeba się po prostu dobrze przyjrzeć kandydatom. Idźmy i spełnijmy nasz obowiązek.
A Ty masz na kogo zagłosować?
Nie ma w Polsce partii, która odpowiadałaby w pełni moim poglądom. Ale nie jestem też typem aktywistki i nie mam potrzeby dzielenia się głośno swoimi poglądami czy np. własną definicją feminizmu. Ale na wybory iść trzeba, niezależnie od tego, na kogo zagłosujemy. To jest nasz obowiązek i nasze prawo – korzystajmy z niego. Wtedy przynajmniej będziemy mogli krytykować to, co politycy robią źle w kraju.
Czym jest feminizm według Lanberry?
Pod szyldem feminizmu swoje miejsce i schronienie powinny znaleźć kobiety o różnych poglądach i różnych definicjach kobiecości. Dobijają mnie te podziały generalizujące nasze role w społeczeństwie. Dla mnie feminizm nie wyklucza tego, że np. mężczyzna otwiera mi drzwi.
W Polsce jest już wystarczająco dużo podziałów i jeżeli będziemy dopuszczać do tych okopów pt. "lewo-prawo" w kwestii kobiecości czy męskości, to nigdy nie stworzymy dialogu. Dajmy ludziom wolność. Słuchajmy, jakich kto używa zaimków i jak się identyfikuje. Po prostu, ze zwykłego, ludzkiego szacunku do tej osoby.
Od razu słychać, że mówi absolwentka lingwistyki. Rozumiem, że propagujesz używanie feminatywów?
To jest temat stricte językowy, związany z urodą naszego języka. Naturalne jest, że mamy żeńskie formy, bo to wynika z historii naszego języka. Przyjęcie męskich form zaczęło się w PRL-u i to właśnie wtedy coś dziwnego zadziało się w języku, że zaczęto tworzyć głównie męskie formy rzeczowników. Przed wojną feminatywy były czymś absolutnie normalnym, wystarczy zajrzeć do słownika.
Trochę cię obgadywałam z Bovską i powiedziała o tobie: "Lanberry jest niesamowicie pracowita, ma piękny dar pisania piosenek, jest superprofesjonalna, ma w sobie dużo otwartości, dlatego tak dobrze się z nią współpracuje, ale wydaje mi się, że jest mocno nieufna".
Mam w sobie dużo dystansu. Magda bardzo dobrze to wyłapała. Mam dosłownie paru przyjaciół, z którymi utrzymuję głębszą relację, i to tyle. Coraz częściej zauważam, że mam w sobie dużą dozę introwertyczki, więc mogłam faktycznie sprawić takie wrażenie.
Niemniej, bardzo się cieszę, że doszło do naszej współpracy, bo Magda jest doskonałą, uzdolnioną na wielu polach artystką. Ma otwartą głowę i to widać na pierwszy rzut oka.
Jesteś obecnie zakochana?
Tak.
Co Twoim zdaniem sprawia, że od początku wiesz, że relacja, w której jesteś, jest tą właściwą?
Oj… Gdybym tylko to wiedziała, to nie przerobiłabym w życiu tylu traumatycznych relacji. Dziś jednak uważam, że symptomami dobrej relacji są: mówienie tym samym językiem – kiedy potrafisz z kimś kończyć zdanie, tak jak śpiewam w utworze Notting Hill: "Ty kończysz moją myśl"; po drugie, spokój – nie czujesz napięcia w ciele, masz w sobie luz; po trzecie, zaufanie i bardzo jasne zasady oraz transparentność relacji. To są absolutne podstawy, żeby w ogóle móc cokolwiek budować.
I najzabawniejsze jest to, że żadnej z rzeczy, które wymieniłam, nigdy nie miałam w poprzednich relacjach. I co gorsze, nigdy nie zawalczyłam o to, żeby je mieć.
Czemu?
Bo nie byłam wystarczająco osadzona w sobie. Myślę, że powtórzę teraz utartą, elementarną wiedzę psychologiczną, ale: dopóki nie ułożymy siebie, to raczej marne mamy szanse, żeby wejść w zdrowy związek, bo przyciągamy jednostki, które wibrują podobnie do nas, w tym wypadku nisko. Albo mamy po prostu pecha! (śmiech)
A potem tkwimy w tym czymś w imię pozornej stabilności. Mimo że nie dogadujemy się z tą drugą osobą, czasami się nawet męczymy, czujemy dziwne napięcie w ciele, to boimy się do tego przyznać, bo niestety jesteśmy wychowani w kulturze: "jeśli kogoś nie masz, to jesteś wybrakowany". Zatem jest to wieczna pogoń w poszukiwaniu drugiej połówki.
Co więc zmieniło się w Tobie?
Jestem absolutnie całością i chcę być z kimś, kto też jest całością, żeby iść razem, patrząc w tym samym kierunku, rozumieć się w pełni, a nie umartwiać. Myślę, że mój poziom lęku został zniwelowany dzięki czterem porządnym latom terapii. Lęk i strach były we mnie od urodzenia.
Czego się tak bałaś?
Odrzucenia. Zresztą moje wyobrażenia na temat relacji też były niewłaściwe.
To znaczy?
Myślałam, że relacja to współuzależnienie, że dwoje ludzi musi być ze sobą sklejonych. Kompletnie zatracałam się w drugiej osobie. Coś w stylu: "jak cię nie ma, to nie ma mnie, bo nie wiem co ze sobą zrobić". Pamiętam też, że w pierwszych relacjach zazdrość była sporym problemem.
Jak dziś na to patrzysz?
Moje poprzednie relacje to była dla mnie lekcja o granicach, bo przesuwałam zarówno swoje, jak i czyjeś granice. Dzisiaj bym się na to nie zgodziła. Cenię sobie wolność, swoją i czyjąś.
A co z zazdrością?
Z biegiem czasu zrozumiałam, że zazdrość nie ma sensu. Wyjaśnił mi to bardzo dobitnie jeden z moich byłych chłopaków. Jeśli jesteśmy dwójką dorosłych ludzi i decydujemy się na związek, którego podstawą jest zaufanie, jaki sens ma zazdrość? I co, poza samobiczowaniem siebie, wnosi nam do życia? Oczywiście, że nie wyzbyłam się tej emocji całkowicie, ale jak tylko się pojawia, staram się ją neutralizować.
Jest coś, co Ci w tym pomaga?
Poza terapią, którą odbyłam, twórczość jest moim sposobem na oczyszczenie ze złych emocji. Uczę się dzięki temu mówić o rzeczach dobrych, pozytywnych, a jest to o wiele trudniejsze, bo mam naprawdę duży problem z przyjmowaniem dobra w swoim życiu.
Po moich doświadczeniach, burzliwych relacjach i rozstaniach, bardzo trudno było mi zaufać drugiemu człowiekowi, uwierzyć, że ta osoba ma dobre intencje i nie chce mnie skrzywdzić, albo że mówi mi prawdę i nie ma w tym drugiego dna, a związek to niekoniecznie jest pasmo niepowodzeń.
Chyba twardo stąpasz po ziemi?
Z jednej strony lubię patos, wzniosłe słowa, romantyczne gesty, ale też jestem i lubię być cyniczna.
Romantyczka pełna sprzeczności.
Tak, ale lubię w sobie tę sprzeczność.
A czego nie lubisz w polskim show-biznesie?
Snobizmu. Nie znoszę pozerów, ludzi którzy mają zadarty nos. Bardzo wojuję też z tym sztucznym podziałem na scenę offową i komercyjną, popową w Polsce. Jest to coś, czego nie cierpię. Mamy w Polsce spięte poślady. Ktoś, kto słucha rocka, nie może po prostu lubić popu, bo jest to uznawane za przypał. W Stanach tego nie ma – producent, który robił utwór "Senorita" Camilli Cabello, robił też album Iggy’ego Popa i nikt nie widzi w tym niczego niestosownego, i nie ma poczucia żenady. Na naszym rynku to nie do pomyślenia.
Chciałabyś występować na scenie alternatywnej?
Jestem popowa, więc w Polsce w jakimś sensie ta droga jest dla mnie zamknięta. Chciałabym, żeby na naszym rodzimym rynku było więcej otwartości, żeby można było sobie robić utwory popowe, a za jakiś czas wypuszczać coś alternatywnego czy rockowego i żeby nikt nie widział w tym problemu. To sztuczne zamykanie w szufladach jest beznadziejne i odbiera wolność twórczą.
Zobacz jaką dramę zrobili o nową aranżację utworu Nóż na Męskim Graniu – to jest właśnie przykład spiętych pośladów. Bawmy się muzyką, to nie są jakieś relikwie, żeby tego nie dotykać. Jakiś wymyślony klucz interpretowania utworów to kompletna bzdura.
Jak na maturze z polskiego.
Tak. Swoją drogą, system edukacji w Polsce to kolejna patologia. Jest zacofany i przestarzały. Czym prędzej powinien być zmieniony.
Współtworzyłaś utwory, które wygrały Eurowizję. Jak wspominasz swoją współpracę z Viki Gabor i Roxie Węgiel?
Bardzo dobrze wspominam tę współpracę. To była świetna przygoda i dziewczyny są wspaniałe. Bardzo im kibicuję! Był to dla nich piękny początek drogi, taka trampolina do sukcesu i cieszę się, że mogłam dołożyć swoją cegiełkę. Obie już zawsze będą miały specjalne miejsce w moim sercu.
Sama też startowałaś w preselekcjach do Eurowizji.
Tak, to było w 2017 roku.
A nie miałaś trochę żalu, że współtworzyłaś utwory, które zwyciężyły, a jednak gdy sama próbowałaś, to się nie udało?
Nie startowałam w Eurowizji Junior, te konkursy trochę się różnią. Może byłoby mi przykro, gdybym stworzyła coś na tę dorosłą Eurowizję i to by wygrało. Pewnie wtedy zastanawiałabym się, dlaczego sama tego nie zaśpiewałam.
Trochę tych współprac masz na koncie. Działałaś też z Dodą przy utworze do Dziewczyn z Dubaju.
Tak. Uważam, że Doda jest absolutnie fascynującą osobą. Ostatnio nawet, jako stare zodiakary, odkryłyśmy, że obie jesteśmy wodniczkami i numerologicznymi trójkami, ascendent mamy tylko inny. Więc wiele nas łączy! (śmiech) Bardzo dobrze wspominam tę współpracę.
Faktycznie "zodiakara".
O tak, lubię to! (śmiech)
Czy Twój chłopak musiał pasować do ciebie znakiem zodiaku?
Jest do mnie dopasowany w innych kwestiach, bo w związku kompatybilność to absolutna podstawa. W zodiaku jest bykiem (śmiech). Kojarzyliśmy się przez wiele lat, ale nasze drogi zeszły się niedawno, więc to chyba przeznaczenie?
A propos przeznaczenia, ciekawe jest to, jak potoczyła się twoja kariera w "The Voice of Poland". 10 lat temu, gdy byłaś uczestniczką, nie odwrócił się żaden fotel. Tomson i Baron powiedzieli ci wtedy, że koniecznie musisz spróbować w kolejnej edycji, a dziś zasiadasz obok nich na fotelu jako jurorka. To się nazywa powrót przez wielkie P!
To prawda. Jest to rzeczywiście świetne uczucie i satysfakcja, ale mam w sobie ogromną wdzięczność za to, jak potoczyła się moja droga i kariera. Nie spodziewałabym się takiego obrotu spraw.
Czujesz się spełniona?
Jestem wiecznie głodna i pielęgnuję w sobie stan nienasycenia oraz dbam o relację z muzyką, bo jest to moja najdłuższa w życiu relacja i chcę, żeby trwała. Nie chcę się wypalić, pragnę zawsze mieć w sobie pasję tworzenia.