Ku mojemu zdumieniu ciągle (!) stykam się z opiniami publicystów, że w Polsce nie ma jeszcze dyktatury. Ostatnio w programie Super Express Biedrzyckiej. Zamiast słowa dyktatura dziennikarze używają frazy "niedoskonała demokracja", mówią też o "błędach" lub "wypaczeniach" systemu (tu nie sposób uniknąć skojarzeń z hasłem, o którym myślałam, że odeszło do niechlubnej historii, "socjalizm tak, wypaczenia nie"). W ostateczności przyznają, że "polska demokracja idzie w złym kierunku" albo, że "mamy autorytaryzm".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Niechęć do nazywania rzeczy po imieniu ma w polskim dziennikarstwie długą historię i wiele niejednorodnych przyczyn, począwszy od braku odwagi cywilnej dziennikarzy, poprzez wiele, więcej niż się ludziom wydaje, uwikłań dziennikarzy w układy towarzyskie, finansowe i personalne z władzą, wynikających ze strachu, chęci przetrwania, chciwości lub próżności (świetnie napisał o tym w swoim ostatnim artykule w Newsweeku Tomasz Lis).
Jest ona, owa niechęć do nazywania rzeczy po imieniu, jednak nie tylko zjawiskiem nagannym etycznie i moralnie, ale przede wszystkim bardzo szkodliwym dla Polski. Dewastującym kraj w bardzo konkretnym wymiarze.
Po pierwsze przyczynia się, na równi z posunięciami niedemokratycznej władzy, do tworzenia i umacniania się dyktatury i upadku praw człowieka i swobód obywatelskich w Polsce. Po drugie sprawia, że media nie pełnią swojej funkcji kontrolującej wobec władzy, dla której istnieją, do której zostały powołane. A skoro media nie kontrolują polityków, ci robią, co chcą, nieniepokojeni koniecznością tłumaczenia się przed opinią publiczną.
Dziennikarze udający, że nie widzą i nie słyszą zła, tacy, którzy nie chcą o nim mówić, okradają obywateli z możliwości usłyszenia i zobaczenia prawdy o politykach i o tym, co się dzieje z Polską. Przestają być uszami i oczami opinii publicznej, a stają się propagandystami reżimu, który w końcu pożre wszystko, nawet ich samych. Właściwie nie są już dziennikarzami, są tylko pracownikami mediów, którzy dziennikarzy udają, wyrządzając tym ogromne szkody społeczeństwu i demokracji.
Zawsze w takich razach przypomina mi się cytat z nieodżałowanego Kwinty z filmu "Vabank": "Zamiast kraść jako dyrektor, fabrykant, sekretarz czy inny prezes lepiej już kraść par excellence jako złodziej. Tak jest chyba uczciwiej".
Dziennikarz ma obowiązek zobaczyć zło wcześniej
Można oczywiście uważać, że w obecnej Polsce nie dzieje się nic szczególnie złego, to pogląd, do którego każdy obywatel ma prawo. I - no właśnie - obywatel tak, ale nie dziennikarz.
Dziennikarz musi bowiem mieć podstawową wiedzę z socjologii i polityki, a także z historii, żeby umieć rozpoznać zło i zagrożenie dla państwa i demokracji nie na jego końcowym, ostatnim etapie, bo wtedy zobaczy je każdy, do tego nie trzeba mieć specjalnych kwalifikacji. Dziennikarz ma obowiązek zobaczyć zło wcześniej, u jego zarania, wtedy, gdy się zaczyna i mówić o nim głośno, krzyczeć, przestrzegać, właśnie po to, żeby zdusić je w zarodku. Inaczej nie jest dziennikarzem, a jego praca zdaje się psu na budę.
Jak to więc jest z tą dyktaturą?
Czy istnieje już w Polsce, czy dopiero nam grozi, ale jeszcze jej nie ma?
Zacznijmy jak zawsze od definicji i pojęć. Kim jest dyktator?
Otóż i politologia i socjologia definiują go jako osobę, która rządzi krajem, mając nieograniczoną lub niemal nieograniczoną władzę.
Jeśli ktoś uważa, że nie, chętnie posłucham kontrargumentów: kto i co ogranicza, zdaniem symetrystów władzę Jarosława Kaczyńskiego w Polsce 2023?
Kto może mu się sprzeciwić, nie ponosząc za to żadnych konsekwencji?
Dyktatura natomiast to forma rządów arbitralnych, wyłączonych spod kontroli społecznej, sprawowana przez jednostkę, dowódcę wojskowego lub naczelnika państwa. Jedną z jej cech jest autorytaryzm. Charakteryzuje się koncentracją władzy w rękach jednego człowieka, stwarzaniem pozorów rządów prawa, to jest utrzymywaniem przy życiu instytucji, takich jak Sąd Najwyższy czy Trybunał Konstytucyjny, służących jako fasady i podporządkowanie dyktatorowi prawa, a t akrze aparatu przemocy państwa, wojska, służb specjalnych i policji, upolitycznieniem sądów i prokuratury, cenzurą i prześladowaniami przeciwników politycznych.