nt_logo

"Pearl" to dowód, że slashery wracają do formy. A to przecież gatunek z długimi tradycjami

Paweł Mączewski

21 września 2023, 20:58 · 4 minuty czytania
Slashery są w zwyżkowej formie. Świadczą o tym całkiem udane historie o maniakalnych mordercach z ostatnich lat. Jeden z nich – "Pearl" w reżyserii Ti Westa – jest już dostępny w ofercie SkyShowtime. Czy jesteśmy świadkami powrotu tego popularnego podgatunku horrorów?


"Pearl" to dowód, że slashery wracają do formy. A to przecież gatunek z długimi tradycjami

Paweł Mączewski
21 września 2023, 20:58 • 1 minuta czytania
Slashery są w zwyżkowej formie. Świadczą o tym całkiem udane historie o maniakalnych mordercach z ostatnich lat. Jeden z nich – "Pearl" w reżyserii Ti Westa – jest już dostępny w ofercie SkyShowtime. Czy jesteśmy świadkami powrotu tego popularnego podgatunku horrorów?
Fot. Mia Goth w filmie "Pearl" z 2022 roku. Źródło: Album Online/East News

"Uwięziona na farmie na odludziu z chorym ojcem i despotyczną matką, Pearl pragnie uciec i żyć życiem, które widziała w filmach. Niedługo jednak, pokusy i tłumione emocje przynoszą tragiczne skutki" – czytamy w oficjalnym opisie "Pearl" na stronie streamingowej.


Warto w tym miejscu zaznaczyć, że film ten, w którym główną rolę gra (fenomenalnie!) Mia Goth, jest prequelem do produkcji zatytułowanej "X". Tutaj także można zobaczyć tę aktorkę i to w podwójnej roli – starszej kobiety, psychopatycznej morderczyni (Pearl) oraz młodej dziewczyny, jednej z niedoszłych ofiar (Maxine).

Co ciekawe, w przygotowaniach jest już kolejny film, domykający trylogię – który, tak jak poprzednie, nakręci Ti West. Jak donosi serwis comingsoon.net, "Maxxxine" ma być slasherem osadzonym w 1985 roku, gdzie nie będzie wiadomo, kto tak naprawdę jest mordercą.

W roli głównej ponownie wystąpi Mia Goth.

Oczywiście niektórzy slasherowi puryści mogliby nie zgodzić się z zaklasyfikowaniem powyższych filmów do ich ukochanego podgatunku horrorów. Historia doskonale pokazuje jednak, jak wspomniane slashery z biegiem lat zmieniały się, ewoluowały – czerpiąc przy tym z wielu kinowych tropów z przeszłości.

Wszakże nawet sam kultowy "Krzyk" Wesa Cravena, będący metakomentarzem dla tych filmów, igrał ze wcześniej ustalonymi zasadami (fundamentami) konwencji. Nie zmienia to faktu, że ostatnie lata obfitowały w slashery, które pokazują, że ten – wydawałoby się już doszczętnie wyeksploatowany format – ma do zaoferowania jeszcze coś nowego.

Dobrym tego przykładem jest np. "Bodies Bodies Bodies" z 2022 roku, który – tak jak wcześniej robiły to niektóre filmy o zombie – był mocno ironicznym komentarzem społecznym, tyle że w slasherowej otoczce.

Oczywiście trzeba by wtedy lawirować między wspomnianymi wcześniej regułami gatunku, biorąc z nich to, co akurat jest potrzebne do opowiedzenia danej historii. Rzeczone reguły natomiast – a właściwie sam ich trzon – podsumowano już w pierwszym "Krzyku" z 1996 roku, który sam w sobie stał się resuscytacją dla nieciekawych i powtarzalnych slasherów.

"Możesz nie przeżyć, jeśli uprawiasz seks. Możesz nie przeżyć, jeśli pijesz alkohol lub bierzesz narkotyki. Możesz nie przeżyć, jeśli powiesz: »Zaraz wracam«, »Halo?« lub »Kto tam?«" – czytamy na stronie scream.fandom.com.

Oczywiście wraz z kolejnymi częściami serii "Krzyk" głośno wypowiedzianych zasad zaczęło też przybywać, jak np. w bezpośredniej kontynuacji z 1997 roku. "Liczba ciał jest zawsze większa. Sceny śmierci są zawsze bardziej rozbudowane, z większą ilością krwi i gore" – mogliśmy dowiedzieć się z sequela.

Trzecią zasadą miało być natomiast stwierdzenie, że "Nigdy, przenigdy, pod żadnym pozorem nie zakładaj, że zabójca nie żyje" (z biegiem lat tych reguł było oczywiście jeszcze więcej). To ostatnie jednak zdaje się żelazną zasadą dla wielu slasherowych serii – zwłaszcza tych, które generują szansę na zarobienie na nich dodatkowych pieniędzy.

Doskonale pokazuje to np. nowa trylogia "Halloween" Davida Gordona Greena, która przekreśliła wszystkie dotychczasowe kontynuacje, nadając historii nowy finał. Podobnie sprawa się ma z wyjątkowo brutalnymi filmami w reżyserii Damiena Leone "Terrifier: Masakra w Halloween" oraz "Terrifier 2. Masakra w Święta".

Warto dodać, że Leone zapowiedział już, że powstanie też trzecia część o makabrycznych poczynaniach Klauna Arta.

Kręte ścieżki slasherów

Na lata 80. ubiegłego wieku przypada największa popularność slasherów. To wtedy królowały takie tytuły jak "Koszmar z ulicy Wiązów", "Piątek trzynastego", "Halloween", czy "Laleczka Chucky". Każdy z tych filmów doczekał się licznych kontynuacji, a później też remake'ów – z różnym skutkiem.

Jedynie wspomniana "Laleczka..." powróciła w ostatnich latach do swojej oryginalnej formy za sprawą serialu Syfy.

Warto jednak zwrócić uwagę, że każdy z tych tytułów wiązał się z jakimś nadprzyrodzonym wątkiem – zaliczam do tego także kojarzone raczej z fabularną prostolinijnością "Halloween", a to za sprawą tej dziwnej trzeciej części cyklu.

Początkowo slashery były jednak bardzo mocno osadzone w naszej codziennej rzeczywistości – wręcz w tym tkwiła ich siła i ładunek strachu, który przemycały. Ta obawa, że społeczeństwo, w którym żyjemy, skrywa też w sobie pozbawionych skrupułów seryjnych morderców. I wszyscy jesteśmy narażeni na niebezpieczeństwo.

Wtedy cechą charakterystyczną morderców, wyróżniającą ich na tle innych, bardziej "przeciętnych" zwyrodnialców (jakkolwiek dziwnie to brzmi), było ukrywanie ich tożsamości za sprawą maski. To oczywiście miało wzbudzić jeszcze większe zainteresowanie wśród widzów – ta zagadka, jak wygląda twarz zła.

Co ciekawe, motyw zamaskowanego mordercy pojawił się już w 1926 roku w niemym kinie za sprawą filmu "The Bat"– chociaż oczywiście w żadnym wypadku nie należy określać tego filmu jako slashera.

Wiele osób za pierwszy slasher definiujący ten gatunek uważa kanadyjski film "Czarne święta" Boba Clarka z 1974 roku. Nie tylko ukazano wtedy na ekranie obraz z oczu mordercy, ale zakończenie zostawiało możliwość na nakręcenie kontynuacji.

W rzeczywistości obraz Clarka czerpał inspiracje z popularnego w latach 70. i 80. nurtu we włoskim kinie grozy – Giallo, charakteryzującego się m.in. znacznie odważniejszymi scenami mordu.

Cofając się jednak do początków – obraz, który był inspiracją dla późniejszych filmów czerpiących kluczowe elementy, na których bazie także uformowały się slashery, to oczywiście "Psychoza" Alfreda Hitchcocka z 1960 roku (chociaż niektórzy podają też symultanicznie jeszcze "Podglądacza" Michaela Powella z tego samego roku).

"Psychoza" doczekała się trzech kontynuacji, a także remake'u i serialu. Co ciekawe, słynny dreszczowiec Hitchcocka oparto na powieści Roberta Blocha pod tym samym tytułem, a sama historia była inspirowana prawdziwymi wydarzeniami z lat 50., jakie miały miejsce w Stanach Zjednoczonych.

Mowa o makabrycznej sprawie Eda Geina, nazywanego także "Rzeźnikiem z Plainfield". Jego historia miała być także inspiracją do powstania takich filmów jak "Milczenie owiec" i slasherowego klasyka – "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną". Co pokazuje, że życie pisze czasem najstraszniejsze scenariusze.

Czytaj także: https://natemat.pl/490856,psychoza-ii-niedoceniony-sequel-arcydziela-hitchcocka