Nie tylko miał skonfliktować środowisko medyków, czy upublicznić niejawne dane medyczne, ale też wypłacać gigantyczne premie pracownikom resortu. Prawie 1,6 mln zł miało trafić w formie bonusów do ludzi Adama Niedzielskiego w MZ. To kwota, którą wypłacono tylko w pierwszych siedmiu miesiącach tego roku, czyli bezpośrednio przed odwołaniem go z funkcji.
Reklama.
Reklama.
972 tys. zł z kwoty, którą przeznaczono na nagrody, pochodziło z pieniędzy Ministerstwa Zdrowia. 693 tys. zł stanowiły środki europejskie. Do tego dochodziło 140 tys. złotych, które przeznaczono na premie, co łącznie daje ponad 1,6 miliona złotych na gratyfikacje dla pracowników.
Premie dla pracowników ministerstwa zdrowia. Ujawnił je Kraska
Informacja miała wypłynąć z samego resortu zdrowia, bo jak donosi TVN24 Biznes, przygotować miał je w formie odpowiedzi na poselską interpelację wiceminister Waldemar Kraska. Jak dodał, pieniądze nie trafiły do pionu kierowniczego.
– Nie wypłacono premii i nagród pracownikom na stanowiskach kierowniczych, tj.ministrowi, sekretarzowi stanu oraz podsekretarzom – miał stwierdzić w informacji przekazanej posłance Hannie Gill-Piątek.
– Są takie sprawy, które ministerstwo mogłoby załatwić przez ostatnie pół roku, a nie załatwiło – skomentowała sprawę posłanka. Jak dodała, "starsi ludzie muszą krążyć między lekarzem rodzinnym i specjalistami", czym wskazała na problemy proceduralne w kwestii dostępu do bezpłatnych leków.
Odejście Niedzielskiego w atmosferze skandalu
Do odwołania Adama Niedzielskiego doszło na początku sierpnia. Minister odszedł w atmosferze skandalu wywołanego ujawnieniem danych z recepty. Chodziło o dane lekarza, który wypowiadał się dla stacji TVN.
– Chcę podziękować ministrowi Niedzielskiemu za jego pracę, szczególnie w czasie pandemii COVID-19. Mamy czas kampanii wyborczej i teraz musimy być szczególnie wrażliwi na każde wypowiedziane słowo, nawet jeżeli obnażamy manipulację lub kłamstwa – powiedział Mateusz Morawiecki, który przyjął dymisję ówczesnego szefa resortu zdrowia.
Jak informowaliśmy w naTemat, decyzja ta spotkała się z bardzo entuzjastycznym przyjęciem przez medyków. Uchodził on bowiem za ministra, który skrajnie skonfliktował środowisko, do czego, jak podkreślali rozmówcy naTemat nigdy wcześniej nie doszło na tak wielką skalę.
– Faktem jest, że podejmował decyzje, które wyłącznie on uważał za najlepsze. Konflikt z lekarzami pokazał, że nie był zainteresowany rozmową na tematy merytoryczne. Był bardziej działaczem partyjnym, niż ministrem, który dbał o interesy ochrony zdrowia - wyjaśniał w naTemat ekspert ds. zdrowia publicznego Piotr Karniej.
W NFZ nie kochano Niedzielskiego
Niedzielski miał otwarcie wykorzystywać też swoją pozycję wspieraną przez wysoko postawionych polityków.
– Kiedy pojawił się w NFZ-cie, wszyscy wiedzieli, że jest "tym" człowiekiem, który przyszedł z nadania Morawieckiego. Podejmował autorytarne decyzje, w ogóle nie licząc się ze swoim ówczesnym przełożonym Andrzejem Jacyną – słyszymy nieoficjalnie w środowisku rządowej administracji medycznej. Niedzielski już wtedy miał rządzić silną ręką i być kompletnie bezkompromisowym:
– Pamiętam sytuację, jak zbeształ publicznie dyrektorkę jednego ze szpitali, że jest niekompetentna. Wytykano mu również, że w całej swojej kadencji nie spotkał się ani razu z ludźmi ze środowiska farmaceutycznego. Jak twierdził, nie jest "sprzedawcą leków" – słyszymy.
Niedzielskiego na stanowisku zastąpiła Katarzyna Sójka, o której nie słyszeli wcześniej nawet wysoko postawieni członkowie Prawa i Sprawiedliwości. Uznawana jest ona jednak za minister na czas przejściowy i przewiduje się, że nawet jeśli Zjednoczona Prawica po wyborach będzie w stanie uformować rząd, to Katarzyna Sójka i tak w nim nie zasiądzie.