Zamiast do jeżdżenia rower służy mu do latania. Przed domem dziadek wykopał mu basen, aby mógł trenować nowe tricki. Wygrywał już w Niemczech, Czechach i USA. Zawodnik MTB, Szymon Godziek, od trzech lat znajduje się w prestiżowej grupie zawodników Red Bulla. – Kocham ten sport – mówi nam młody Polak.
Sąsiedzi i rodzina do tego niecodziennego widoku są już przyzwyczajeni, ale ktoś obcy mógłby poczuć się nieswojo. Przed domem w Suszczu, kilkutysięcznej wsi w powiecie pszczyńskim… dwaj nastolatkowie dosłownie latają na rowerach. Kiedy im nie wychodzi, wpadają do wypełnionego gąbkami basenu, który przed kilkoma laty wykopał im dziadek Brunon. Dookoła basenu – 50-metrowy tor przeszkód. Tak wygląda podwórko Szymona Godźka, jednego z najlepszych rowerowych freeriderów i slopestylowców na świecie. 21-latek świetnie i szybko jeździ na rowerze, skacze, robi ewolucje i triki, wykonywane w trakcie… kilkunastometrowego lotu!
– Mama czasami siedziała w oknie i oglądała te nasze treningi. Cały czas się przejmowała. Teraz rodzice są już przyzwyczajeni, ale na początku bardzo się martwili – wspomina w rozmowie z naTemat.pl Szymon.
Trudno się dziwić rodzicom, szczególnie, że kontuzje w tej dyscyplinie są bardzo częste. Zawodnicy skaczą z 10-metrowych hopek, czyli górek i wykonują fantastyczne ewolucje. Stawy, więzadła, kręgosłup – to wszystko jest narażone na urazy. – Jeszcze większe ryzyko jest w FMX. Na świecie zdarzyło się pewnie kilkanaście przypadków śmiertelnych. U nas najgorzej jest zerwać więzadła krzyżowe w kolanie. Ja cztery lata temu miałem złamany obojczyk, a ostatnio kostkę, ale to drobnostki – uśmiecha się Szymon.
Do wygrania 10 tys. zł, albo... plecak
Od zawsze fascynował go motocross, który uprawiał także jego ojciec Andrzej (w latach 80. był w krajowej czołówce). W trakcie ostatniego semestru w gimnazjum postanowił więc iść do pracy do tartaku, aby zarobić na wymarzonego crossa. Kiedy w końcu udało się kupić motocykl okazało się, że brakuje pieniędzy na jego utrzymanie. – Zajawkę miałem przez tatę, który kiedyś był nawet trzeci na mistrzostwach Polski. Motor udało mi się w końcu kupić, trochę pojeździłem, ale później nie było kasy na serwis – wspomina. Szybko więc cross poszedł pod młotek, a Szymon wrócił na rower.
Na akrobacje namówił go trzy lata młodszy brat Dawid. To on pokazał pierwsze triki, a także filmiki z popisami Travisa Pastrany, legendy FMX (freestyle motocross) i jego kolegów z "Nitro Circus". – Dziś za granicą mnie i Dawida znają jako „polish brothers”, czyli „polskich braci”. Zawsze się wspieramy, podpowiadamy sobie pomysły na nowe tricki – zapewnia Szymon.
Bracia muszą podpowiadać sobie bardzo skutecznie, bo dziś obaj są w prestiżowej grupie zaledwie kilku polskich sportowców ekstremalnych współpracujących z firmą Red Bull. W elitarnym zespole oprócz Godźków jest m.in. snowboardzista Wojtek Pawlusiak, syn skoczka narciarskiego, olimpijczyka z Sapporo i Innsbrucku Tadeusza Pawlusiaka. – Z ludźmi z Red Bulla spotkałem się trzy lata temu w Katowicach. Przedstawili mi swoją wizję, zasady rekrutacji i przez cały sezon obserwowali moje poczynania. W końcu się przekonali i zaczęliśmy współpracę.
Zapewnia, że jazdę na rowerze traktuje jak poważną pracę. Od sponsorów dostaje pieniądze na utrzymanie się, a co zgarnie na zawodach – to jego! – Za zwycięstwo w Monachium dostałem prawie 10 tys. zł, a za wygraną w Czechach… plecach i koszulkę. Jest różnica, co? – śmieje się. – Sponsorzy pokrywają zazwyczaj koszty wyjazdów i zakwaterowania. Rowery też mam za darmo. Poza tym zawsze parę złotych zostanie - mniej więcej jedna średnia krajowa na miesiąc – wyjaśnia.
Ze skakania na rowerze zamierza utrzymywać się przynajmniej przez kolejne dziesięć lat. Musi mieć szczęście, bo w tej dyscyplinie więcej niż od zawodnika zależy od szczęścia. Kontuzje potrafią zweryfikować każde plany. – W tym roku kończę 22 lata, a chciałbym jeździć do 30., może 35. roku życia. Na razie dbam o to, abym mógł skakać jak najdłużej. Wszystko będzie zależeć od kontuzji. Jeżeli zerwiesz na przykład więzadło krzyżowe w kolanie, to bardzo ciężko jest wznowić karierę – mówi.
Startował w Lidze Mistrzów
Jego zawodowe dossier może imponować: wygrał już kilka zawodów, m.in. Gobigorgohome w Monachium i Bikehallcontest w Trutnovie. Wysoko był także w szwajcarskich Bazylei i Thunie. We wrześniu ubiegłego roku w Milanówku w międzynarodowych mistrzostwach Polski „Dirt Jump” Godziek okazał się najszybszy w serii MTB. Najlepszy był także w zawodach Downmall Arkady w Pradze. Co ciekawe, w stolicy Czech jego brat, Dawid, zajął drugie miejsce w konkurencji BMX.
W lutym Godziek jako jedyny Polak i jako jeden z zaledwie trzech przedstawicieli Europy środkowo-wschodniej wystartował w prestiżowych zawodach White Style w Austrii. Co ciekawe zawodnicy jeździli po… śniegu! Dla młodego Polaka nie był to jednak problem i zajął wysokie, szóste miejsce.
– W ubiegłym roku w rankingu, w którym sklasyfikowanych jest 200 profesjonalnych zawodników, zajął 15 miejsce. W tym sezonie celuje w dziesiątkę. – Red Bull zawsze dopinguje nas, abyśmy poprawiali lokaty z ubiegłego sezonu. Poza tym sam chciałbym awansować do dziesiątki i w niej się utrzymać – wyjaśnia.
W wakacje spóźnił się na zawody Big Mountain Style we francuskim Chatel. W ostatniej chwili zdążył wziąć jeszcze udział w ostatniej konkurencji trików, którą... wygrał. Później Polak wziął udział w europejskiej edycji festiwalu rowerowego Cranxworx w Les Deux Alpes, a następnie wybrał się za Ocean. W Ameryce, pod Bostonem, w „Claymore Challenge” zajął 7. miejsce, a w Denver Colorado Bike Festival był 12. Obie imprezy były rangę złotą FMB, czyli były swoistą Ligą Mistrzów.
I chce być najlepszy. – Bo jeżeli coś robisz i nie chcesz być najlepszy, to szkoda czasu – mówi i... biegnie potrenować.