"Z Chinami zaciera ręce". Niemcy o roli Rosji w konflikcie Hamasu z Izraelem
Antysemickie ataki w Dagestanie, wizyta Hamasu w Moskwie, obwinianie Zachodu – eksperci wskazują, jakie cele ma Rosja ws. wojny na Bliskim Wschodzie.
Reklama.
Antysemickie ataki w Dagestanie, wizyta Hamasu w Moskwie, obwinianie Zachodu – eksperci wskazują, jakie cele ma Rosja ws. wojny na Bliskim Wschodzie.
To Amerykanie są winni ataków terrorystycznych Hamasu i napięć na Bliskim Wschodzie, a Rosja pragnie pokoju i robi wszystko, co w jej mocy, aby zakończyć wojnę między Izraelem a Hamasem – to od 7 października oficjalny przekaz Moskwy.
Ale rzeczywistość jest inna niż rosyjska propaganda – ocenia w rozmowie z DW rosyjski ekspert ds. Bliskiego Wschodu Rusłan Sulejmanow. Dla Sulejmanowa jest oczywiste, że Rosja czerpie korzyści z trwającego od niemal miesiąca konfliktu Izrael–Hamas i jest zainteresowana jego podtrzymaniem.
Co więcej, im większa groźba katastrofy, tym bardziej Kremlowi może się to podobać, bo zaszkodziłoby wrogowi Rosji: USA.
Wg eksperta, dla Amerykanów konflikt ten jest prawdziwym wyzwaniem, "rodzajem sprawdzianu" całego systemu, który przez wiele lat budowali w tym regionie i w którym próbowali balansować między Izraelem a państwami arabskimi. – Rosja razem z Chinami zacierają ręce i z przyjemnością patrzą na całą sytuację – wyjaśnia Sulejmanow.
Ponadto, jak zauważa, Kreml chciałby, aby "Ameryka i inne kraje zachodnie skupiły swoją uwagę na Bliskim Wschodzie, a nie – na Ukrainie": – Pomimo zapowiedzi Waszyngtonu, że można prowadzić wojny na dwóch frontach jednocześnie.
Rosyjski politolog Konstantin Pachaljuk, który niedawno wyemigrował do Izraela, również uważa, że Moskwa się cieszy, że świat nie będzie już mówił o Ukrainie, a o Izraelu. Choć sam nie zrozumie tej radości, bo to dwie zupełnie różne wojny.
W rozmowie z Deutsche Welle wymienia dwa kolejne argumenty za tym, dlaczego wojna na Bliskim Wschodzie jest korzystna dla Władimira Putina.
Po pierwsze, rosyjska propaganda może nią straszyć własną ludność w stylu: "Słuchajcie, wszyscy oskarżają nas o rozpoczęcie wojny w Ukrainie. Jesteśmy tacy źli, mimo że Izrael zachowuje się jeszcze gorzej. A Ameryka nie może nic zrobić i wkrótce cały Bliski Wschód spłonie, a dobrze wiecie, jak bardzo może się palić".
Przesłanie jest takie, że światu grozi jeszcze większa wojna, za którą winę ma ponosić Zachód: "Co w ogóle macie do zarzucenia Rosji? W sensie moralnym nikt nie może nam nic zarzucić" – brzmi przekaz Kremla.
Po drugie – ocenia Pachaljuk – Rosja ma teraz szansę zademonstrować swoją bliskość ze światem islamskim. Moskwa nie ma w regionie już jednak zauważalnych wpływów w sferze religii: ani w Syrii czy Egipcie, ani w Iranie. Pozostaje jej tylko pokazać światu arabskiemu, że w Rosji mieszka wielu muzułmanów i że wszyscy wspierają Palestyńczyków.
Nawet jeśli Hamasu – który jest klasyfikowany jako organizacja terrorystyczna nie tylko przez Izrael, ale także przez USA, UE, Niemcy i inne państwa – nie należy utożsamiać z Palestyńczykami.
Zupełnie innego zdania jest rosyjski politolog i ekonomista Michaił Krutichin mieszkający w Norwegii. Wojna na Bliskim Wschodzie zaszkodzi Rosji politycznie – stwierdza w rozmowie dla DW.
Wskazuje na niedawne antysemickie ataki w kilku regionach Rosji zamieszkałych przez muzułmanów, zwłaszcza w Dagestanie. W stolicy tego kraju Machaczkale tysiące wściekłych mężczyzn wtargnęło na lotnisko, gdy wylądował tam samolot z Tel Awiwu.
Dla Krutichina to wyraźny sygnał, że Kremlowi coraz trudniej zagwarantować bezpieczeństwo w regionach: – Uważam, że ma to bardzo negatywny wpływ na stabilność polityczną w Rosji.
Według eksperta po tych wydarzeniach Moskwa będzie musiała zachować się znacznie ostrożniej i ograniczyć swoją antysemicką retorykę, aby nie destabilizować własnych regionów.
Z wojny na Bliskim Wschodzie Rosja nie czerpie korzyści politycznych ani gospodarczych, ocenia Krutichin. Materialna korzyść byłaby możliwa jedynie w przypadku znacznego wzrostu cen ropy, przez co do rosyjskiego budżetu mogłyby wpłynąć dodatkowe pieniądze.
Ale tak się nie dzieje, wręcz przeciwnie: ceny nawet chwilowo spadają, ponieważ żaden z państw producentów tego surowca nie jest skłonny przystąpić do wojny po stronie palestyńskiej. Ropa z Zatoki Perskiej będzie więc nadal płynąć na rynki bez zmian.
Czy Rosja w ogóle mogłaby pośredniczyć w procesie pokojowym na Bliskim Wschodzie? Konstantin Pachaljuk jest przekonany, że kontrowersyjna wizyta delegacji Hamasu w Moskwie kilka dni temu, ostro skrytykowana przez Izrael, nie miała dla procesu pokojowego żadnego znaczenia.
Jej głównym celem było uwolnienie rosyjskich zakładników. Temat ten był poruszany najpierw w Katarze, a potem "nie bez powodu" przeniesiony do Moskwy. Wątpliwe, czy Moskwa rzeczywiście będzie w stanie pomóc w uwolnieniu zakładników – dodaje Rusłan Sulejmanow.
Trzeba negocjować z innymi graczami. Również on uważa, że nie ma co przywiązywać do wizyty Hamasu w Rosji dużej wagi: – Delegacja Hamasu w Moskwie reprezentowała jedynie kierownictwo polityczne. A negocjacje prowadzone są obecnie z militarnym skrzydłem Hamasu. To ludzie, którzy są bezpośrednio w Gazie i sami ukrywają się w podziemnych tunelach. To oni przetrzymują zakładników.
Według Sulejmanowa jedynie Katar, Egipt i ewentualnie Turcja mogłyby próbować rozmów z militarnym skrzydłem Hamasu: – Rosja nie ma takiej możliwości.
Sulejmanow podejrzewa również, że poprzez demonstracyjne utrzymywanie kontaktu z Hamasem Kreml realizuje także zupełnie inne, osobiste cele Putina: – Najważniejsze, moim zdaniem, jest to, że Putin czuje się przez Netanjahu osobiście urażony. Netanjahu uchodził za przyjaciela Putina, często przyjeżdżał do Moskwy, brał udział w obchodach Dnia Zwycięstwa itd.
Putin miał więc nadzieję, że premier Izraela będzie go wspierał w wojnie z Ukrainą. Ale Izrael nie opowiedział się za Rosją. Wręcz przeciwnie, od początku wojny ukraińskiej w Izraelu można obserwować falę sympatii wobec Ukrainy. Putin nie wybaczył tego Netanjahu i teraz się mści – wyjaśnia Sulejmanow.
Potwierdza to rosyjska propaganda państwowa: w telewizyjnych dyskusjach można wręcz wyczuć schadenfreude z powodu wojny na Bliskim Wschodzie. – Putin najwyraźniej chce powiedzieć Izraelowi: Jeśli będziecie się tak zachowywać, to w sposób demonstracyjny pogłębimy relacje z Iranem, waszym arcywrogiem oraz z jego satelitą na Bliskim Wschodzie Hamasem – mówi Sulejmanow.
Taka postawa może zaszkodzić Moskwie, zwłaszcza w Izraelu – dodaje Pachaljuk. – To niewątpliwie irytuje Izraelczyków. Chciałbym przypomnieć, że prawie jedna trzecia tutejszych mieszkańców mówi po rosyjsku i w mniejszym lub większym stopniu wyemigrowała z Rosji lub jest z Rosją powiązanych – zauważa politolog mieszkający w Izraelu.
Zwraca też uwagę, że spora grupa rosyjskojęzycznych Izraelczyków była do Rosji nastawiona pozytywnie nawet po rozpoczęciu wojny w Ukrainie, ale teraz "poważnie się nad tym zastanawia".
Autor: Juri Rescheto, Deutsche Welle