"W kolarstwie jesteśmy jak Borussia Dortmund. Oprócz nas na świecie są może cztery, pięć lepszych wyścigów. Pierwsze dwa tegoroczne etapy zaczniemy we włoskim Trydencie, a później może Strasbourg? Może Lwów? Może Belgia? Udowodnimy Europie, że Polak też potrafi – mówi nam dyrektor kolarskiego Tour de Plogne Czesław Lang.
Wrócił Pan właśnie z Włoch, gdzie ogłosił Pan, że dwa pierwsze etapy tegorocznego Tour de Pologne rozpoczną się w Trydencie. Radość aż z Pana kipi.
Czesław Lang: Bo czuję się, jakbym wygrał Tour de France!
Aż tak?
Proszę sobie przypomnieć, że dwadzieścia lat temu zaczynaliśmy od zera. Nas nie znał nikt. Jeżeli ktoś myślał o Polsce, to ewentualnie o Wyścigu Pokoju, a nie o Tour de Pologne. Przypomnę tylko, że do czołowej 27-ki kolarskich wyścigów wybrano nas z kalendarza, w którym było prawie 800 imprez kolarskich. Po wielu latach pokazaliśmy, że Polska nie jest w niczym gorsza od Zachodu. Dziś Tour de Pologne to klasowy produkt europejski.
Gdzie więc jest dziś miejsce Tour de Pologne w peletonie UCI, czyli kolarskiej Ligi Mistrzów?
Jesteśmy jak Borussia Dortmund. To zespół, który do czołówki wdarł się przebojem – zupełnie jak my.
O Borussii mówi się, że w tym sezonie może zajść w Lidze Mistrzów daleko. Tour de Pologne również?
Wyżej już chyba… nie możemy! Wyścig co roku oceniany jest przez zawodników i działaczy. Mają oni do wypełnienia tabelkę, gdzie jest sto punktów. I są pytania: czy są dobre hotele, czy dobre nagrody, czy jest bezpiecznie, czy są media itd. My, na te sto możliwych do otrzymania punktów, od kilku lat mamy 99,7! Właściwie lepiej się już nie da. Organizacyjnie nie odstajemy w ogóle od Tour de France i Giro d'Italia, a od Vuelty a España punktów mamy więcej.
Czym więc różnimy się od najlepszych?
Przede wszystkim tradycją. Poza tym tamte wyścigi trwają po trzy tygodnie, a nasz tylko siedem dni. I nie mamy wielkich gór.
Tour de Pologne to kolarska czołowa dziesiątka?
Powiedziałbym, że to TOP5. Tour de France, Giro d'Italia i Vuelta a España nie przeskoczymy, ale spośród innych wyścigów niewiele może z nami stanąć w konkury.
Nie da się u nas zorganizować wyścigu, na np. 2 tygodnie?
Na razie dostaliśmy dodatkowy, ósmy dzień. Cały czas idziemy do przodu.
Wspomniał Pan, że nie ma gór, ale już są. Wybrał Pan Włochy.
Bo to moja druga ojczyzna. Ścigałem się tam przez lata, także we włoskich zespołach. Marzyłem o tym, aby dać polskim kibicom tamte góry. My mamy w Polsce Gliczarów, Zakopane, ale nie są to wielkie przełęcze, takie wychodzące ponad dwa i pół tysiące metrów nad poziom morza. Dlatego Trydent i dwa pierwsze etapy tegorocznego TdP, to mój prezent dla kibiców na 70. wyścig dookoła Polski.
O zagranicznym etapie Tour de Pologne mówiło się już od pięciu lat.
Rozmowy trwały faktycznie długo, ale rozmawialiśmy nie tylko z Italią. Rok temu odwiedziłem Lwów i spotkałem się z ukraińskim merem miasta. Mieliśmy pomysł, aby zorganizować ściganie się z okazji Euro 2012. Wiadomo jednak, że wyścig szosowy to bardzo duża organizacyjna operacja. W piłkę gra się tylko na stadionie, a kolarze muszą jechać przez kilkaset kilometrów jezdnią, drogami. Tym razem się nie udało, ale może to i lepiej? Włosi to idealny wybór.
Ale Pan zafascynowany tymi Włochami…
To mekka światowego kolarstwa. Mają Giro d'Italia, Giro di Lombardia, Mediolan-San Remo. Te wyścigi zna każdy kibic! Przecież oni mogli powiedzieć „Czesiu, mamy swoje wyścigi i twój nas nie interesuje. Rób go sobie sam”.
To prawda, że Włosi nie tylko zgodzili się zorganizować dwa etapy, ale także pokryją znaczną część ich kosztów?
Mało tego: oni już dziś uczą się języka polskiego.
Jak to?
We wtorek na lotnisku w Weronie przechodzę odprawę bagażową, a pan ze straży granicznej mówi do mnie: „dzień dobry” i „do widzenia”. To samo w restauracjach. Idę wczoraj miastem a tam na szyldzie po polsku „gorące posiłki”. Proszę pamiętać, że dla nich to także biznes. Tam co roku przyjeżdża milion polskich narciarzy. A w Eurosporcie Tour de Pologne pokazywany jest w 60 krajach w 20 językach.
My też możemy na tym bardzo skorzystać?
I to jak. Pokażmy Kraków, Zakopane, piękne, polskie krajobrazy. Pokażmy naszą naturę. Podjęliśmy już rozmowy z naszym Ministerstwem Spraw Wewnętrznych, Ministerstwem Rolnica, godłem „Teraz Polska” i będziemy promować nasz kraj we Włoszech. Proszę pamiętać, że my mamy podobną mentalność jak Włosi, nasza historia nigdy się nie kłóciliśmy w historii, w naszym hymnie śpiewamy „Z ziemi włoskiej do Polski”. I to co łączy nas najbardziej – Jan Paweł II.
Wspomniał Pan już o Lwowie i pomyśle startu TdP z Ukrainy. Słyszałem, że także Strasbourg mocno naciskał na zorganizowanie pierwszego etapu.
Nie tylko Strasbourg. Bardzo mocno parła strona belgijska, a to kierunek niezwykle ciekawy. Była też propozycja z Niemiec. Zresztą, dalej jest. Z kilku innych krajów także, ale o tych pomysłach nie chcę zbyt wcześnie rozmawiać. Na razie cieszmy się Włochami i najpiękniejszymi górami, jakie mogliśmy dostać. Pan wie ilu kibiców się spodziewamy?
Nie mam pojęcia.
80 tys.! W końcu zobaczymy obrazki jak z Tour de France, ale w trakcie naszego wyścigu. Słynna droga i góra Passo Pordoi zostaną dla nas zamknięte latem po raz pierwszy w historii. Nigdy wcześniej żaden wyścig nie doczekał się takiej nobilitacji. I tam właśnie spodziewamy się tysięcy fanów.
Będą góry, kibice, ale co z kolarzami? Przyjedzie czołówka?
Nie każdy się szykuje na Tour de France. Są zawodnicy, którzy przygotowują się specjalnie na TdP. Nie dziwię im się w ogóle, bo to u nas zaświeciła gwiazda m.in. Sagana, Mozera, naszego Kwiatkowskiego. Skończyły się czasy, gdzie do Polski przyjeżdżał drugi sort światowego kolarstwa.
A Polacy? W końcu ktoś wygra? Rok temu bardzo blisko był Michał Kwiatkowski, ale zwyciężyć mu się jednak nie udało.
Zabrakło mu dziesięciu metrów… Trudno, ale to taki sport. Dzięki walce z dopingiem dochodzimy do sytuacji, że już niedługo bardziej niż to, kto jeździ w bogatym teamie i kto ma lepszego doktora, będzie liczyło się kto jest silniejszy, bardziej wytrzymały, szybszy i ma większy talent. Szanse się wyrównają. Kolarstwo było od zawsze spontaniczne, a nie wyrachowane. Z kolarzami, a nie cyborgami. I ten sport znów wraca do korzeni. Dlatego nasi zawodnicy mają coraz większe szanse.