Maciej Orłoś zagościł w programie Pawła Orlikowskiego "Wieczór naTemat". Były prowadzący "Teleexpressu" wrócił wspomnieniami do pracy w TVP. Przyznał się do kilku wpadek, opowiedział o kulisach swojego odejścia z Telewizji Polskiej oraz wyjawił, co myśli o dawnych kolegach z redakcji.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Maciej Orłoś zapisał się na kartach historii telewizji jako długoletni i lubiany prowadzący program "Teleexpress" na antenie TVP. Przez niemal ćwierć wieku był związany z publicznym nadawcą. Czy w tym czasie zdarzyły mu się jakieś wpadki?
Ten i wiele innych ciekawych wątków poruszył z dziennikarzem Paweł Orlikowski w programie na żywo "Wieczór naTemat".
– W ciągu 25 lat w "Teleexpressie" zdarzyły mi się takie wpadki trzy. Trzy sytuacje, które bym nie chciał, żeby się zdarzyły naprawdę. Przy czym jedna to była moja wpadka, właściwie w 80 proc. po mojej stronie, a w dwóch pozostałych byłem częścią wpadki – zaczął Orłoś.
– Ta, która dotyczyła mnie, wydarzyła się wtedy, gdy "Teleexpress" był emitowany z Krynicy Morskiej, gdzie zresztą jest ulica Teleexpressu. To była taka sytuacja typu efekt domina. Ktoś czegoś nie dopilnował jakichś łączy między jednym wozem transmisyjnym a drugim, drukarka pracowała za wolno, nie zdążyliśmy zrobić próby generalnej i cały skomplikowany scenariusz tego dłuższego "Teleexpressu", który odbywał się częściowo na ulicy, a częściowo na plaży, w którymś momencie się zawalił, nikt już nad tym nie panował – przyznał szczerze.
Orłoś o kulisach podziękowania za dalszą współpracę w TVP
Orlikowski i Orłoś porozmawiali również o kulisach pożegnania się z Telewizją Polską. – Oczywiście sam odszedłem z własnej woli, tylko sobie wypracowałem odpowiedni grunt, bo byłem człowiekiem odpowiedzialnym. Po prostu nie stać mnie było na to, żeby wyjść, trzasnąć drzwiami, nie myśląc, co będzie dalej. Ja sobie wypracowałem nowe miejsce. I tu (w TVP - przyp. red.) nie przedłużyłem kontraktu, a potem po okresie karencji rozpocząłem pracę w innym miejscu – powiedział dziennikarz.
Postanowił też raz na zawsze rozwijać wszelkie wątpliwości na temat powodu zrezygnowania z pracy w publicznej telewizji.
– Ale, żeby było jasne, to nie o to chodzi, że ja odszedłem z telewizji, bo tam prawica tak ogólnie, hasłowo mówiąc "przejęła władzę". Gdyby ona po prostu prowadziła uczciwie media, to ja bym tam był. Ja bym po prostu wiedział, że mogę uczciwie pracować i są tam gdzieś ci ludzie, którzy rządzą Polską. W tym wszystkim chodziło bardziej o styl nie do przyjęcia, chamstwo, działania propagandowe, łamanie kręgosłupów dziennikarzom – wymieniał.
Prowadzący dopytał też swojego gościa o to, jaki dziś ma stosunek do dziennikarzy, którzy zostali w pracy w TVP.
– To jest trudne, bo pracowaliśmy w jednej redakcji, byliśmy kolegami z pracy i myślę, że się ceniliśmy i lubiliśmy się nawzajem. Teraz w związku z tym, ja może nie będę mówił konkretnie o Beacie (Chmielowska-Olech - przyp.red.), tylko będę mówił o tych ludziach, którzy tam zostali jako o pewnej grupie – zaznaczył.
– Ta grupa osób siłą rzeczy musiała pójść na te kompromisy, tym ludziom złamano kręgosłupy: moralne i dziennikarskie (...) i tak dzień w dzień w każdym wydaniu, no bo była to konsekwencja tego, że tam zostali, po prostu z jakichś powodów nie podjęli decyzji, żeby wysiąść z tego pociągu – przyznał.
Całą rozmowę z Maciejem Orłosiem można obejrzeć na youtubowym kanale naTemat. Natomiast w najbliższą niedzielę 26 listopada o godz. 20:00 gościem będzie Tomasz Rożek.
W naTemat jestem dziennikarką i lubię pisać o show-biznesie. O tym, co nowego i zaskakującego dzieje się u polskich i zagranicznych gwiazd. Internetowe dramy, kontrowersyjne wypowiedzi, a także ciekawostki z życia codziennego znanych twarzy – śledzę je wszystkie i informuję o nich w swoich artykułach.