Producenci samochodów zostali zmuszeni do szukania nowych rozwiązań w układach klimatyzacji ponieważ stare powodowały powstawanie dziury ozonowej. Lobbyści zaproponowali rozwiązanie dużo bardziej przyjazne dla warstwy ozonu, o wiele droższe i śmiertelnie niebezpieczne.
Nie będę Was zanudzał technicznymi szczegółami, bo nie w tym rzecz. Zresztą z chemii zawsze miałem problemy. Jedyne, co musicie zapamiętać to nazwy czynników chłodzących. Ten, który wypełnia układy klimatyzacji znacznej większość aut jeżdżących po Europie nazywa się R134a. Nagle okazało się, że jest tak destruktywny dla warstwy ozonu, że widać gołym okiem jak robi się jaśniej od zabójczego słońca w momencie naciśnięcia guzika A/C na desce rozdzielczej. Jego szkodliwość dla atmosfery wynosi wg współczynnika GWP (Global Warming Potential) dokładnie 1430. Im większa wartość, tym gorzej. Natomiast ten, który ma uratować lód przed roztopieniem nazywa się R1234yf. Jego wartość GWP to 4. Prawie 360 razy mniej, więc 360 razy lepiej dla… no właśnie dla kogo?
Bezpośrednio, tylko i wyłącznie dla właścicieli dwóch największych koncernów chemicznych DuPont i Honeywell. Cena rewolucyjnego czynnika jest kilkanaście razy większa niż starego i obie firmy mają wyłączność na jego produkcję. Zarobią również producenci sprzętu do obsługi klimatyzacji, bo stare urządzenia nie będą się nadawały do wymiany nowego czynnika. A my?
My dostaniemy obietnicę, że teraz będzie nieco chłodniej, nieco ciemniej i bardziej ponuro. Jak w banku mamy to, że cena usługi serwisowej związanej z przeglądem klimy będzie wyższa. To nie wszystko. W razie pożaru auta, mamy dość wysokie prawdopodobieństwo, że wydostający się z klimatyzacji czynnik w kontakcie z płomieniami palącego się auta wytworzy toksyczne związki, które potrafią strawić szkło i standardowe ubrania przeciwchemiczne. Mogą bez trudu przedostać się przez skórę i zmienić nasze kości w papkę. W teście przypominającym realny wypadek, przeprowadzonym przez Mercedesa wykazano, że już sam wyciek czynnika może spowodować pożar samochodu.
Wydaje się, że wymienione firmy produkujące bezpieczny dla atmosfery czynnik działają na tych samych zasadach jak inne koncerny próbujące przejąć cały rynek danego produktu. Pierwsze skojarzenia to rolnictwo i leki. Zasada jest prosta. Wyprodukować coś, co musi stosować każdy, co zastąpi dobre, sprawdzone rozwiązanie, co spowoduje wzrost cen i stanie się zawodne. Wszystko kosztem ludzkiego zdrowia.
Jako pierwszy, larum podniósł niemiecki tygodnik Auto Bild (Auto Świat to polski odpowiednik) prowadząc śledztwo w tej sprawie. Okazało się, że obawy potwierdził Instytut Chemii Uniwersytetu Monachijskiego. Pojawiły się głosy o braku kompetencji i niepotrzebną aferę, kolejną teorię spiskową. Jednak sprawa nie ucichła. Jako pierwszy miał wprowadzić nowy czynnik Mercedes-Benz. Jako pierwszy sam zajął się badaniem tej sprawy, zaczął wątpić i jako pierwszy i na razie jedyny koncern samochodowy wyraził oficjalny sprzeciw. Inni producenci milczą.
Kto miałby produkować czynnik R1234yf? Oczywiście chińczycy, oni wszystko zniosą. Jednak nie do końca. Nawet niezniszczalni chińczycy nie chcą wytwarzać tego świństwa u siebie. Pojawiły się informacje z Francji, gdzie eurodeputowana Michele Rivasi obawia się, że nie ma odwrotu, gdyż lobby chemiczne zmusi producentów samochodów do stosowania tego czynnika. Jak? Przecież chemia to połowa samochodu. Wystarczy podnieść ceny i będzie problem.
Wracając do stanowiska i zasad postępowania koncernów chemicznych… jakie wydali oświadczenie? Otóż poinformowano opinię publiczną, że wraz z organizacją SAE i kilkunastoma koncernami motoryzacyjnymi rozpoczynają badania mające potwierdzić, że czynnik jest bezpieczny. Teraz przeczytajcie ostatnie zdanie jeszcze raz i zastanówcie się czy wszystko jest OK.
Jeśli te badania mają potwierdzić, że coś jest bezpieczne to w zasadzie już dziś znam ich wynik. Ja chcę badań, które mają ustalić CZY jest bezpiecznie. Takich badań, które potwierdzały założone i zyskowne teorie mieliśmy już wiele i zwykle były nic nie warte.
Jeszcze bardziej rozbawiło mnie oświadczenie rzecznika Honeywell, który tak skomentował testy przeprowadzone przez Mercedesa:
„Jesteśmy zaniepokojeni wyciąganiem wniosków dotyczących trafności wniosków z badań, nie mając świadomości, w jaki sposób i w jakich warunkach przeprowadzono test.”
Cóż, może wypadek samochodowy też powinien być znormalizowany tak, aby warunki rzeczywiste były zgodne z warunkami testu?
Czy mamy wyjście, alternatywę? Honeywell i DuPont twierdzą, że nie, ale oczywiście to nie prawda. Mamy alternatywę, ale jest ona nic nie warta. Dosłownie, bo czynnik o nazwie CO2 (dwutlenek węgla) jest tak powszechny i tani, że nikt na nim nie zarobi. Nie da się nim nikogo zatruć. Nawet nie da się nim zniszczyć dziury ozonowej, bo jego współczynnik GPW to 1 (CO2 jest w pewnym sensie wartością podstawową GPW). Trzeba zmodyfikować układ klimatyzacji, co kosztowało by całe 100 euro (dla porównania koszt wymiany samego czynnika R1234yf to ok. 200 euro).
Równie tani i dostępny jest stosowany w Australii propan. Jest łatwopalny, ale wydaje mi się, że benzyna też. Natomiast w jego menu nie ma ludzkich kości czy szkła. To jednak tylko nieuzasadnione ekonomicznie alternatywy. To jakby ktoś nierozsądny zaproponował wodę i ścieki do zasilania silników.