Pomimo siarczystych mrozów w wielu mniejszych miejscowościach dworcowe poczekalnie są zamknięte. Kolejarze bronią się, że chcą uniknąć wandalizmu. Jak z mrozem radzą sobie władze Torunia czy Gdańska?
Koksowniki, nieodłączny element zimowego krajobrazu w czasach PRL-u powróciły na ulice polskich miast. W obliczu trwającej od kilku dni prawdziwej zimy, władze kilku polskich miast postanowiły nieco ułatwić mieszkańcom oczekiwanie na autobus czy tramwaj. - Mamy pozytywne sygnały od mieszkańców dotyczące ustawienia koksowników, jedyne zastrzeżenia dotyczą tego, że są one ogrodzone - co jest podyktowane względami bezpieczeństwa. - mówi Agnieszka Kłąb z biura prasowego Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy. Dodaje też, że koszty utrzymania koksowników w mieście to dwa tysiące złotych. Źródło ciepła przydaje się szczególnie podróżującym tramwajem, ponieważ sieć trakcyjna przegrywa walkę z mrozem i zdarzają się spore opóźnienia.
Koksownikami z mrozem walczą też władze m.in. Gdańska, Torunia, Opola, Krakowa czy Rzeszowa. W przeciwieństwie do ubiegłego roku na taki krok nie zdecydowały się władze Gdyni. Urzędnicy twierdzą, że byłby to niepotrzebny wydatek, bo komunikacja miejska działa sprawnie.
Znacznie trudniej podróżuje się koleją. Z powodu nieustannych cięć i oszczędności wiele poczekalni jest zamkniętych. Biada tym, którzy w nocy muszą czekać na pociąg w Olsztynku, Laskowicach Pomorskich, Kołobrzegu, Wierzchucinie czy Barczewie. To tylko kilka z setek dworców zamkniętych na kłódkę. Niemożliwe jest namówić kolejarzy, by chociaż w najmroźniejsze dni otwierali poczekalnie. Argument jest zawsze ten sam - brak pieniędzy.
W najbliższych dniach mrozy mają sięgnąć -30 stopni Celsjusza. Nic nie wskazuje na to, by kolejarze ulżyli pasażerom w trudach podróży. Pozostaje chyba tylko uzbroić się w ciepłe ubrania i czekać na ocieplenie. W połowie przyszłego tygodnia mrozy mają zelżeć, a na południowym zachodzie kraju temperatura zbliży się do zera stopni.
Dyrektor Zakładu Przewozów Regionalnych w Olsztynie
Do nas należą tylko pociągi, budynki już nie. PKP traktuje nas jak każdego innego petenta i żąda bardzo wysokich stawek za używanie dworców. Gdybyśmy się zdecydowali na to w Olsztynku, to cena biletu do Olsztyna wzrosłaby z 5 do 15 zł. CZYTAJ WIĘCEJ