Do zaginięcia doszło 28 listopada br. – Powiedziała tylko, że idzie do delikatesów na końcu ulicy. Miała kupić pampersy, mleko i zaraz wracać do dzieci, ale tak się nie stało. Jesteśmy załamani – opowiadali w rozmowie z "Faktem" rodzice 32-latki, którzy zgłosili sprawę na policję.
Z relacji bliskich wynikało, że kobieta wyszła z miejsca zamieszkania w Rzeszowie i do czwartku, 14 grudnia nie dawała znaku życia.
Kobieta jest matką pięciorga dzieci. – Może to efekt niedawnego porodu, może jakiś wstrząs? Ostatni czas był dla niej bardzo trudny. Ale aż tak bardzo nie ingerowaliśmy w jej sprawy. Nie wiemy dokładnie, co dzieje się w je głowie – mówili rodzice "Faktowi".
Brat natomiast przekonywał, że to nie był pierwszy taki wybryk kobiety. – Już się zdarzyło, że kiedyś gdzieś przepadła, ale zawsze wracała – wspominał. Jak się okazało, jeszcze w czwartek po południu kobieta wróciła do domu. – Wszystko jest w porządku. Kobiecie nic się nie stało – poinformowali policjanci.
W czasie nieobecności matki najbliższa rodzina nie mogła zapewnić opieki pięciorgu dzieci i wszystkie musiały tymczasowo trafić do placówki opiekuńczej.
– Boleję podwójnie. Martwię się o wnuki, to co teraz przeżywają. Drżę również o los córki. Co chwilę wykręcam jej numer telefonu w nadziei, że pojawi się sygnał, że odbierze i powie, gdzie jest, co się z nią dzieje – przekazał "Faktowi" ojciec kobiety niedługo po zaginięciu.
Nie wiadomo, co działo się przez ostatnie dwa tygodnie z 32-latką. Teraz będzie musiała powalczyć o to, by odzyskać dzieci.
Czytaj także: https://natemat.pl/530368,zaginela-zolnierka-z-wroclawia-anna-turlej-jest-poszukiwana-od-tygodnia