Korea Północna zerwała wszystkie umowy o nieagresji, jakie wiązały ją z Koreą Południową, wyłączyła "gorącą linię telefoniczną" prowadzącą do Seulu oraz zamknęła położone w strefie zdemilitaryzowanej przejście łączące obydwa państwa. - Druga wojna koreańska jest nieunikniona - napisano na stronie Północnokoreańskiej Centralnej Agencji Prasowej (KCNA).
Decyzje północnokoreańskich władz zostały podjęte po tym, jak ONZ nałożyła na Pjongjang kolejne sankcje. Na mocy postanowień Kim Dzong Una zerwano wszystkie podpisane wespół z Koreą Południową traktaty o nieagresji, zamknięto przejście w miejscowości Panmundżom, która była dotąd jedynym miejscem spotkań przedstawicieli obydwu Korei, oraz wyłączono założoną w 1971 r. tzw. gorącą linię telefoniczną, ponieważ "nie ma o czym rozmawiać z marionetkową grupą zdrajców".
KCNA poinformowała, że Kim Dzong Un odwiedził znajdujące się przy granicy z Koreą Południową oddziały wojskowe, które w 2010 r. brały udział w ostrzelaniu południowokoreańskiej wyspy. Syn Kim Dzong Ila miał zaapelować do żołnierzy, by w każdym momencie byli gotowi do "anihilacji wroga, wymierzenia mu śmiertelnych ciosów".
"USA zginą w płomieniach sprawiedliwości"
Północnokoreańskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, na które powołuje się KCNA, stwierdziło dzisiaj, że Stany Zjednoczone "ciężko pracują nad wywołaniem wojny nuklearnej, aby zniszczyć Koreańską Republikę Ludowo-Demokratyczną". Rzecznik resortu oznajmił, że w obliczu zagrożenia Korea Północna może skorzystać z prawa do przeprowadzenia prewencyjnego ataku atomowego. - Jeśli Stany Zjednoczone doprowadzą w końcu do wojny, to sprawią, że rozgorzeją niczym wybuchający wulkan płomienie sprawiedliwości, w których agresor zginie, a przeklęta linia demarkacyjna zniknie na dobre - napisano na stronie KCNA.
Prezydent Korei Południowej Park Geun-hye podkreśliła, że jest gotowa rozmawiać z Pjongjangiem, jeśli tylko wejdzie on na "drogę wiodącą ku zmianie". Geun-hye zapewniła, że będzie "twardo reagować" na prowokacje Korei Północnej, przyznając, iż sytuacja jest bardzo poważna.
Rakiety Korei Północnej mogą dosięgnąć Japonii
Agencja Reutera przypomniała, że w północnokoreańskiej armii służy 1,2 mln ludzi. Siły południowokoreańskie liczą 640 tys. żołnierzy i są wspierane przez 26 tys. stacjonujących w Korei Południowej Amerykanów. Korea Północna polega jednak przede wszystkim na swoich rakietach i głowicach atomowych (eksperci szacują, że może mieć maksymalnie 6-8 głowic), ponieważ nie ma zapasów surowców, które pozwalałyby na prowadzenie długotrwałej wojny lądowej.
Korea Południowa obawia się, że sąsiad z północy mógłby przeprowadzić nagły, zmasowany ostrzał artyleryjski Seulu, który znajduje się zaledwie 50 km od granicznej strefy zdemilitaryzowanej. Zasięg północnokoreańskich rakiet przekracza 3 tys. km, więc mogą one razić cele położone w Japonii lub na wyspie Guam - to terytorium zależne Stanów Zjednoczonych.