Ogromne kolejki ustawiały się w miniony weekend w Rosji oraz innych krajach, by złożyć podpis z poparciem dla kandydatury Borisa Nadieżdina w marcowych wyborach prezydenckich. Jak zaznacza BBC, to także forma protestu przeciwko wojnie w Ukrainie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Boris Nadieżdin chce wystartować w wyborach prezydenckich w Rosji, które odbędą się 17 marca. Żeby znaleźć się na karcie do głosowania, musi zebrać 100 tysięcy podpisów do 25 stycznia.
Jak podaje rosyjska redakcja BBC, kampania 60-letniego Nadieżdina, byłego deputowanego Dumy Państwowej, rozpoczęła się jesienią ubiegłego roku, kiedy zapowiedział swój udział w wyborach. Pod koniec grudnia zgłosiła go pozaparlamentarna partia "Inicjatywa Obywatelska", a Centralna Komisja Wyborcza zezwoliła na rozpoczęcie zbierania podpisów.
Kolejki chętnych do poparcia Nadieżdina
Kilka dni temu do sieci trafiło wiele zdjęć i nagrań, na których widać było tłumy chętnych do poparcia polityka. Najwięcej podpisów zebrano w Moskwie i Petersburgu. W Jakucji chcący złożyć podpis czekali przy... 45-stopniowym mrozie. Akcja trwa także w miastach poza Rosją, m.in. w Pradze, Barcelonie czy Paryżu.
W poniedziałek 22 stycznia po południu strona internetowa Nadieżdina potwierdziła, że zebrano już prawie 81 tys. podpisów.
Nadieżdin pod koniec lat 90. pracował najpierw jako doradca Borysa Niemcowa (zamordowanego w 2015 r.). Później pojawiał się w politycznych programach telewizyjnych jako ekspert. Był postrzegany jako postać "do bicia" z opozycji.
Sporo emocji wzbudzały jego wypowiedzi dotyczące agresji Rosji w Ukrainie. Polityk nazwał tę wojnę "specjalną operacją wojskową", czyli użył określenia, które stosuje Władimir Putin i jego otoczenie popierające wojnę. Jednocześnie Nadieżdin nazwał błędem samo rozpoczęcie wojny. Jego zdaniem Putin prowadzi Rosję "ku katastrofie".
W styczniu spotkał się z żonami poborowych, które w ostatnich miesiącach wielokrotnie protestowały przeciwko braku decyzji o powrocie ich mężów z frontu do domów.
Zbieranie podpisów dla Nadieżdina przyciągnęło uwagę rosyjskiej opozycji, w tym tej, która uciekła z kraju po inwazji Rosji na Ukrainę. Wielu opozycjonistów wzywało do złożenia podpisów, zauważając, że wspieranie polityka stało się w istocie formą protestu przeciwko wojnie.