Kiedy wydawało się, że Denis Villeneuve niczym już nie zaskoczy, bo pokazał pełnię swoich filmowych umiejętności... pojawia się "Diuna: Część druga". Uwierzcie, Villeneuve dopiero teraz udowodnił swoje reżyserskie mistrzostwo. Epickie widowisko science fiction z imponującą, gwiazdorską obsadą wbija w fotel i pozostawia widza z myślą, że czegoś takiego jeszcze w kinie nie widział. To Kino przez wielkie "K". Oj, posypią się nagrody w przyszłym roku.
Ocena redakcji:
4.5/5
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Diuna: część druga" to kontynuacja "Diuny" Denisa Villeneuve ("Blade Runner 2049", "Nowy początek", "Sicario", "Labirynt") z 2021 roku
Jest ekranizacją drugiej połowy powieści "Diuna" Franka Herberta z 1965 roku, a scenariusz napisali Villeneuve oraz Jon Spaihts ("Diuna", "Pasażerowie", "Doktor Strange")
W "Diunie 2" Paul Atryda sprzymierza się z Fremenami na planecie Arrakis, aby zemścić się przeciwko Harkonnenom za śmierć swojego ojca i staje się mesjaszem z proroctw
Na ekrany wracają: Timothée Chalamet, Zendaya, Rebecca Ferguson, Josh Brolin, Stellan Skarsgård, Dave Bautista, Charlotte Rampling i Javier Bardem
Do obsady "Diuny: części drugiej" dołączają: Austin Butler (Feyd-Rautha Harkonnen), Florence Pugh (księżniczka Irulan), Christopher Walken (Padyszach Imperator Szaddam IV) i Léa Seydoux (Lady Margot Fenring), a także Anya Taylor-Joy
Film Denisa Villeneuve'a będzie miał premierę w Polsce 29 lutego
"Diuna: część druga" przewyższa nagrodzoną sześcioma Oscarami "Diunę" pod względem realizacji, efektów specjalnych, akcji oraz aktorstwa i jest epickim widowiskiem
Posypią się Oscary za rok? Oto nasza recenzja "Diuny 2"
Recenzja bez spoilerów do "Diuny: Części drugiej", ale opisuje niektóre wydarzenia z "Diuny" z 2021 roku.
"(...) 'Diuna' to smakołyk, któremu nie można się oprzeć. W filmie wszystko łączy się w spójną całość. Widać, że Villeneuve kręcił historię Paula Atrydy z myślą o fanach. W tym blockbusterze jest tak naprawdę mało z blockbustera (pomijając oczywiście efekty specjalne i budżet) i być może właśnie to czyni z dzieła widowisko porównywalne z 'Władcą Pierścieni'" – pisała w swojej recenzji "Diuny" z 2021 roku Zuzanna Tomaszewicz.
Od premiery "Diuny", która była filmowym fenomenem i zgarnęła pokaźny wór nagród (w tym sześć Oscarów spośród dziesięciu nominacji), minęło dwa i pół roku. Mimo że Warner Bros. Pictures uzależniło powstanie sequela od komercyjnego sukcesu filmu, to Denis Villeneuve– Kanadyjczyk, który jest obecnie jednym z najbardziej intrygujących i wizjonerskich współczesnych reżyserów – od początku tworzył "Diunę" z myślą o kontynuacji. Nie bez powodu wraz z Jonem Spaihtsem i Erikiem Rothem adaptował tylko pierwszą połowę "Diuny" Franka Herberta (która w 1984 roku doczekała się dość topornej ekranizacji Davida Lyncha).
Teraz Villeneuve, już spokojny o rozgłos swojego filmu, przedstawia "Diunę: Część drugą". Scenariusz stworzył wraz ze Spaihtsem, do swojej imponującej obsady dodał kolejne wielkie nazwiska (Austin Butler, Florence Pugh, Christopher Walken, Léa Seydoux, Anya Taylor-Joy), a do swojej dyspozycji miał budżet większy o 25 milionów dolarów, czyli około 190 milionów.
Musieliśmy się jednak trochę naczekać: "Diuna 2" miała mieć premierę w ubiegłym roku, ale strajki w Hollywood (scenarzystów, potem aktorów) pokrzyżowały szyki Warner Bros. Długie czekanie tylko wzmocniło hype na widowisko Villeneuva, które z miejsca stało się najważniejszą premierą 2024 roku. Warto było czekać? Oj, warto.
O czym jest "Diuna: Część druga"? To ekranizacja drugiej połowy powieści Franka Herberta
Nowa "Diuna" nie jest stricte sequelem, ale drugą częścią, bo adaptuje dalszy ciąg powieści "Diuna", pierwszej z całego cyklu. Wracamy więc na planetę Arrakis w miejscu, w którym ją opuściliśmy. Podczas gdy w "jedynce" Villeneuve poświęcił większość ze 155 minut (i słusznie) na budowanie świata przedstawionego i przybliżenie go widzom niezaznajomionym z twórczością Herberta, to w "dwójce" wchodzimy już w sam środek właściwej akcji.
Młody Paul Atryda (Timothée Chalamet) wraz ze swoją matką lady Jessiką (Rebecca Ferguson) dalej wędruje przez pustynię wraz z Fremenami, wolną ludnością Arrakis. Po zabiciu w pojedynku jednego z nich, Dżamisa, nie wszyscy patrzą na młodego arystokratę przychylnie. Jednak Stilgar (Javier Bardem), lider fremeńskiego szczepu z siczy Tabr, wierzy, że Paul jest postacią obiecywaną jego ludowi przez proroctwa: Kwisatz Haderach, mesjaszem, który wybawi Fremenów.
Zresztą nie tylko on, bo plotki o przybyciu wyczekiwanego Mahdiego zaczynają krążyć wśród Fremenów. Szerzy je także ciężarna matka Paula, członkini wpływowego zakonu Bene Gesserit, która wierzy, że jej syn jest "tym wybranym" i ma do wykonania kluczową dla świata misję.
Jednak sam Paul odtrąca te myśli, męczony przez koszmarne wizje i sny, które stają się coraz bardziej uporczywe. Ma jeden cel: chce pomścić bezwzględny ród Harkonnenów, na którego czele stoi baron Vladimir Harkonnen (Stellan Skarsgård). To oni stoją bowiem za zniszczeniem rodu Atrydów, śmiercią jego ojca, księcia Leto Atrydy (w którego w pierwszej części wcielił się Oscar Isaac) i mentorów. W tym celu chce połączyć siły z Fremenami i stara się zasłużyć na ich zaufanie oraz szacunek. Z czasem staje się ich liderem, a przy okazji zakochuje się z wzajemnością w bojowej Chani (Zendaya).
Harkonnenowie wciąż niestrudzenie walczą jednak o utrzymanie w swoich rękach Arrakis z cennymi złożami przyprawy. Baron stawia na świeżą krew i wysyła na pustynną planetę swojego bratanka i planowanego dziedzica, sadystycznego Feyda-Rauthę Harkonnena (Austin Butler). Jednocześnie wydarzeniom na Arrakis przypatruje się cesarz Shaddam IV (Christopher Walken) i jego córka, księżniczka Irulan (Florence Pugh), a także Bene Gesserit, na czele z knującymi matką wielebną (Charlotte Rampling) i lady Margot Fenring (Léa Seydoux).
Villeneuve jeszcze bardziej rozwija futurystyczny, mityczny świat "Diuny", chociaż nie unika (uzasadnionych) zmian względen książki. To ponownie uczta dla miłośników stworzonego przez Herberta świata, bo reżyser wcale nie zamierza niczego upraszczać czy skracać. Nie interesuje go robienie z "Diuny" jednolitej, łatwej do strawienia papki: szanuje czytelników i serwuje im prawdziwą ucztę.
Jednocześnie w "Diunie: Części drugiej" (podobnie jak w części pierwszej) nie pogubią się ci, którzy nie czytali książki. W takim przypadku warto jednak przed pójściem do kina przypomnieć sobie film z 2021 roku i... być uważnym podczas seansu. Wyjścia do toalety (a film trwa prawie trzy godziny) mogą nieco zbić nas z fabularnego tropu, co warto mieć na uwadze. Nie oznacza to jednak, że całkowicie zagubimy się wtedy w akcji: w końcu się w niej odnajdziemy, bo – tak jak w "Diunie" – dialogi są opisowe. Jednocześnie sprawnie unikają sztampy i toporności.
"Diuna: Część druga" to wizjonerskie dzieło science fiction
Ci, którzy narzekali na brak akcji w "Diunie", tym razem narzekać nie będą: sequel jest pełen wartkich akcji i kluczowych dla historii wydarzeń. Villeneuve nie unika jednak kilku dłużyzn, które zaburzają nieco szybkie tempo filmu. Oczywiście ciężko jest przełożyć na język filmu takie dzieło jak "Diuna", ale momentami ma się wrażenie, jakby Kanadyjczyk bardzo nie chciał robić cięć.
To jednak nieliczne momenty, bo "Diuna: Część druga" jest prawie idealnie wyważona: nie brakuje w niej oszałamiających, dynamicznych sekwencji, jak i bardziej lirycznych scen, politycznych knowań czy religijnych rozważań. Te ostatnie zresztą są w filmie doskonale poprowadzone, a reżyser nie tylko pokazuje mechanizm religijnej propagandy, ale zadaje też pytania o sens religii. Czy warto wierzyć w proroctwa? Czy czekanie na mesjasza to oznaka wiary, a może zwykła bierność i oddanie sprawczości w ręce losu? Gdzie kończy się wiara, a zaczyna polityka?
Ale "Diuna: Część druga" to nie tylko epickie widowisko z niesamowitym rozmachem, efektownymi scenami walk i spektakularnymi ujęciami z setkami statystów. To również prawdziwe wizualne wizjonerstwo. Jeśli myśleliście, że "Diuna" była realizacyjnym mistrzostwem, idźcie do kina na sequel. To wydaje się wręcz nieprawdopodobne, ale twórcom udaje się przewyższyć oryginał.
Mistrzowskie są zdjęcia Greiga Frasera, nagrodzonego Oscarem za pierwszą część, który w kieszeni ma również statuetkę za nową "Diunę". Wrażenie robią zarówno szerokie kadry, jak i zbliżenia, a Fraser naprawdę karmi nas również barwami, które zmieniają się przez cały film: ciepłe odcienie pustyni na Arrakis, czarno-białe ujęcia w posiadłościach Harkonnenów, zimne barwy w pałacu cesarza.
Praca operatorska to naprawdę majstersztyk, podobnie jak montaż czy dźwięk, a także oczywiście muzyka mistrzowskiego Hansa Zimmera, który powtarza sukces swojej (nagrodzonej Oscarem) charakterystycznej ścieżki dźwiękowej z 2021 roku. Realizacyjnie "Diuna: Część druga" jest precyzyjnym i przemyślanym arcydziełem, którego w kinie jeszcze nie widzieliśmy. Zapiera dech.
Obsada "Diuny: Części drugiej" daje aktorski popis. Timothée Chalamet wzbija się na wyżyny
Nie ma historii bez jej bohaterów. Postacie są świetnie poprowadzone i rozwinięte, jak Chani, która w pierwszej części była jedynie zarysowana. Tutaj Fremenka otrzymuje charakterologiczną głębię i nieoczywiste warstwy, które Zendayi udaje się przekonująco oddać.
Aktorzy w "Diunie: Części drugiej" zbliżają się do doskonałości. Znowu dominuje doskonała Rebecca Ferguson, która "ukradła" również pierwszy film. Jako wierząca w proroctwa matka, która stara się zapewnić pozycję swojemu synowi, wchodzi na kolejny poziom budowania postaci i aktorskiej sztuki.
Jednak tym razem film należy do Timothée Chalameta, którego Paul Atryda z czasem przestaje być zagubionym chłopcem, a staje się twardym, nieustraszonym, logicznie kalkulującym liderem. Chalamet długo był zaszufladkowany w roli wielkookich, marzycielskich chłopców, ale "Wonka" czy właśnie "Diuna: Część druga" udowadniają, że to piekielnie zdolny aktor, który poradzi sobie z każdą rolą. Byle... mu je dawać. W drugiej połowie, podobnie jak w "Królu", daje popis swojej charyzmy i energii, a jako nowy mesjasz jest niezrównany. Wcale nie dziwi, że za Atrydą idą tłumy.
Znakomici są praktycznie wszyscy w tej licznej obsadzie, a wyróżnia się jeszcze szczególnie Javier Bardem, co zresztą nikogo raczej nie dziwi: to jeden z najbardziej utalentowanych aktorów swojego pokolenia. Florence Pugh nie ma za dużo do grania, ale jako księżniczka Irulan jest idealnie arystokratyczna, podobnie majestatyczny jest legendarny Christopher Walken. Z kolei Léa Seydoux ma jedynie (ważny) epizod, w którym jest absolutni znakomita.
Najbardziej spektakularna postać w "Diunie" przypadła Austinowi Butlerowi, który rozkochał w sobie widzów rolą Elvisa Presleya. Jako dziki i psychopatyczny Feyd-Rautha Harkonnen jest bardzo dobry, organiczny, fizyczny. Nie przypomina przystojnego siebie. Tej dzikości jednak Butler mógł zaserwować nam więcej i ma się wrażenie, jakby bał się pójść na całość wzorem Joaquina Phoenixa w "Gladiatorze" czy Billa Skarsgårda w "To". Szkoda, ale to wciąż porządna, imponująca rola, a Butler udowadnia, że jest naprawdę dobrym aktorem.
Czy trzeba dodawać coś więcej? "Diuna: Część druga" to Kino, która łapie za gardło na początku i puszcza na końcu. To nie film, to całe widowisko, a Denis Villeneuve tylko umocnił swoją pozycję mistrzowskiego twórcy, który nie boi się przekraczać granic. Na to czekaliśmy.