"Uwielbiam" dzisiejsze matki. Według nich nie można używać słowa "dyscyplina", bo "dziecko to nie zwierzę". Nie można mówić, że dziecko jest "niedobre", bo nie ma złych i dobrych dzieci, nie można stosować kar, bo z dzieckiem trzeba rozmawiać. Przeczytały wszystkie książki o wychowaniu i do swojego bombelka mówią "czuję cię, Haniu". Tymczasem Hania potrafi rzucić w nauczycielkę przedszkola krzesłem i tyle z waszego świadomego rodzicielstwa. Wychowujecie najbardziej zepsute pokolenie, jakie widział świat.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Im bardziej wyedukowana matka, tym gorszy jest jej bombelek
Jeśli chcecie powiedzieć mi, że jestem starej daty osobą, która będzie psioczyć na "bezstresowe wychowanie" (co to za głupi termin, o zgrozo), to zaskoczę was. Mam 27 lat, własnych dzieci nie mam, ale pracując zarówno z maluchami, jak i ich rodzicami, naoglądałam się wystarczająco, żeby powiedzieć: dzisiejsze dzieci są bardzo często naprawdę niewychowane.
A paradoksem jest to, że ich matki w temacie wychowania edukują się bardziej niż ich własne matki czy babki mogły sobie kiedykolwiek wyobrazić. I z moich obserwacji wynika jedno – im bardziej eko-świadoma-naturalna mama biegająca w ręku z drewnianą zabawką i podręcznikiem o świadomym rodzicielstwie pod pachą, tym większego małego egoistę wychowuje.
Może uogólniam, może niektóre matki krzywdzę, ale naprawdę się boję, jakie pokolenie wyrośnie z dzisiejszych Ksawerych, Zoi, Natanów i Jaśmin. Prześledźmy kilka sytuacji.
"Nie kop pana, bo się spocisz"
Zabrałam moją 5-letnią chrześnicę do piaskownicy. Młoda raczej ma "normalnych" rodziców, którzy umieją powiedzieć jej "nie" i zabrać dostęp do tableta, gdy zaczyna przesadzać. Dlatego lubię się z nią bawić i raczej większych problemów nie sprawia. Do piaskownicy nagle dołączyła mama z synkiem w tym samym wieku.
Mama miała na głowie dzierganą tęczową czapkę – wyglądała jak hipiska, a chłopiec był cały w beżu. Tak, ubrania o niczym nie świadczą, ale kilka słów przyszło mi na myśl: nowoczesne trendy, naturalne rodzicielstwo.
Chłopiec o imieniu Natan sięgnął po łopatkę, nabrał potężną kupkę piasku i sypnął prosto w naszą stronę. Moja chrześnica zdążyła odwrócić głowę i piasek dostał się tylko na ubrania i włosy, bo w przeciwnym razie zabawa skończyłaby się u okulisty. Mama przeprosiła i zaczęła tłumaczyć Natanowi, że nie powinien tak robić. Okej. Zdarza się.
Problem w tym, że Natan za łopatkę złapał jeszcze kilka razy, a może zrobiłyby to kilkanaście, gdyby nie fakt, że to ja ewakuowałam mnie i dziecko z piaskownicy. Byłyśmy całe w piasku.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Matka schylała się do niego, jak radzą parentingowe podręczniki, dbała, by mieć twarz na jego poziomie i mówiła spokojnym tonem: "Natan czuję cię, rozumiem twoje emocje, ale nie możesz tak robić..." – powtarzała jak mantrę, głosem wypranym z emocji i jestem pewna, że Natan po pierwszym słowie przestawał słuchać. W końcu miał 5 lat!
Kobieta robiła mądrą minę, przekonana, że podchodzi do dziecka zgodnie z zasadami Uświęconego Rodzicielstwa Bliskości, a jej synek wyczekiwał do końca monologu, by radośnie złapać za zabawkę i ponownie sypnąć nam piaskiem prosto w oczy. Cieszyła się, że nie straciła cierpliwości? No super, bo to nie jej dziecko cierpiało!
Przypomniał mi się słynny filmowy tekst: "nie kop pana, bo się spocisz". Nie wiem, ile potem razy odmawiała jeszcze swoją mantrę.
Może należało podnieść głos na Natana? Zabrać dziecku zabawkę? Krzyknąć? Och nie, bo nie wolno tak podchodzić do dzieci! Szkoda, że można narażać resztę społeczeństwa na funkcjonowanie w terrorze kilkulatka. Bo inaczej zaburzymy rozwój jego żywiołowej osobowości. No co za bzdury.
Mały egoista w centrum świata
Inna historia wydarzyła się w przedszkolu, gdzie miałam okazję (nieprzyjemność) pracować jako pomoc nauczycielki. Do jednej z grup została przeniesiona dziewczynka, o której mama mówiła, że była dręczona przez nieempatyczne panie w poprzedniej placówce.
– Zoja jest dzieckiem wyjątkowym, ale wymaga też wyjątkowej uwagi. Rozmawiamy sobie o wszystkim, gdy czuje się słyszalna, da się z nią zrobić wszystko – tłumaczyła mama, która zapewne już planowała, do której podstawówki Montessori zapisze w przyszłości swoją małą geniuszkę.
Pierwszego dnia okazało się, że Zoja ma przede wszystkim problem z agresją, popchnęła jedną dziewczynkę tak, że ta uderzyła się w głowę; przy próbie wyjścia na dwór odmówiła założenia butów, a wymiana zdań z nauczycielką przedszkola zakończyła się tym, że dziewczynka (słusznych rozmiarów, jak na swój wiek) rzuciła w moją koleżankę krzesłem. Krzyczała, że jej nienawidzi, że chce, żeby umarła.
Koleżanka złapała Zoję za nadgarstek, by obronić się przed kolejnymi ciosami i zaczęła tłumaczyć jej wprost, że nie ma prawa tak robić. Dziecko zaczęło wyć, później sytuacja została przekazana mamie. Na spotkaniu liczyłyśmy na realną rozmowę o problemach dziecka, które trwają na pewno nie od wczoraj. Mama naskoczyła na nauczycielkę przedszkola za to, że złapała bijące ją dziecko za rękę.
Koleżanka usłyszała, że takich zasad wychowania mama nie akceptuje, że jej dziecko to myślący człowiek, z którym należy sprawę przedyskutować. Mówiła, że "nie stosuje kar ani nagród, ani radykalnego stylu rodzicielstwa i nikt nie będzie na jej córkę krzyczeć". Może w aucie "przedyskutować" z nią sytuację. Ta kobieta mówiła o kilkulatce. O czym chciała z nią dyskutować?
Z wrażliwości wasze dzieci mają maks wrażliwość na gluten
Niejednokrotnie spotkałam się z matkami, które są przekonane, że uczą dzieci wrażliwości i ekologii, bo dają im drewniane zabawki zamiast plastikowych i karmią bezcukrowymi wegańskimi słodyczami.
W tym samym czasie są ślepe na to, że ich dzieci ciągną kotka za uszy, pieska za ogon i dla zabawy depczą żuki w czasie spaceru, a matki reagują tylko wtedy, jak to dziecku może stać się ze strony zwierząt krzywda.
Nowoczesne matki uczą dzieci, że te są najważniejsze, najmądrzejsze i jedyne w swoim rodzaju. I nie zrozumcie mnie źle – każda matka swoje dziecko kocha najbardziej. Ale czy serio nie zdają sobie sprawy z tego, że wmawianie maluchowi, że jest najpiękniejszy, najmądrzejszy, najlepszy i z matematyki, i z polskiego, i z piłki nożnej, i z pływania doprowadzi do... wychowania małego narcyza?
Który nawet, jeśli nie wie, to wie najlepiej, a nawet jeśli nie umie, to winni są wszyscy inni – no bo przecież nie on! Mama mówiła, że idealny jest zawsze i we wszystkim.
Wiem, że pokolenia naszych dziadków czy rodziców popełniało wiele błędów wychowawczych. Teksty jak "dzieci i ryby głosu nie mają" do dziś sprawiają, że mam ciarki obrzydzenia, gdy myślę, ilu dzieciom mogła stać się krzywda, ilu potrzeby zostały podeptane, a emocje zbagatelizowane.
Ale na Boga, powinniśmy dążyć do złotego środka. Dziecko nie jest szefem całej rodziny, nie jest jedyną i najważniejszą osobą w restauracji, na placu zabaw ani na sali lekcyjnej.
Musi funkcjonować wśród innych ludzi, nie krzywdzić zwierząt, nie przewracać życia ludzi poza swoimi rodzicami do góry nogami! Ostatecznie – to nie społeczeństwo jest odpowiedzialne za wasze dziecko, a wy same.
Jeśli nie nauczy się, że należy widzieć coś poza czubkiem własnego nosa, a rodzice mają prawo powiedzieć "nie" i to bez kilkugodzinnego przepraszającego monologu, to boję się, na kogo wyrosną dzisiejsze dzieciaki.