W świecie, w którym walkę z przestępczością traktuje się serio, zatrzymania odbywają się tak: policja albo siły specjalne na polecenie prokuratury wchodzą równocześnie (tego samego dnia, o tej samej godzinie) do mieszkań wszystkich ludzi podejrzanych o przestępstwo.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Zatrzymuje się ich i przesłuchuje równocześnie po to, by zaskoczeni i oszołomieni, pozbawieni kontaktu ze sobą, nie wiedząc, kto co zeznaje i czy ktoś kogoś "wsypał" – uzyskać jak najwięcej informacji, pozyskać kogoś, kto będzie współpracował i uniemożliwić podejrzanym przekupywanie i zastraszanie świadków czy mataczenie.
Taka akcja jest oczywiście efektem co najmniej wielomiesięcznej pracy i jest do końca utrzymywana w tajemnicy po to, żeby nie ostrzec i nie spłoszyć przestępców.
W Polsce natomiast robi się to tak: najpierw puszcza się przeciek do telewizji i gazet, że mamy taśmy, na których przestępcy z Suwerennej Polski rozmawiają o swoich przestępstwach, a nawet umawiają się, jak ograć prokuraturę i zatrzeć ślady.
Później mówią o tym przez dzień czy dwa wszystkie media i "oburzeni" politycy koalicji 15 października, po czym sprawa przysycha. Ludzie szybko męczą się gwałtownymi emocjami wywołanymi przez takie informacje, więc kurz opada błyskawicznie.
Efekt?
Przestępcy chodzą sobie wolno i – ponieważ zostali już ostrzeżeni – spokojnie zacierają ślady swoich działań, wymyślają lepsze sposoby ogrania policji i prokuratury i sposób w jaki "sprzedać" sprawę opinii publicznej.
I tak mimo wielkiego przez chwilę szumu w mediach, z wielkiej chmury spada ostatecznie mały deszcz, ponieważ podejrzani prosperują całkiem nieźle, postępując wedle wskazań drogich i skutecznych prawników, jakich niewątpliwie wynajmują.
A wyborcy Koalicji 15 października czują się coraz bardziej oszukani, wściekli, sfrustrowani, rozczarowani, mają dość i znowu zostają z poczuciem, że PiS ich ograł. Słusznym zresztą, bo tak w istocie jest.
Nie rozumiem, dlaczego media ujawniły taśmy, zanim prokuratura zrobiła swoje. Nie widzę w tym żadnego celu i sensu, poza nabiciem sobie kilku punktów w kampanii wyborczej.
Wiem natomiast, że uwaga ludzi szybko się dziś wyczerpuje i medialne eksploatowanie tak ważnego tematu, chaotycznie, bez planu, na dłuższą metę pogrąży koalicję i zadziała przeciwskutecznie.
Zwróciłam też uwagę na język, którym mówią politycy koalicji komentujący sprawę w mediach. Bagatelizują ją, zapewne nieświadomie, używając sformułowań takich jak "PiS i Suwerenna Polska to złodziejska szajka", "partia złodziei" itp.
To jest umniejszanie i nie powinno mieć miejsca.
Bo i PiS, i Suwerenna Polska to w istocie partie działające jak organizacje przestępcze. Czy potraficie wymienić inny kraj na świecie, poza reżimami, w którym minister sprawiedliwości stoi na czele zorganizowanej grupy przestępczej okradającej obywateli, ofiary przestępstw i w dodatku, co uwieczniono na taśmach, jego podwładni debatują jak oszukać depczącą im po piętach prokuraturę? To partie, które powinny być zdelegalizowane, ponieważ złamały prawo i według Konstytucji RP nie mają już prawa działać.
W ministerstwie sprawiedliwości był pisowski kret? Machnęłabym na to ręką, ponieważ w całej Polsce są tysiące nagrywających, w każdym ministerstwie i instytucji, w której pozostawiono nominatów PiS. Ponieważ wielu z nich właśnie po to tam jest, żeby zbierać na nowy rząd haki, brudy, nagrywać i gromadzić materiały, które będą później wykorzystane przeciw demokratycznym partiom.
Niestety sprawa Obajtka pokazuje, że można kpić z państwa polskiego i śmieje się nam wszystkim w twarz i nikt nic nie jest w stanie na to poradzić. Na razie, jeśli tak to wciąż będzie wyglądać, czarno widzę wybory za 3,5 roku. A zdziwicie się, jak czas szybko upłynie.