Odwiedziłam najbardziej liberalny z siedmiu Emiratów Arabskich – Ras Al Khaimah i nie pożałowałam, że to nie wycieczka do samego Dubaju. Zamiast instagramowych atrakcji zwiedzałam farmę pereł, oglądałam dzikie antylopy i jeździłam (latałam!) najdłuższą tyrolką na świecie. To raj turystyczny – ale nie dla turystów od leżenia przy basenie i cykania selfie na tle Burdż Chalifa. Bo tu atrakcje są albo naturalne, albo... ekstremalne.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Ras Al Khaimah – farma pereł, tyrolka, park natury
Czy było gorąco? Nawet nie wyobrażacie sobie jak – w maju w Ras Al Khaimah temperatura osiągała 42 ℃ akurat gdy spacerowaliśmy sobie po rybackiej wiosce albo płynęliśmy na farmę pereł.
I chociaż bez kapelusza, okularów przeciwsłonecznych i SPF 50 nie ruszyłabym się nigdzie, to wiem, że skoro dałam radę zwiedzać emirat na przełomie wiosny i lata, to dacie radę to zrobić o tej porze roku.
Pomaga fakt, że absolutnie każde wnętrze jest klimatyzowane, a na turystów wszędzie czeka zimna woda. Ale jeśli macie wybór – zarezerwujcie na swój urlop polską zimę, jesień, ewentualnie początek wiosny.
Porę podróży już macie wybraną, paszport wyrobiony, chętka na emiracką przygodę jest. Pojawia się pytanie – dlaczego z 7 emiratów w tym sławnego Dubajuwybrać akurat Ras Al Khaimah? Nie będę kłamać, że zwiedziłam wszystkie, ale wystarczy mi kilka argumentów za RAK:
bo to emirat, który stawia na turystykę, a w turystyce na atrakcje blisko natury,
bo łączy w sobie różnorodność krajobrazu – w jednym miejscu macie morze, plaże, pustynie, ale i łańcuchy górskie,
bo to najbardziej liberalny emirat – kobiety nie muszą zakrywać w nim swojego ciała,
bo jest bezpieczny – a same ZEA mają najniższy wskaźnik przestępczości na świecie,
bo wreszcie leży godzinę drogi od lotniska w Dubaju, co otwiera wam furtkę do zahaczenia o inne atrakcje.
Ryż z kardamonem, hummus i lody z mleka wielbłądów
W Emiratach najpierw zachwycą was smaki. Bo jakich atrakcji sobie nie zaplanujecie i jakiego hotelu nie wybierzecie, będziecie mieli okazję spróbować raczej tych samych specjałów. Napić się herbaty ze świeżych liści mięty, która lekko szczypie w język lub arabskiej aromatycznej kawy z kardamonem. Zjeść (za)słodką dla większości z nas helwę i mam nadzieję spróbować moich faworytów – małych pączków w glazurze z syropu daktylowego, zwanych lokma.
Hummusy, kiszone warzywa, falafele przyrządzone są tak wyśmienicie, że zastanawiałam się, po co właściwie używać w kuchni mięsa – gdy sama w Polsce specjalnie go nie unikam.
Ale skłamałabym, gdybym nie wspomniała, że miałam dość kardamonu, który w pewnym momencie był zarówno w słodkich kawach i herbatach, jak i daniach z ryżem baraniną. No i nie próbowałam tylko tradycyjnej kuchni.
W hotelu Intercontinental Ras al Khaimah Resort and Spamieliśmy do dyspozycji dania z różnych zakątków świata, w tym wybór kuchni hinduskiej, włoskiej czy amerykańskiej. Żałuję jedynie, że nie miałam okazji spróbować lodów z mleka wielbłąda, które są podobno emirackim hitem czy prawdziwego street foodu.
Ceny mogą was pozytywnie zaskoczyć – jeden dirham oscyluje w okolicach złotówki i kwoty, które wydacie na jedzenie w zwykłych lokalach (dalej od eleganckich restauracji), mogą być takie same lub niższe niż w Polsce. Mnie odbiło w zwykłym supermarkecie przy całej alei z arabskimi słodyczami, na których w porównaniu z polskimi cenami zaoszczędziłam sporo.
Atrakcje Ras Al Khaimah – nie chcą być drugim Dubajem
Jak powiedziała mi wprost Paulina Kossakowska z biura turystyki Ras Al Khaimah – ten emirat stawia na rozwój turystyki, ale nie chce być drugim Dubajem. Wykorzystuje coś, czego sam Dubaj (poza pustynią) nie ma – swoje naturalne zasoby, a w tym góry.
A wiecie, jaki jest najwyższy szczyt w ZEA? Nie, wcale nie Burdż Chalifa. Ten zawojował miejską dżunglę Dubaju, ale i tak natura aktualnie wygrywa z potężnym przemysłem budowlanym, bo najwyższym szczytem jest Jebel Jais (1910 m n.p.m.) w górach Hajar.
Poniżej filmik z mojego zjazdu najdłuższą tyrolką świata:
I chociaż trafiałam na opinie turystów z Polski, którzy uważali, że piesza wspinaczka, na taką górę jest świetnym pomysłem, to umówmy się – to nie są polskie góry.
Brak tam wyznaczonych szlaków, cienia drzewka, czujemy się jak w środku kamienistej pustyni, która oczywiście zapiera dech w piersiach, ale przy emirackich temperaturach wizja górskiego spaceru w piasku średnio mnie kręci. Ale wiecie co mnie kręci? Najdłuższa tyrolka NA ŚWIECIE, którą tam właśnie zjeżdżaliśmy – Jais Flight.
Mieliśmy również okazję przelecieć się awionetką nad Zatoką Perską (pardon – Emiratczycy nazywają ją Zatoką Arabską):
Góry Hajar – centrum ekstremalnej rozrywki
Ale zanim do tego przejdziemy – to nie tylko jedna tyrolka, chociaż ta jest rekordowa. Emiratczycy nieźle zaplanowali sobie wykorzystanie gór i stworzyli tam prawdziwe centrum przygód górskich na Bliskim Wschodzie.
Głównym punktem programu jest Jais Adventure Park, gdzie możecie znaleźć:
Jais Flight – najdłuższą tyrolka na świecie, na której odważyłam się lecieć (raptem 150 km/h),
Jais SkyTour – trasę siedmiu tyrolek rozciągających się w sumie na 5 km,
Jais Sledder – najdłuższy w regionie zjazd saneczkowy, atrakcja już mniej ekstremalna, bo sami kontrolujemy za pomocą hamulca prędkość naszego przejazdu.
Ja postawiłam na szybkie tempo zjazdu kolejką górską, ale widziałam pary (możecie wybrać wagonik dwuosobowy) zjeżdżające tempem żółwia, by zamiast prędkością, cieszyć się widokami. Tak też można.
Wracając do tyrolki – było to doświadczenie ekstremalne i... przyjemne. Naprawdę. Wiem, że trudno w to uwierzyć, gdy weźmie się pod uwagę fakt, że wisi ona półtora kilometra nad ziemią, ma długość 3 km, jedziecie, a właściwie lecicie na niej 150 km na godzinę, głową w dół. Nie odczuwałam przeciążenia, czułam się bardzo bezpiecznie i krzyczałam na całe gardło, jednocześnie podziwiając widoki. Polecam!
Z mniej ekstremalnych rzeczy – w górach Hajar znajduje się najwyżej położona restauracja w ZEA: "1484 by Puro", z której podziwiać możecie widoki i tor saneczkowy. Po górach czas na wodę, a dokładnie rybacką zatokę, w której mieści się farma pereł. Do niedawna – jedno z trzech głównych źródeł utrzymania tamtejszej ludności.
Rezerwat natury Al Wadi – arabskie gazele i konie
W rezerwacie natury Al Wadi mieliśmy okazję przeżyć mały pustynny rajd – na własne oczy zobaczyć długorogie oryksy, jednak pustynny lis fenek akurat nam się nie pokazał. Pocieszenie czekało tuż obok – w klubie jeździeckim Al Wadi, gdzie smukłych koni arabskich nawet laik nie pomyliłby z żadną inną rasą.
Farma pereł Suwaidi – znalazłam swoją perłę
Zjednoczone Emiraty Arabskie, a w szczególności Ras Al Khaimah mają niezwykłą historię połowu pereł, która sięga ponad siedmiu tysiącleci wstecz. To, co dzisiaj jest atrakcją turystyczną i krzewieniem niemal wymarłej tradycji, przed znalezieniem ropy w Emiratach było ciężką pracą poławiaczy, którzy z łodzi nawet nie schodzili przez kilka miesięcy.
W czasach historycznych podczas nurkowania używano spinek do nosa ze skorupy żółwia, nurkowie zatykali uszy woskiem, a przed każdym nurkowaniem spożywali niekończące się słodkie daktyle i kawę.
Tymczasem moja wycieczka mogła przypłynąć na farmę rybacką łodzią, a na miejscu poza słuchaniem historii sprzed lat otworzyć swoje ostrygi i sprawdzić, czy udało nam się trafić w dziesiątkę i znaleźć swoją własną arabską perłę. Tak – udało się.
Al Jazirah Al Hamra – tradycyjna rybacka wioska
Po przepychu, który mogłam obserwować w Emiratach, trudno było mi uwierzyć w to, że żyją jeszcze pokolenia, które zamieszkiwały Al Jazirah Al Hamra. To, co istniało przed znalezieniem ropy naftowej, dziś wygląda jak sprzed epok – chociaż mieszkańcy opuścili wioskę w latach 1968-1971.
Wioska ta zawiera wszystkie tradycyjne elementy, których można się spodziewać w takiej okolicy, w tym fort i wieże strażnicze, meczet, targ i rozległe podwórka domów o różnej konstrukcji. To przypomina, że wysokie dubajskie wieżowce to jedynie chwila, mrugnięcie w historii tego miejsca.
A nadal dobrze się mają budynki wzniesione z bloków koralowych i skamieniałych muszli plażowych. Stoją dłużej i zapewne będą stały kolejne epoki. Aż chce się tu przywołać słynne słowa szejka Raszida zwanego założycielem Emiratów.
Awionetka i wielbłądy – crème de la crème
W Al Jazirah Awiation Club mieliśmy okazję polatać – ja wybrałam różową awionetkę (pod kolor paznokci). I trasę nad Zatoką Perską – niewiarygodne było to, że mimo wysokości widziałam żółwie, których cienie mieniły się w turkusowej wodzie.
A na sam koniec – ogromne wrażenie zrobiły na mnie po prostu wielbłądy – które na chwilę spowolniły naszą wycieczkę, tarasując drogę naszemu kierowcy. I to był zapewne najprawdziwszy klimat Emiratów.
Mój ojciec jeździł na wielbłądzie, ja jeżdżę mercedesem, mój syn land roverem, a mój wnuk też będzie jeździł land roverem. Ale mój prawnuk prawdopodobnie wróci na wielbłąda. Dlaczego? Ciężkie czasy kreują silnych mężczyzn, silni mężczyźni kreują łatwe czasy. Łatwe czasy kreują słabych mężczyzn, słabi mężczyźni kreują ciężkie czasy. Wielu tego nie rozumie ale powinniśmy wychowywać wojowników a nie pasożyty.
Muhammad bin Raszid Al Maktum
szejk arabski, od 2006 emir Dubaju, premier i wiceprezydent Zjednoczonych Emiratów Arabskich