
Ras Al Khaimah – farma pereł, tyrolka, park natury
Czy było gorąco? Nawet nie wyobrażacie sobie jak – w maju w Ras Al Khaimah temperatura osiągała 42 ℃ akurat gdy spacerowaliśmy sobie po rybackiej wiosce albo płynęliśmy na farmę pereł.
I chociaż bez kapelusza, okularów przeciwsłonecznych i SPF 50 nie ruszyłabym się nigdzie, to wiem, że skoro dałam radę zwiedzać emirat na przełomie wiosny i lata, to dacie radę to zrobić o tej porze roku.
Pomaga fakt, że absolutnie każde wnętrze jest klimatyzowane, a na turystów wszędzie czeka zimna woda. Ale jeśli macie wybór – zarezerwujcie na swój urlop polską zimę, jesień, ewentualnie początek wiosny.
Porę podróży już macie wybraną, paszport wyrobiony, chętka na emiracką przygodę jest. Pojawia się pytanie – dlaczego z 7 emiratów w tym sławnego Dubaju wybrać akurat Ras Al Khaimah? Nie będę kłamać, że zwiedziłam wszystkie, ale wystarczy mi kilka argumentów za RAK:
Ryż z kardamonem, hummus i lody z mleka wielbłądów
W Emiratach najpierw zachwycą was smaki. Bo jakich atrakcji sobie nie zaplanujecie i jakiego hotelu nie wybierzecie, będziecie mieli okazję spróbować raczej tych samych specjałów. Napić się herbaty ze świeżych liści mięty, która lekko szczypie w język lub arabskiej aromatycznej kawy z kardamonem. Zjeść (za)słodką dla większości z nas helwę i mam nadzieję spróbować moich faworytów – małych pączków w glazurze z syropu daktylowego, zwanych lokma.
Hummusy, kiszone warzywa, falafele przyrządzone są tak wyśmienicie, że zastanawiałam się, po co właściwie używać w kuchni mięsa – gdy sama w Polsce specjalnie go nie unikam.
Ale skłamałabym, gdybym nie wspomniała, że miałam dość kardamonu, który w pewnym momencie był zarówno w słodkich kawach i herbatach, jak i daniach z ryżem baraniną. No i nie próbowałam tylko tradycyjnej kuchni.
W hotelu Intercontinental Ras al Khaimah Resort and Spa mieliśmy do dyspozycji dania z różnych zakątków świata, w tym wybór kuchni hinduskiej, włoskiej czy amerykańskiej. Żałuję jedynie, że nie miałam okazji spróbować lodów z mleka wielbłąda, które są podobno emirackim hitem czy prawdziwego street foodu.
Ceny mogą was pozytywnie zaskoczyć – jeden dirham oscyluje w okolicach złotówki i kwoty, które wydacie na jedzenie w zwykłych lokalach (dalej od eleganckich restauracji), mogą być takie same lub niższe niż w Polsce. Mnie odbiło w zwykłym supermarkecie przy całej alei z arabskimi słodyczami, na których w porównaniu z polskimi cenami zaoszczędziłam sporo.
Atrakcje Ras Al Khaimah – nie chcą być drugim Dubajem
Jak powiedziała mi wprost Paulina Kossakowska z biura turystyki Ras Al Khaimah – ten emirat stawia na rozwój turystyki, ale nie chce być drugim Dubajem. Wykorzystuje coś, czego sam Dubaj (poza pustynią) nie ma – swoje naturalne zasoby, a w tym góry.
A wiecie, jaki jest najwyższy szczyt w ZEA? Nie, wcale nie Burdż Chalifa. Ten zawojował miejską dżunglę Dubaju, ale i tak natura aktualnie wygrywa z potężnym przemysłem budowlanym, bo najwyższym szczytem jest Jebel Jais (1910 m n.p.m.) w górach Hajar.
I chociaż trafiałam na opinie turystów z Polski, którzy uważali, że piesza wspinaczka, na taką górę jest świetnym pomysłem, to umówmy się – to nie są polskie góry.
Brak tam wyznaczonych szlaków, cienia drzewka, czujemy się jak w środku kamienistej pustyni, która oczywiście zapiera dech w piersiach, ale przy emirackich temperaturach wizja górskiego spaceru w piasku średnio mnie kręci. Ale wiecie co mnie kręci? Najdłuższa tyrolka NA ŚWIECIE, którą tam właśnie zjeżdżaliśmy – Jais Flight.
Góry Hajar – centrum ekstremalnej rozrywki
Ale zanim do tego przejdziemy – to nie tylko jedna tyrolka, chociaż ta jest rekordowa. Emiratczycy nieźle zaplanowali sobie wykorzystanie gór i stworzyli tam prawdziwe centrum przygód górskich na Bliskim Wschodzie.
Głównym punktem programu jest Jais Adventure Park, gdzie możecie znaleźć:
Ja postawiłam na szybkie tempo zjazdu kolejką górską, ale widziałam pary (możecie wybrać wagonik dwuosobowy) zjeżdżające tempem żółwia, by zamiast prędkością, cieszyć się widokami. Tak też można.
Wracając do tyrolki – było to doświadczenie ekstremalne i... przyjemne. Naprawdę. Wiem, że trudno w to uwierzyć, gdy weźmie się pod uwagę fakt, że wisi ona półtora kilometra nad ziemią, ma długość 3 km, jedziecie, a właściwie lecicie na niej 150 km na godzinę, głową w dół. Nie odczuwałam przeciążenia, czułam się bardzo bezpiecznie i krzyczałam na całe gardło, jednocześnie podziwiając widoki. Polecam!
Z mniej ekstremalnych rzeczy – w górach Hajar znajduje się najwyżej położona restauracja w ZEA: "1484 by Puro", z której podziwiać możecie widoki i tor saneczkowy. Po górach czas na wodę, a dokładnie rybacką zatokę, w której mieści się farma pereł. Do niedawna – jedno z trzech głównych źródeł utrzymania tamtejszej ludności.
Rezerwat natury Al Wadi – arabskie gazele i konie
W rezerwacie natury Al Wadi mieliśmy okazję przeżyć mały pustynny rajd – na własne oczy zobaczyć długorogie oryksy, jednak pustynny lis fenek akurat nam się nie pokazał. Pocieszenie czekało tuż obok – w klubie jeździeckim Al Wadi, gdzie smukłych koni arabskich nawet laik nie pomyliłby z żadną inną rasą.
Farma pereł Suwaidi – znalazłam swoją perłę
Zjednoczone Emiraty Arabskie, a w szczególności Ras Al Khaimah mają niezwykłą historię połowu pereł, która sięga ponad siedmiu tysiącleci wstecz. To, co dzisiaj jest atrakcją turystyczną i krzewieniem niemal wymarłej tradycji, przed znalezieniem ropy w Emiratach było ciężką pracą poławiaczy, którzy z łodzi nawet nie schodzili przez kilka miesięcy.
W czasach historycznych podczas nurkowania używano spinek do nosa ze skorupy żółwia, nurkowie zatykali uszy woskiem, a przed każdym nurkowaniem spożywali niekończące się słodkie daktyle i kawę.
Tymczasem moja wycieczka mogła przypłynąć na farmę rybacką łodzią, a na miejscu poza słuchaniem historii sprzed lat otworzyć swoje ostrygi i sprawdzić, czy udało nam się trafić w dziesiątkę i znaleźć swoją własną arabską perłę. Tak – udało się.
Al Jazirah Al Hamra – tradycyjna rybacka wioska
Po przepychu, który mogłam obserwować w Emiratach, trudno było mi uwierzyć w to, że żyją jeszcze pokolenia, które zamieszkiwały Al Jazirah Al Hamra. To, co istniało przed znalezieniem ropy naftowej, dziś wygląda jak sprzed epok – chociaż mieszkańcy opuścili wioskę w latach 1968-1971.
Wioska ta zawiera wszystkie tradycyjne elementy, których można się spodziewać w takiej okolicy, w tym fort i wieże strażnicze, meczet, targ i rozległe podwórka domów o różnej konstrukcji. To przypomina, że wysokie dubajskie wieżowce to jedynie chwila, mrugnięcie w historii tego miejsca.
A nadal dobrze się mają budynki wzniesione z bloków koralowych i skamieniałych muszli plażowych. Stoją dłużej i zapewne będą stały kolejne epoki. Aż chce się tu przywołać słynne słowa szejka Raszida zwanego założycielem Emiratów.
Muhammad bin Raszid Al Maktum
szejk arabski, od 2006 emir Dubaju, premier i wiceprezydent Zjednoczonych Emiratów Arabskich
Awionetka i wielbłądy – crème de la crème
W Al Jazirah Awiation Club mieliśmy okazję polatać – ja wybrałam różową awionetkę (pod kolor paznokci). I trasę nad Zatoką Perską – niewiarygodne było to, że mimo wysokości widziałam żółwie, których cienie mieniły się w turkusowej wodzie.
A na sam koniec – ogromne wrażenie zrobiły na mnie po prostu wielbłądy – które na chwilę spowolniły naszą wycieczkę, tarasując drogę naszemu kierowcy. I to był zapewne najprawdziwszy klimat Emiratów.