Długo w tym finale byli w opałach, ale Real Madryt potwierdził, że w rozgrywkach Ligi Mistrzów jest w zasadzie niezniszczalny. "Królewscy" pokonali w finale na Wembley Borussię Dortmund 2:0.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Najważniejsze klubowe starcie piłkarskie w tym sezonie zaczęło się od... błyskawicznego przerwania meczu. Ochrona musiała wyłapać kibiców, którzy wbiegli z trybun na murawę. Piłkarze i trenerzy patrzyli na to trochę zdenerwowani, bo opanowanie sytuacji zajęło kilka minut.
Na szczęście później mogliśmy skupić się już tylko na sportowej otoczce finału Ligi Mistrzów. Real Madryt zaczął wysokim pressingiem, ale gracze Borussii Dortmund cierpliwie pilnowali ustawienia i w ten sposób mieliśmy bardzo zachowawczy początek spotkania.
Borussia Dortmund – Real Madryt. "Królewscy" wygrywają Ligę Mistrzów!
I wydawało się, że to "Królewscy", którzy długo utrzymywali się przy piłce, w końcu uśpią rywali, jednak to niemiecka ekipa akcją w 21. minucie po raz pierwszy na poważnie poderwała widzów na trybunach. Karim Adeyemi znalazł się sam na sam z bramkarzem. ThibautCourtois dał się ominąć, ale w ostatniej chwili interweniował Dani Carvajal. To była stuprocentowa szansa...
Piłkarze BVB poszli za ciosem, bo chwilę później Niclas Füllkrug trafił w słupek. Co prawda Real wciąż prowadził grę, ale zespół z Dortmundu po pierwszych 30 minutach mógł prowadzić już 2:0. A kiedy ten szturm na bramkę minął, przez moment zrobiło się nerwowo. Vinícius Júnior zarobił żółtą kartkę za atak na nogi bramkarza Borussii. Nie wiadomo, ile w tej sytuacji Gregor Kobel dołożył od siebie, ale przez kilkanaście sekund zwijał się z bólu.
Jeszcze przed przerwą świetną okazję miał Marcel Sabitzer, ale i tym razem Courtois był dobrze ustawiony i zdołał wybić piłkę. Pierwsza połowa na pewno nie rozczarowała, chociaż zawodnicy BVB mogli czuć wielki niedosyt.
Na drugie 45 minut obie drużyny wyszły bez żadnych zmian w składach, ale Real był wyraźnie podrażniony wydarzeniami z pierwszej części gry. Najpierw Toni Kroos celnie uderzył z rzutu wolnego, ale Kobel nie dał się zaskoczyć. Później Carvajal popisał się niecelną główką, jednak "Królewscy" dali mocny sygnał, że szybko chcą przejąć inicjatywę. I dalej bawili się w atak pozycyjny.
Carvajal w 57. minucie stanął przed jeszcze lepszą szansą. Po jego uderzeniu zagotowało się w szesnastce, ale po rykoszecie piłkę w potężnym zamieszaniu znalazł Kobel. Coraz bardziej pachniało wpadką ze strony Borussii, bo piłkarze Realu sprytnie zdobywali więcej miejsca przed polem karnym.
Dwa ciosy Realu w 9 minut
Przełomowa mogła być 72. minuta meczu. Marco Reus pojawił się na boisku, a jak wiadomo, dla niego to jeden z najważniejszych momentów w karierze. Na Wembley rozgrywał swój ostatni mecz w barwach BVB. I po jego wejściu wystarczyło jakieś 120 sekund, żeby Borussia... skapitulowała w obronie. Tym razem Carvajal już celnie uderzył piłkę głową i mieliśmy 1:0 dla "Królewskich".
Zespół Carlo Ancelottiego poczuł się bardzo pewnie i można powiedzieć, że od tego momentu zaczęło się naprawdę dynamiczne spotkanie. Borussia ruszyła do przodu, ale w 83. minucie było... 2:0. Tym razem do siatki trafił Vinícius Júnior, który po golu zaprezentował kibicom specjalny radosny taniec.
I jeszcze Borussia próbowała, starała się zmienić cokolwiek, by chociaż doprowadzić do podbramkowej sytuacji. W 87. minucie głową do bramki wpakował piłkę Füllkrug, jednak i tu zespół z Dortmundu miał pecha. Okazało się, że był spalony.
Do ostatnich sekund gracze w żółtych koszulkach kombinowali w ofensywie na połowie Realu, ale powiedzmy sobie szczerze: Real miał już ten mecz w garści. "Królewscy" po raz kolejny w swojej historii triumfowali w finale Ligi Mistrzów.