Rada Unii Europejskiej zdecydowała w piątek o uruchomieniu procedury nadmiernego deficytu wobec kilku krajów, w tym Polski. Co to jednak za procedura i czy jest dla nas groźna? W rozmowie z naTemat.pl wyjaśnił to prezydent Centrum im. Adama Smitha Andrzej Sadowski.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Procedurę nadmiernego deficytu uruchomiono nie tylko wobec Polski, ale też Francji, Włoch, Belgii, Węgier, Malty i Słowacji. W piątek Rada UE ostatecznie zatwierdziła uruchomienie tego postępowania.
UE uruchamia procedurę nadmiernego deficytu wobec Polski
Polska wraz z tymi pozostałymi krajami będzie miała teraz od czterech do siedmiu lat na wdrożenie działań naprawczych, które poprawią stan finansów publicznych.
Czym jest ta procedura? Na stronie polskiego Sejmu można przeczytać, że procedura nadmiernego deficytu nakładana jest przez Radę UE na państwo członkowskie w przypadku niewypełnienia budżetowych kryteriów konwergencji (spójności), których wartości odniesienia dotyczą:
3 proc. dla stosunku planowanego lub rzeczywistego deficytu publicznego do produktu krajowego brutto wyrażonego w cenach rynkowych,
60 proc. dla stosunku zadłużenia publicznego do produktu krajowego brutto wyrażonego w cenach rynkowych.
"Zgodnie z zapisami traktatowymi – w celu zapewnienia efektywności procedury stosowanej w przypadku nadmiernego deficytu, rządy państw członkowskich, w ramach tej procedury, są odpowiedzialne za deficyt publiczny" – czytamy w informacji na ten temat.
Ekspert tłumaczy nam, czy ta procedura jest groźna dla Polski
Czy jednak ta procedura jest dla nas groźna i co dokładnie znaczy dla Polski? W rozmowie z naTemat.pl wyjaśnił to prezydent Centrum im. Adama Smitha Andrzej Sadowski.
Ekonomista już na wstępie przypomniał, że w innych państwach Unii Europejskiej wielokrotnie dochodzi do nadmiernego deficytu. – Część państw nie spełniała wymogów traktatu z Maastricht, jeżeli chodzi o normę budżetową. Także sytuacja jest związana z historią Unii Europejskiej jako takiej – wskazał ekspert.
Jak tłumaczył, "stąd to może tak trochę groźnie brzmi, ale to znaczy, że jest informacja podana tak naprawdę dla wierzycieli Polski, że obecny polski rząd może znaleźć się (w takiej sytuacji-red.), bo dopiero procedura została wszczęta". – Nie jesteśmy objęci w tym momencie procedurą nadmiernego deficytu – doprecyzował.
I dalej wyjaśniał: – Poza tym kryteria nadmiernego deficytu są dosyć umowne, bo inne państwa Unii Europejskiej mają dawno gorsze parametry niż my i specjalnie nie jest to przedmiotem zainteresowania się instytucji Unii Europejskiej.
Odnosząc się do tego, czym jest dokładnie ta procedura, Sadowski stwierdził, że "Polska będzie pod większą lupą, jeżeli chodzi o tworzenie i wydatki publiczne".
– Ale to jest bardzo daleko od sytuacji, w której znalazła się Grecja po swoim technicznym bankructwie, kiedy powołano radę wierzycieli, która decydowała o decyzjach finansowych rządu greckiego przez 12 lat – zauważył ekonomista. Jak podkreślił, rząd grecki stracił samodzielność podejmowania decyzji finansowych.
Dopytany, czy unijna decyzja jest w jakiś sposób niebezpieczna dla Polski, Sadowski skwitował: – Nie, to jest dosyć odległa perspektywa. – Natomiast nawet w Unii Europejskiej, co warto odnotować, przypadek Grecji pokazuje, że państwo może zbankrutować, bo Grecja ogłosiła techniczne bankructwo – mówił. Ekonomista wskazał, że "mimo że oczywiście unikano tego słowa, ale formalnie tak to się stało".
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.