Joe Biden i Jarosław Kaczyński
Nie trawię krytykowania polityków (i innych ludzi) z powodu wieku Fot. Manuel Balce Ceneta / Associated Press / East News; Adam Burakowski / East News
Reklama.

Joe Biden narobił w pieluchę, pomylił jakąś kobietę ze swoją żoną, dziwnie kucał, nie wie, gdzie jest. Takie newsy o prezydencie USA jeszcze chwilę temu można było znaleźć nawet nie w czeluściach internetu, ale po prostu w mediach społecznościowych.

Oczywiście nie mam wątpliwości, że większość podlanych impertynenckim sosem "rewelacji" o starczej niedołężności wyszła z biur jego niedawnego konkurenta w wyścigu do Białego Domu. Nie od dziś wiemy, że Donald Trump posługuje się wybitnie prostacką argumentacją, która jednak trafia do jego wyborców.

Najśmieszniejsze w tym jest, że herosa robi z siebie 78-letni Trump. Gość, po którym również widać zaawansowaną "peselozę". Sorry, takie są fakty.

Ale wiele rzeczy z USA odbija się czkawką na całym świecie. Dlatego też z obrzydzeniem obserwowałem, jak również nad Wisłą rośnie fala szydery z Bidena. Bo stary. Stary, obrzydliwy, robi pod siebie i nie kuma.

Kilka dni temu widziałem też serię wpisów wyszydzających George’a Sorosa, okraszonych jego zdjęciami z morskiej kąpieli. Pomagało mu kilka osób, bo Soros jest już mocno starszym panem. Wtedy miał 93 lata, dziś ma 94.

logo

Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek

Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.

Kaczyńskiego też będę bronił

W naszym piekiełku nie jest lepiej. A najczęściej obrywa… Jarosław Kaczyński. Bo ma przecież 75 lat, czasem ledwo chodzi, miewa problemy typowe dla ludzi w jego wieku. No stary dziad. Naprawdę rozumiem, że Kaczyńskiego można nie lubić.

No i Kaczyński faktycznie nie jest mistrzem elegancji i dobrego stylu. Ale piętnowanie go za to, że w swoim wieku wygląda właśnie tak, a nie inaczej? Moim zdaniem to czystej wody buractwo.

Tym bardziej że prezes PiS może i jest mocno niedzisiejszy i każe sobie drukować internet, ale jego występy przed komisjami śledczymi pokazały, że ciągle jest kutym na cztery łapy cwaniakiem.

W przypadku Bidena naśmiewanie się z niego to również kompletna głupota. Ten facet przeżył niesamowite życie. Urodził się jeszcze podczas wojny, przeżył kilka kryzysów, był jednym z najmłodszych senatorów USA, wiceprezydentem i prezydentem.

Siedząc z puszką piwa w ręku przed ekranem komputera łatwo pisać, że jest stary i nie ogarnia. Ale i tak żyje już dłużej niż statystyczny Polak. Na dodatek jakoś ogarnia zarządzanie największym światowym mocarstwem.

To jakby zapuszczać korzenie przed telewizorem i rechotać, że taki Fajdek czy Włodarczyk to kompletne przegrywy. Tak, nie poszło im. I być może już nie będzie szło, ale mają całe worki medali. To oni tworzyli historię polskiego sportu. Krytykować można ich za wiele innych rzeczy.

Ja naprawdę rozumiem, że można się z kimś nie zgadzać, kogoś nie lubić. Ale śmianie się z tego, że jest stary, chory lub brzydki jest idiotyczne. Wygląd to wygląd. Choroby nikomu nie życzę. A starość i tak dopadnie nas wszystkich.

Czy robiąc w pampersa i nie wiedząc, co w zasadzie w tym sklepie chciałeś kupić, pomyślisz o tym, jak będąc młodszym, śmiałeś się ze starego Bidena, Sorosa, Kaczyńskiego?

Starość przyjdzie na każdego z nas. No może nie na każdego: na tych, którzy będą mieli szczęście jej dożyć. A to nie każdemu się uda, więc jakiś szacunek tym, którzy jakoś się do bardziej sędziwego wieku doturlali, się należy.

Ze sceny zejść niepokonanym

Oczywiście kolejnym aspektem wieku wielu polityków (ale i sportowców, biznesmenów czy artystów) jest termin, który pozwala "ze sceny zejść niepokonanym". Joe Biden tę decyzję podjął, zrezygnował ze startu w wyborach. Prawdopodobnie oszczędził sobie porażki. W sporcie taką decyzję podjął choćby Dariusz "Tiger" Michalczewski. Kiedy zaczął przegrywać, nie szukał na siłę możliwości powrotu. Odszedł jako wielki mistrz.

Ale wielu nie wie, kiedy wypada zakończyć karierę i zająć się czymś innym. To już osobny wątek, ale on musi zostać przewałkowany w głowach podstarzałych już nieco celebrytów.

Z drugiej strony mieliśmy też takie gwiazdy, które koncertowały niemal do końca. Ostatnie nagrania Johnny'ego Casha są przecież jego nieprzemijalnym epitafium, rozliczeniem z życiem i przeszłością. On do końca wiedział, co i jak robić, by nie tracić szacunku. Również dla siebie samego.

Czytaj także: