W Poznaniu kiełkuje afera z paradującymi po urzędzie miasta faszystami. Urzędników odwiedziła para przyodzianych w ubrania z rasistowskimi symbolami skinów, mieli też flagę z grubym drzewcem. Urzędnikom i strażnikom miejskim zabrakło odwagi, by po prostu kazać im wyjść. Dopiero teraz zajmuje się nimi policja i prokuratura.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jak to się stało, że faszyści pojawili się w urzędzie miasta w Poznaniu? Cóż, przyszli na umówione spotkanie. Według portalu wpoznaniu.pl mężczyźni chcieli dowiedzieć się, dlaczego władze miasta nie objęły patronatem organizowanego przez nich wydarzenia.
Neonaziści zrobili ze swojej wizyty szopkę. Przemaszerowali przez całe miasto, przyodziani w swoje najlepsze ciuchy. Mieli choćby opięte koszulki z krzyżami celtyckimi i numerkiem 1488. To nie data, to kod. Liczba 14 oznacza liczbę słów w nazistowskim haśle "We must secure the existence of our people and a future for white children". Znaczy to mniej więcej "Musimy zabezpieczyć byt naszego ludu i przyszłość dla białych dzieci". A kolejna liczba to dwie ósemki, symbolizujące ósmą literę alfabetu. To skrót od "Heil Hilter".
O co chodzi z faszystami w poznańskim urzędzie?
W poznańskim urzędzie pojawili się więc rasiści i czciciele Adolfa Hiltera. Mieli ze sobą flagę Polski z odmalowanym na środku celtyckim krzyżem. Ich wizerunek dopełniały śmieszne spodnie i wypastowane glany.
Ich poczynania śledził m.in. Piotr Żytnicki, dziennikarz lokalnej "Gazety Wyborczej". Faszyści przyszli we dwóch, organizując sobie mały hitlerowski marsz przez miasto. Patrząc na opublikowany przez niego film oraz zdjęcia, można pokusić się o twierdzenie, że jeden z faszystów był aktywny, drugi zaś pasywny.
Pierwszy zaczepiał dziennikarzy, drugi cały czas albo odwracał się od obiektywu, albo zasłaniał twarz. "Wstydliwy" faszysta powoli staje się zresztą hitem internetu.
"Neonaziści do urzędu przyszli na umówione spotkanie i bez problemu dostali przepustki. Na ich drodze stanęli wyłącznie dziennikarze, zadając kłopotliwe pytania. Na spotkanie neonazistów z urzędnikami dziennikarzy nie wpuszczono. (...) Urzędnicy tłumaczą, że dialog to podstawa" – pisze TVN24.pl.
– Spotkanie było bardzo krótkie, trwało tylko minutę, nie doszło do podania rąk. Ten neonazista został z sali wyproszony, natomiast sam fakt, że on przekroczył próg urzędu, jest już dość symboliczny – ocenia Piotr Żytnicki z "Gazety Wyborczej".
– Strażnicy miejscy donosili wodę neonazistom, natomiast do dziennikarzy, którzy nie chcieli opuścić urzędu, wezwali policję – dodaje.
Neonazistami zajęły się służby
To, co nie udało się poznańskiej straży miejskiej, zrobiła w końcu prokuratura i policja. Wczoraj (środa) służby wkroczyły do mieszkań neonazistów i zabrały im m.in. flagi oraz koszulki z zakazanymi symbolami. Teraz sprawą zajmie się prokuratura.
Warto jednak przypomnieć, że niedawno w centrum Poznania neonaziści zorganizowali sobie marsz, puszczali antysemickie piosenki i zbiorowo "hajlowali". Policja się przyglądała.
Do poznańskiego urzędu miejskiego wysłaliśmy już pytania z prośbą o odniesienie się do prowokacji nazistów. Czekamy na odpowiedzi.