Najczęstszym i najbardziej uzasadnionym zarzutem wobec aut elektrycznych jest to, że są po prostu za drogie. I jak popatrzy się w cennik różnych firm, to tak jest w rzeczywistości. Często elektryczne samochody są o 20-30, a nawet 50 proc. droższe od spalinowych odpowiedników. Ale jak to bywa w życiu, od każdej reguły są wyjątki. I oto test jednego z nich – MG 4.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
MG 4 to według mnie najbardziej rozsądnie wycenione auto z napędem elektrycznym na rynku. I dlatego też test zacznę nietypowo bowiem od cen, które zazwyczaj podaje się na samym końcu. Auto dostępne jest w 5 wersjach wyposażenia:
Standard z baterią 51 kWh i mocą 170 KM za 125 tys. zł
Comfort oraz Luxury, które mają bateria 64 kWh oraz moc 204 KM i kosztują odpowiednio 141 i 150 tys. zł
Luxury Long Range, która ma baterię 77 kWh i moc 245 KM a kosztuje 166 tys. zł
X-Power z baterią 64 kWh i dwoma silnikami o łącznej mocy 430 KM w cenie 169 tys. zł
W zależności od wersji i warunków samochód ma zasięg od 200 do 500 km. Osiągi już w podstawowej wersji są naprawdę niezłe, a X-Power przyspiesza lepiej niż 99.5 proc. aut, które jeżdżą na polskich drogach. I ta odmiana to zdecydowanie najlepsza okazja dla kogoś, kto szuka naprawdę świetnych osiągów za nieduże pieniądze.
Auto, które przyciąga wzrok nie tylko kolorem
Ten samochód ma też bardzo charakterystyczny wygląd. I raczej nie przypadnie on do gustu tym, którzy nie chcą się wyróżniać z tłumu. Bowiem z której strony nie patrzeć w stylistyce tego MG dużo się dzieje.
Na dole mamy plastikowe elementy mające przypominać carbon, wyżej jest pełno załamań blach nadwozia, a całość efektu dopełniają bardzo ostro narysowane świtała. Te z tyłu świecą także w bardzo charakterystyczny sposób.
Egzemplarz, który otrzymałem do testu, był polakierowany na ostry pomarańcz, co powodowało, że mnóstwo ludzi oglądało się za nim na ulicach. I spora część z nich miała minę, która wyrażała bardzo duże zdziwienie, że pojawia się samochód, którego marki nie znają.
Wnętrze auta zostało natomiast zaprojektowane w taki sposób, aby było bardzo praktyczne. Mamy dwa ekrany LCD, z czego jeden jest za kierownicą i widać na nim wszystkie dane dotyczące jazdy.
Drugi ekran służy zaś do zmian parametrów samochodu oraz jako ekran dla aplikacji Android Auto czy Apple Car Play. Niestety w tym wypadku konieczne jest podłączenie telefonu za pomocą kabla.
Deska rozdzielcza jest prosta i wykonana z raczej twardych materiałów. Za to nie brakuje schowków ani miejsc, gdzie można odłożyć niezbędne drobiazgi. Jest też ładowarka indukcyjna do telefonu, poza podstawową wersją wyposażenia.
Większością funkcji sterujemy poprzez ekran dotykowy, ale jest też parę zwykłych przycisków na konsoli środkowej oraz na kierownicy. Ciekawostką jest fakt, że wśród tych na kierownicy aż do dwóch można przypisać różne funkcje.
Widać, że projektanci się postarali, aczkolwiek nie zaszkodziłoby popracować nad szybkością działania systemu infotainment oraz tym aby wyłączenie auta nie resetowało ustawień, jakie wprowadził kierowca.
Auto nie jest przesadnie wielkich rozmiarów, ale ponieważ zostało od początku zaprojektowane jako samochód elektryczny, miejsca w nim nie brakuje. Zarówno w przednim jak i w tylnym rzędzie siedzeń we wszystkich kierunkach pasażerowie mają swobodę ruchu.
Fotele są wygodne i nawet długa trasa nie powoduje bólu pleców ani innych części ciała. Tapicerka jest wykonana z ekoskóry która jest przyjemna w dotyku. Przednie fotele są podgrzewane, ale brakuje w nich wentylacji, Bagażnik także jest duży i dysponuje praktycznym schowkiem pod podłogą.
Jedyne czego mi brakuje to opcji elektrycznego otwierania klapy bagażnika. Niestety jest ona niedostępna nawet w najdroższej odmianie. Oczywiście to nie jest auto klasy premium, więc te braki w wyposażeniu można wybaczyć.
Tym niemniej mam nadzieję, że przy okazji najbliższego liftingu producent wprowadzi możliwość wzbogacenia wyposażenia auta. I przy tej okazji dobrze by było także wygospodarować przestrzeń na przedni bagażnik.
Auto z Chin, ale jeździ jak typowy Europejczyk
Samochody z Chin bardzo często mają zawieszenie zestrojone pod kątem komfortu jazdy, a nie szybkiego pokonywania zakrętów. I tutaj MG 4 jest wyjątkiem. Samochód naprawdę precyzyjnie się prowadzi, a zawieszenie minimalizuje przechyły nadwozia.
Oczywiście większe nierówności odczujemy w kabinie, ale pomimo to komfort jazdy jest na dobrym poziomie. Całkiem precyzyjny jest też układ kierowniczy. Widać, że przy konstruowaniu tego samochodu brali udział inżynierowie, którzy znają potrzeby europejskich klientów.
Do 120 km/h w aucie panuje też cisza. Silnika oczywiście nie słychać wcale, a szumy powietrza czy opon są dość skutecznie wyciszone. Bardzo ciekawe jest też zestrojenie pedału przyspieszenia, tak z przyzwyczajenia chciałem napisać pedału gazu.
Pierwsze milimetry skoku mają dość łagodne przełożenie na przyspieszenie, co ułatwia płynne manewry na parkingu. Ale im głębiej naciskamy pedał, tym auto przyspiesza coraz gwałtowniej. Wersja, którą testowałem, miała 245 KM i jej osiągi naprawdę robiły wrażenie.
Jeśli chodzi o odzyskanie energii to mamy do wyboru trzy tryby rekuperacji plus dodatkowo opcje zwaną one pedal driving, gdzie po puszczeniu gazu auto hamuje aż do pełnego zatrzymania.
Nie ma łopatek za kierownicą do szybkiej zmiany stopnia rekuperacji, ale można ją przypisać do jednego z przycisków funkcyjnych. Auto ma napęd na tylną oś, co powoduje, że nawet przy pełnym przyspieszeniu opony nie piszczą.
Dzięki takiemu rozwiązaniu napędu samochód jest też bardzo zwrotny. Podsumowując: jazda tym autem to naprawdę duża przyjemność, szczególnie w mieście lub na krętych drogach.
A jak długo może trwać ta przyjemność? Jak to w autach elektrycznych bywa, odpowiedź brzmi: to zależy. MG w czasie jazdy po mieście zużywał pomiędzy 13 a 15 kWh na każde 100 km, w czasie jazdy po drogach krajowych od 12 do 14 kWh/100 km a jazda po drodze ekspresowej to 19 do 21 kWh na setkę. Ponieważ pojemność baterii to 74.5 kWh daje nam to odpowiednio zasięgi:
miasto ok. 530 km,
droga krajowa ok. 550 km,
droga ekspresowa ok. 370 km.
Warto dodać, że podczas mojego testu temperatury wyniosły ok 30°C, a klimatyzacja w kabinie była ustawiona na 23°. Za te pieniądze porównywane zasięgi na naszym rynku oferuje jedynie Skyworth K, który wprawdzie zużywa więcej prądu, ale ma też większą baterię.
Jeśli chodzi o ładowanie, to jest naprawdę nieźle. Na odpowiedniej ładowarce MG 4 jest w stanie przyjąć 144 kW mocy, a uzupełnienie energii od 10 do 80 proc. potrwa około 30 minut. Jeśli chodzi o ładowanie prądem przemiennym to za pomocą ładowarki trójfazowej możemy naładować akumulator od 0 do 100 proc. w około 7h.
Dużo za niedużo
Zdecydowanie MG 4 oferuje bardzo dużo za bardzo rozsądną cenę. Wystarczy powiedzieć, że Volvo EX-30, które w momencie debiutu zostało okrzyknięte najbardziej opłacalnym samochodem elektrycznym kosztuje w podstawowej wersji drożej niż MG 4 w najdroższej odmianie.
Producent tak zaprojektował to auto, że oszczędności, które musiał poczynić, absolutnie nie przeszkadzają w użytkowaniu. Cieszy też duży wybór różnych wersji, który klientom pozwala wybrać tą najbardziej pasującą do ich potrzeb. To wszystko zapewniło temu modelowi czwarte miejsce w rankingu popularności aut elektrycznych w Europie w pierwszej połowie tego roku.
Ciekawy jest także fakt, że producent już pracuje nad MG S5, które ma być autem typu SUV opartym o platformę i rozwiązania techniczne z MG4. Zapowiada się więc kolejny duży sukces sprzedażowy tej marki.