Szczury to od lat problem wielkich miast, a najbardziej znanym przykładem jest chyba Nowy Jork, gdzie ma ich mieszkać nawet trzy miliony. Ostatnio jednak jest to także coraz większa bolączka Warszawy, o czym alarmują mieszkańcy miasta. Jedna z naszych czytelniczek widziała w stolicy gryziona, który był większy od jej psa.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Pani Ewa zgłosiła się do nas z problem, który w ostatnim czasie stał się coraz bardziej dokuczliwy w Warszawie. Chodzi o szczury, które coraz bardziej naprzykrzają się mieszkańcom.
Mieszkańcy Warszawy alarmują o pladze szczurów
– To była połowa sierpnia. Ja i mój mąż byliśmy na spacerze na Szczęśliwicach. Nagle patrzę: coś poruszyło się w krzakach na tyłach budynku, przy kontenerze na używaną odzież. Ściągnęłam smycz naszego pieska, bo myślałam, że może ktoś puścił luzem swojego czworonoga, a wiadomo, że nie muszą się dogadać – relacjonowała nam zdenerwowana kobieta.
Jak dodała, ewentualnie brała pod uwagę dużego kota. – Ale po chwili zorientowałam się, że to nie kot. To szczur. I nie dość, że szczur, to jeszcze większy od mojego psa – podkreśliła zszokowana tym, co jej się przydarzyło. Para uciekła stamtąd jak najszybciej.
Żeby było jasne, piesek naszej czytelniczki jest mały, ale nie jest żadna miniaturka. Pani Ewa ma bowiem 4-letniego Shih-tzu.
Problem szczurów w Warszawie został też opisany w innych mediach. "Gazeta Wyborcza" dostała z kolei nagranie, na którym są pawilony handlowe na skrzyżowaniu Nowolipia z al. Jana Pawła i widać na nim pełno szczurów. Podobnie sytuacja wygląda na stacji metra Centrum.
Gazeta zapytała o szczury władze Warszawy. – Na naszych terenach nie zauważyliśmy wzrostu populacji szczurów, ale pamiętajmy, że nie mamy wpływu na to, co dzieje się na terenach wspólnot, spółdzielni czy innych terenach prywatnych – stwierdziła Magdalena Młochowska, dyrektorka koordynatorka ds. zielonej Warszawy. Podkreśliła również, że miejskie jednostki regularnie prowadzą deratyzację.
Z kolei jakiś czas temu nasza redakcja rozmawiała o problemie szczurów z profesorem Stanisławem Ignatowiczem, entomologiem z SGGW. Ekspert podkreślił wówczas, że szczury to coraz częstszy problem dużych miast.
Ekspert: Szczur jest nieczystym zwierzęciem
– Im człowiek jest bogatszy, tym więcej ma moli w domu, nieprawdaż? Więc to samo można odnieść do szczurów: im człowiek jest bogatszy, tym więcej ma szczurów i innych chętnych do korzystania z jego odpadków. A my możemy narzekać na polityków, ale każdego roku jesteśmy trochę bogatsi. Z tego powodu mamy wokół siebie coraz więcej chętnych na nasze odpadki, a szczury do nich należą – tłumaczył nam wtedy profesor.
Entomolog wyjaśnił nam, że u nas przeważa gatunek, który nazywa się szczurem wędrownym. – On pochodzi z Azji Środkowej. Dawniej mieszkał na stepach, gdzie drzew, ani krzewów nie było, więc mieszkał w norach. I on woli nory ziemne, kanały, piwnice. I tam się gnieździ. A na żer wychodzi tam, gdzie ma ciągły dostęp do odpadków, więc do naszych zaniedbanych śmietników – przypomniał.
Ale czy szczury nam jakoś zagrażają? – Szczur jest nieczystym zwierzęciem. Roznosi ponad 50 czynników chorobotwórczych, w tym chorób, które są śmiertelnymi dla człowieka. Poza tym, gdy szczur jest w sytuacji bez wyjścia, to broni się. Staje się agresywny, atakuje człowieka, gryzie – zauważył prof. Ignatowicz.
Jest coś jeszcze – gdy szczur zamieszka w pobliżu, może poprzegryzać przewody elektryczne w taki sposób, że nastąpi iskrzenie i powstanie pożar. Co więcej, od pary szczurów po roku mamy dwa tysiące potomnych osobników.
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.