Z jednej strony mamy "pozytywne sygnały" z południa Polski. Deszcz przestaje padać, poziom wody się nie podnosi, zaczyna opadać. Dotyczy to przede wszystkim szeroko pojętych okolic Kłodzka (Kotliny Kłodzkiej), Opolszczyzny i południowych rejonów Dolnego Śląska.
Z drugiej to wcale nie znaczy, że mamy koniec powodzi. Wręcz przeciwnie, większość wody z zalanych wcześniej terenów spływa w dół i zagraża niżej położonym miejscowościom. Z niepokojem na przesuwającą się falę patrzą mieszkańcy Wrocławia.
Stosunkowo blisko Wrocławia wpada do Odry Nysa Kłodzka, która teraz niesie potężne ilości wody. I sprawia problemy. Naporu nie wytrzymał właśnie zbiornik Topola i ten połączył się z kolejnym (Zbiornikiem Kozielno) w jeden. Teraz fala na Nysie Kłodzkiej dotrze do przepełnionego już Otmuchowa i potem dopłynie do Nysy.
Tej samej Nysy, która z wodą walczyła w nocy, gdzie zalało rynek i trzeba było ewakuować szpital. Tu są więc (prawdopodobnie) największe problemy. Nysa Kłodzka ma imponujące dorzecze, spływa do niej woda z dziesiątek jeśli nie setek rzek, rzeczek i strug.
Można się więc spodziewać, że zalana już i tak Nysa wpadnie w kolejne kłopoty. O tym jednak z pewnością będą informowały sztaby kryzysowe.
Bardzo trudna sytuacja jest też w Jeleniej Górze. Tam do rzeki Bóbr wpada rzeka Kamienna. Bóbr już przelał się nad wałami i zalewa miasto. Potem ma po drodze zaporę i elektrownię w Bobrowicach, następne są we Wrzeszczynie, potem jest zapora w Pilchowicach. A ta już przecieka górą.
Poniżej jest zalany już Wleń i Lwówek Śląski, również zniszczony powodzią. Widać więc wyraźnie, że sytuacja jest niezwykle skomplikowana i poważna. Tak naprawdę niżej położone miejscowości dopiero teraz czeka najpoważniejsza próba.
Większość zalanych do tej pory miejscowości leży w tzw. zlewni górnej Odry. Woda, która płynie ciekami, strumieniami i rzekami z gór, trafi w większości do Odry. I tam właśnie czeka na nią potężna konstrukcja, oddana w pełni do użytku w 2020 roku. Należy jednak zauważyć, że jest ona o wiele dalej od Wrocławia, niż zlewnia rzeki Nysy.
Wszystkie oczy skierowane są na Racibórz, gdzie zlokalizowano potężny teren zalewowy. "Zbiornik Racibórz zgodnie z instrukcją gospodarowania piętrzy wezbrane wody Odry. Do godz. 6.00 przyjął ok. 55 mln m3. Pracuje też polder Buków, który wykorzystał swoją pojemność. Minimalizujemy poziom Odry poniżej zbiornika. Pracujemy 24/24h" informuje na Twitterze Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Gliwicach.
Wszyscy zadają sobie pytanie: czy Racibórz wytrzyma? Tego nie wiadomo, bo jest on w użytku po raz pierwszy w historii. Wczoraj rano zaczął się napełniać suchy zbiornik retencyjny w Raciborzu Dolnym nad Odrą. Jego zadaniem jest przejęcie fali powodziowej, by nie dotarła nie tylko do Wrocławia, ale setek innych miast i wsi Dolnym Śląsku, Śląsku i w Opolskiem.
Zbiornik ma imponującą pojemność 185 milionów metrów sześciennych. Trudno sobie wyobrazić taką ilość wody, powiedzmy więc tak: byłby w stanie przejąć falę powodziową, która zatopiła Wrocław w 1997 roku. Cały obiekt ma ponad 26 kilometrów kwadratowych, łączna długość jego zapór to ponad 20 km.
Ze zbiornikiem Racibórz współpracuje także położony powyżej polder Buków, sztuczny zbiornik przeciwpowodziowy na Odrze. Jego pojemność powodziowa wynosi 57 mln m sześć. W części niesterowalnej rozpoczął on spiętrzanie wody jeszcze w sobotę.
Dodajmy, że jeśli ktoś na bieżąco śledzi mapy pogody i przesuwanie się niżu genueńskiego, widzi, że to zjawisko bardzo dziwne. On nie podąża w jednym kierunku, tylko kręci się nad Europą. To, że gdzieś przestało padać, wcale nie oznacza, że deszcz nie powróci. Warto też zauważyć, że najmocniejsze opady i tak omijają Polskę.