Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w ostatnich dniach był w USA. Spotkał się tam m.in. Kamalą Harris i Donaldem Trumpem. Czy jego podróż miała jakieś drugie dno? Jeden z hiszpańskich, prestiżowych dzienników stawia zaskakująca tezę.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Hiszpański "El Pais" w swojej analizie pisze, wojna na Ukrainie osiąga kluczowy moment na pięć tygodni przed wyborami prezydenckimi w USA, w którym stawką jest przyszłość dostaw broni, pomocy finansowej i wsparcia dyplomatycznego udzielanego Kijowowi przez USA.
Wizyta prezydenta Ukrainy w USA miała ukryty cel?
"To był moment wybrany przez prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego na przedstawienie swojego planu pokojowego. Zrobił to po to, aby przygotować się na najgorsze, czyli nową, możliwą prezydenturę Donalda Trumpa" – czytamy. Zełenski miał pojechać do USA także po to, aby przygotować się również do ewentualnych negocjacji pokojowych z Rosją.
Gazeta podkreśla również, że aby "wymusić zmianę reguł gry, Kijów proponuje pokaz siły: prosi sojuszników o zezwolenie na uderzenie w Rosję rakietami dalekiego zasięgu dostarczonymi przez Zachód".
"Po dwóch i pół roku konfliktu Ukraina osiąga granice swoich możliwości, stojąc w obliczu zimy z poważnymi ograniczeniami w dostawach energii elektrycznej z powodu rosyjskich strategicznych bombardowań" – zauważył "El Pais".
Sam Zełenski w swoim podsumowaniu wizyty w USA napisał, iż "mieliśmy wiele zadań do wykonania podczas tej wizyty i wiele z nich zrealizowaliśmy".
"Jestem wdzięczny wszystkim, którzy pomagają powstrzymać rosyjski terror i rozumieją, że tylko siła może zmusić Rosję do przestrzegania zasad i przestrzegania podstawowych zasad świata. Życie opiera się na zasadach i rządach prawa, gdy nie można ich zniszczyć przemocą" – napisał Zełenski.
I podkreślił: "Dlatego jedność jest tak istotna – jedność wśród sojuszników, jedność świata – aby powstrzymać Rosję, zakończyć tę wojnę i zagwarantować prawdziwy, sprawiedliwy pokój. Pokój, którego Ukraina pragnie bardziej niż ktokolwiek inny na świecie i który z pewnością nadejdzie".
Dodajmy, że Trump praktycznie na każdym kroku podkreśla, że po wygranej w wyborach chciałby doprowadzić do końca wojny w Ukrainie. Wiele osób obawia się jednak, że może poprzeć rosyjskiego dyktatora Władimira Putina.
Plan Trumpa dla Ukrainy to straty terytorialne dla Kijowa
Co ważne, niedawno kandydat Partii Republikańskiej na wiceprezydenta USA J.D. Vance przedstawił potencjalne rozwiązanie administracji Trumpa na zakończenie wojny w Ukrainie. Ten plan ma obejmować ustanowienie "strefy zdemilitaryzowanej" na terytorium Ukrainy, obecnie okupowanym przez Rosję.
– Myślę, że wygląda to tak: Trump usiadłby i powiedział Rosjanom, Ukraińcom, Europejczykom: "Musicie ustalić, jak wygląda pokojowe rozwiązanie". I prawdopodobnie wygląda to tak, że obecna linia demarkacyjna między Rosją a Ukrainą staje się czymś w rodzaju strefy zdemilitaryzowanej – powiedział niedawno Vance w "The Shawn Ryan Show". Innymi słowy – ten pomysł oznacza, że Ukraina de facto straciłaby około 20 proc. swojego terenu.
Vance przekonywał też, że proponowana strefa zdemilitaryzowana będzie "silnie ufortyfikowana, aby Rosjanie nie dokonali ponownej inwazji".
– Czasami trzeba porozumiewać się z wariatami i złymi ludźmi. Przecież w II wojnie światowej sprzymierzyliśmy się z Józefem Stalinem – uważa senator z Ohio.
Vance przekazał wówczas też, że w ramach tego planu pokojowego Ukraina zachowałby swoją niepodległość w zamian za gwarancję neutralności – co oznacza, że Ukraina nie przystąpiłaby do NATO ani innych "sojuszniczych instytucji".
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.