Czytając ostatnio prasę, nie tylko motoryzacyjną, można odnieść wrażenie, że największym zagrożeniem dla Volkswagena i innych producentów z Europy są chińskie auta elektryczne. Tymczasem na polskim rynku samochodów osobowych dzieje się dużo cichsza rewolucja, która może zmienić wygląd naszych ulic. Mowa o samochodach z Chin, ale tych napędzanych benzyną bezołowiową.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W naszym kraju bowiem samochody elektryczne to mały ułamek sprzedaży, ich udział plasuje wprawdzie na trzecim miejscu w Unii Europejskiej, ale licząc od końca. Zdołaliśmy pod tym względem wyprzedzić tylko Chorwację i Słowację. Według danych z CEPiK samochody w pełni elektryczne stanowią około 0,4 proc. wszystkich pojazdów zarejestrowanych w Polsce. Jest ich w Polsce zresztą zaledwie około 80 tys. sztuk.
Dlatego nie jest dziwne, że widząc takie dane, firmy z Chin dużo bardziej interesują się tym, jak sprzedać Polakom klasyczne samochody, a nie te napędzane elektronami. I w przeciągu roku pojawiło się ich w naszym kraju całkiem sporo.
Najpierw mieliśmy prezentację nowości od MG poprowadzoną na Stadionie Narodowym w Warszawie. Pokazano tam dwa zupełnie nowe modele i jedną nową odmianę silnikową. Z tej trójki największe szanse na bycie bestsellerem ma MG ZS. A warto dodać, że słowo bestseller nie jest użyte bezpodstawnie.
MG w niecały rok od rozpoczęcia sprzedaży w naszym kraju zdołało bowiem wejść do grona dziesięciu najbardziej popularnych marek samochodów w naszym kraju. MG ZS w nowej odsłonie jest średniej wielkości SUV z napędem hybrydowym. Przy długości 4.4 metra i pojemności bagażnika 443 litrów może spokojnie pomieścić całą rodzinę.
A dzięki napędowi łączącemu silnik spalinowy i elektryczny jazda takim samochodem nie będzie kosztowała drogo. Ale chyba najważniejszą cechą tego auta jest fakt, że w podstawowej wersji cena nie przekracza magicznej granicy 100 tys. złotych. Dokładnie to 98900 zł, zresztą nawet najdroższa wersja kosztuje 116700 złotych.
Wyposażenie wszystkich odmian jest naprawdę bogate, a co więcej dopłaty wymaga tylko lakier metalizowany, cała reszta jest już w cenie. Drugą nowością przedstawioną przez MG jest wersja plug-in większego SUVa, czyli modelu HS.
Tutaj ceny są już wyższe, około 155 do 165 tys. złotych w zależności od tego, którą wersję wyposażenia wybierzemy. Oczywiście to dużo pieniędzy, ale z drugiej strony otrzymamy za to auto, które ma 331 KM i baterię pozwalającą przejechać około 100 kilometrów na samym prądzie. Chcąc kupić podobne auta u znanych producentów z Europy, zapłacimy co najmniej 100 tys. zł więcej.
Ostatnią premierą tej chińskiej marki z brytyjskimi korzeniami jest MG Cyberster, ten model zdecydowanie bardziej ma być autem pokazującym możliwości marki niż napędzającym statystyki sprzedaży. W końcu ilu jest klientów w naszym kraju na elektryczny kabriolet za 280 tys. złotych?
Ale na pewno Cyberster robi niesamowite wrażenie, piękna stylistka, drzwi otwierane elektrycznie do góry czy bardzo charakterystyczne tylne lampy na pewno będą powodowały obracanie wielu głów na ulicy. Zresztą sam nie mogę się już doczekać testów tego auta.
Drugim wydarzeniem była dynamiczna prezentacja i jazdy testowe samochodami marki Forthing, która debiutuje na polskim rynku. Jej pierwszy pokaz w naszym kraju miał miejsce na targach motoryzacyjnych w Poznaniu w kwietniu tego roku. Ale teraz dziennikarze mogli przetestować te samochody w czasie jazdy.
Firma wchodzi na polski rynek z dwoma modelami. SUVem T5 oraz minivanem U-Tour. Szczególnie ten drugi jest ciekawy, bo o ile SUVów na naszym rynku nie brakuje, to oferta minivanów jest bardzo uboga. A jeśli chodzi o stosunek ilości miejsca do długości auta, to ten typ nadwozia nie ma sobie równych.
Pierwsze recenzje samochodów są naprawdę pozytywne, a szczególnie biorąc pod uwagę ceny, jakich żąda producent za te auta. T5 kosztuje bowiem 130 tysięcy złotych a U-Tour 150 tys. złotych. Oba modele napędza ten sam silnik, czyli turbodoładowany 1.5, którego konstrukcja pochodzi od Mitsubishi i który osiąga moc 177 KM.
Zarówno SUV jak i minivan mają naprawdę bogate wyposażenie standardowe. Mam na myśli tu takie przydatne funkcje jak bezkluczykowy zapłon, kamery 360° ułatwiające parkowanie, czy panoramiczny szklany dach.
To miła odmiana w porównaniu do zachodnioeuropejskich marek gdzie nawet jeśli cena auta w reklamie wygląda atrakcyjnie, to po dokładnym sprawdzeniu okazuje się, że obowiązuje ona tylko dla wersji, która nie ma żadnych udogodnień. Po uzupełnieniu listy wyposażenia o niezbędne pozycje kwota jest już dużo wyższa.
I po raz kolejny napiszę to, co w wejściu chińskich marek do Polski jest najważniejsze, w końcu na rynku robi się prawdziwa konkurencja między producentami. A na tym zawsze korzystają klienci. Jak poradzi sobie marka Forthing w naszym kraju? To oczywiście pokaże czas, ale trzeba pamiętać, że w Polsce hasło cena czyni cuda, obowiązuje cały czas.
26.09 września natomiast koncern Chery wprowadził na polski rynek drugą markę samochodów. Po Omodzie, która właśnie weszła do sprzedaży, z bardzo dużym opóźnieniem zresztą, zadebiutowało Jaecoo. Pierwszy wchodzi na rynek model L7. Co ciekawe jest on niewiele większy od Omody 5, różnica na długości to zaledwie 10 cm. Natomiast producent pozycjonuje nową markę jako bardziej premium.
Tak samo stylistyka jest zupełnie inna i dużo bardziej przypomina modele europejskich marek. Samochód na razie będzie dostępny w jednej wersji z silnikiem spalinowym, ale wkrótce pojawi się także odmiana hybrydowa ładowana z gniazdka.
Zresztą koncern Chery mocno rozbudowuje gamę modelową obu marek. Znamy już wygląd modeli takich jak Omoda 7, Omoda 9 czy Jaecoo J6 i J8. Planowana jest także najmniejsza w gamie Omoda 3.
Firma ma w Polsce bardzo ambitne plany. W przyszłym roku chce sprzedać aż 18 tysięcy aut, co dałoby jej miejsce wśród dziesięciu największych marek w naszym kraju. Nie wiem, czy ten plan zostanie zrealizowany, ale rzeczywiście oba już oferowane modele mają ku temu spore szanse.
Są naprawdę ładnie wykończone, bogato wyposażone i na koniec świetnie wycenione. Omoda 5 kosztuje od 115 do 130 tys. złotych a Jaecoo J7 od 140 do 158 tysięcy. A w przypadku drugiego modelu najdroższa specyfikacja obejmuje nawet napęd na cztery koła. To są ceny zdecydowanie niższe niż porównywalnych modeli zachodnich marek.
Dodatkowo producent daje 7 lat gwarancji ograniczonej przebiegiem do 150 tysięcy kilometrów. To powinno przynajmniej częściowo ograniczyć strach klientów przed nieznaną marką. Przedstawiciele koncernu bardzo dużo mówili też o zaangażowaniu firmy w bycie częścią europejskiej gospodarki.
Chery kupiło bowiem fabrykę w Hiszpanii, po Nissanie, otworzyło centrum rozwojowe w Niemczech, a drugą taką placówkę planuje w Polsce. Firma będzie także korzystać z wielu dostawców podzespołów samochodowych z Europy.
Volkswagen, Renault, Opel czy Fiat nie mogą zatem spać spokojnie. Czasy gdy te i inne znane koncerny motoryzacyjne miały monopol, odeszły w niepamięć. I dobrze, prawdziwa konkurencja właśnie się zaczyna, a dla klientów to sama korzyść: ceny będą spadać, a producenci będą musieli się dużo bardziej postarać, aby przyciągnąć ludzi do swoich salonów sprzedaży. Tym bardziej, że to bynajmniej nie koniec debiutów marek z Chin. W planach są następne, o których będę mógł więcej napisać już niedługo.