Jaką moc mają bajki? Na usta ciśnie się: “Ogromną!”. Tylko co to tak naprawdę znaczy? Przedstawiciele Fundacji Zaczytani.org, firmy Amazon oraz Fundacji TVN mają mocno sprecyzowaną odpowiedź: bajki dają dzieciom siłę. Jeśli chcecie przekonać się, jak wielką, koniecznie sięgnijcie po “Żółtą czapkę” - wyjątkową bajkę terapeutyczną. O jej niezwykle ważnej funkcji opowiedziała nam Karolina Malinowska - psycholożka, ambasadorka kampanii społecznej Amazon i Zaczytani.org.
Reklama.
Reklama.
Opowiadanie „Żółta czapka” to historia chłopca, który musi przezwyciężyć swoje słabości i zorganizować rowerową wycieczkę dla przyjaciół. Czy odniesie sukces? Czy może wręcz przeciwnie: jego pomysły zostaną wyśmiane przez rówieśników?
Właśnie takie pytania powinny pojawić się w głowach najmłodszych czytelników oraz ich rodziców. Sama opowieść ma być bowiem pretekstem do rozmowy o poczuciu własnej wartości i jego budowaniu, czyli o jednej z kluczowych umiejętności, decydującej o dobrostanie każdego człowieka - zarówno tego dużego, jak i najmłodszego.
Jak się jednak okazuje, o deficyty w tej materii nietrudno. Wystarczy zastanowić się, jak często my sami mówimy sami o sobie, że jesteśmy “ważni”, “piękni”, “zdolni”? A jak często powtarzamy to naszym dzieciom?
No właśnie.
O tym, dlaczego takie afirmacje są dla najmłodszych niezbędnym elementem wsparcia, oraz o tym, jak wykorzystać w tym procesie bajkoterapię, rozmawiamy z psycholożką Karoliną Malinowską.
Kiedy przestajemy się lubić? Takie pytanie ciśnie mi się na usta po przeczytaniu “Żółtej czapki” i materiałów do niej dołączonych.
Myślę, że przestajemy się lubić w momencie, kiedy zaczynamy wchodzić w nowe środowisko, czyli już, niestety, jako dzieciaki.
Proszę zobaczyć, że najmłodsze dzieci nie myślą o sobie źle, nie myślą źle o innych. Zazwyczaj uważają, że są piękne, najpiękniejsze nawet. Nie widzą wielu różnic.
Bardzo często trafiam w internecie na takie filmiki, w których występują dzieci z zespołem Downa oraz dzieci, które nie mają takiego zaburzenia. Zadawane jest im pytanie: jakie różnice widzisz między tobą a kolegą czy koleżanką - właśnie tym, czy tą, która ma zespół Downa. I dzieci nie widzą żadnych różnic, poza rzeczami typu: ona bardziej lubi kolor zielony, a ja bardziej czerwony. Czy to nie jest wspaniałe?
Tak, to cudowne.
Ale kiedy zaczynamy wchodzić w nowe środowisko, najczęściej jest to środowisko szkolne, dostrzegamy, że inni ludzie mogą inaczej reagować na różne rzeczy. Szkoła wyzwala w nas rywalizację: o oceny, o bycie lubianym, o to, kto ładniej, kto szybciej… I choć to jest normalny etap, to wydaje mi się, że właśnie wtedy nadchodzi moment, gdy zaczynamy myśleć o sobie trochę gorzej.
A czy to nie jest też trochę tak, że to my dorośli popychamy dzieci do takich porównań? Nakręcamy tę rywalizację?
Zdecydowanie, dorośli mają udział w tym, że dzieci zaczynają dostrzegać różnice. Mówimy: dostałeś czwórkę z matematyki, a zobacz, Franek z twojej klasy dostał piątkę. Albo kiedy dziecko powie, że “nikt czegoś nie zrobił”, wyrywa nam się: “Ty nie jesteś wszyscy. Ty musisz, ty powinieneś”. Podświadomie popychamy dzieci do rywalizacji.
Pytanie, dlaczego to robimy? Czy tylko po to, żeby mieć poczucie, że jesteśmy lepszym rodzicem, który działa mobilizująco?
Ja nie neguję do końca tej postawy, ale zawsze pozostaje pytanie, co stoi u progu tego naszego mobilizowania. Jeśli to, żeby dzieci wierzyły w siebie albo żeby po prostu czegoś spróbowały, doświadczyły, przekonały się, co lubią, a czego nie - to okej.
Problem pojawia się wtedy, kiedy dziecko czegoś się boi, ewidentnie nie chce brać w czymś udziału, a my na siłę je do tego “mobilizujemy”. Przykład: tata jest wielkim fanem piłki nożnej, więc przysłowiowy Franek nie ma wyjścia: musi chodzić na piłkę, chociaż nie lubi tego sportu, źle się czuje na boisku i w ogóle nie podoba mu się ta gra. No ale ponieważ tata pokłada w nim tak wielkie nadzieje, codziennie rano pakuje go do auta i wiezie na trening, to jaki dziecko ma wybór? Żaden, dlatego, że za wszelką cenę, będzie chciało uszczęśliwić rodzica.
Czy to znaczy, że nie widzimy różnic pomiędzy pewnością siebie a poczuciem własnej wartości? Bo to trochę wygląda tak, że chcąc kreować jedno, zabijamy w naszych dzieciach drugie.
Dokładnie. Poczucie własnej wartości, to poczucie, że jestem ważny, jestem potrzebny, jestem wartościowy, jestem kochany i, przede wszystkim, poczucie, że zasługuję na te wszystkie rzeczy, które wymieniłam, dlatego, że po prostu jestem. Nie liczą się tutaj moje osiągnięcia, nie liczą się sporty, które uprawiam, czy oceny, które dostaję. Nie liczy się rodzina, w jakiej się urodziłem. Jestem wartościowym człowiekiem, bo jestem człowiekiem.
My bardzo często zapominamy o tej prostej zasadzie i mylimy ze sobą terminy: samoocena, i poczucie własnej wartości. W naszym języku używa się ich często wymiennie, ale to, co kształtuje poczucie własnej wartości, to jest właśnie ta bezwarunkowa akceptacja dziecka przez rodziców oraz, co ważne, jasno określone i przede wszystkim przestrzegane granice psychologiczne w relacji rodzic-dziecko. Musi pojawić się tutaj szacunek oraz tolerancja wobec dziecięcych inicjatyw.
Jeżeli więc nasze dziecko chce czegoś spróbować, nawet jeśli wydaje się nam to dziwne, bo wolimy, żeby on kopał w tą piłkę, to trzeba posłuchać tego młodego człowieka.
Musimy pamiętać, że człowiek stanowi wartość samą w sobie. Ja bardzo często przypominam, że kiedyś dzieci w ogóle nie były brane pod uwagę w sytuacjach emocjonalnych. Przestarzałe badania potrafiły dowodzić tego, że małe dzieci i niemowlęta nie czują bólu. Dziś wiemy, że to jest nieprawda.
Janusz Korczak, który jest dla mnie absolutnym guru, jeżeli chodzi o to, jak powinniśmy traktować dzieci, zawsze jednak powtarzał, że dziecko “to też jest człowiek”. A nam wciąż zdarza się o tym zapominać.
Z jednej strony przecież chcemy, żeby nasze dzieci mówiły swoim językiem, żeby mówiły głośno, o tym, czego potrzebują, czego chcą. A z drugiej strony, kiedy jesteśmy w jakiejś sytuacji towarzyskiej, bardzo często temu dziecku ten głos odbieramy.
Pięknym przykładem takich dzieci, które właśnie mówią bardzo wprost i są idealną lekcją do tego, że my zapomnieliśmy o tym, że nasza komunikacja powinna być komunikacją wprost, są dzieci z zespołem Aspergera. To są dzieci, które widzą świat zero-jedynkowo, dzieci, dla których trudne są niuanse, ale to są też dzieci, u których właśnie ta samoocena jest fantastycznie wysoka. One mówią: tak, ja jestem fajny, tak, to mi się podoba, tak, jestem ładny. To jest niesamowite, prawda? One komunikują się wprost, a my często nie umiemy na to zareagować.
A później, w dorosłym życiu, ta pewność siebie i mówienie prawdy prosto w oczy okazuje się dużą wartością. Ludzie się tym szczycą.
Dlatego tak ważne jest dawanie dzieciom głosu. Wyobraźmy sobie taką sytuację: stawiamy na stole obiad. Nakładamy dziecku brokuły, a to dziecko po prostu tych brokułów nie znosi. A my mówimy: nie odejdziesz od stołu, dopóki nie zjesz. Co to de facto robi? To pokazuje, że granice dziecka mogą być łamane. To jest błąd, który bardzo często popełniamy jako rodzice czy opiekunowie, który ma bardzo duży związek z samooceną.
Inny przykład: zjeżdżają się ciocie i wujkowie i my mówimy: idź się przywitaj, idź daj tej cioci buziaka. A dziecko nawet cioci nie pamięta. To jest bardzo duże przekroczenie jego granic. A dlaczego łączy się to dla mnie z samooceną? Bo to znaczy, że ktoś mnie zmusza do czegoś, czego ja nie chcę, więc moje zdanie nie ma znaczenia. Później, w dorosłym życiu bardzo często mamy problem z tym, żeby stawiać granice. A początki sięgają właśnie takich sytuacji z dzieciństwa.
To prawda. Ale na usprawiedliwienie rodziców może odnieśmy się do argumentu, który mówi, że jeśli nie każemy dziecku pocałować tej anegdotycznej cioci, to ono nie nauczy się szacunku do starszych. Jak więc uczyć dzieci, że z jednej strony to one są ważne, piękne i dobre, a z drugiej - że powinny szanować innych?
Mogę odpowiedzieć bardzo prosto. W artykule, zamieszczonym na końcu naszej bajki “Żółta czapka”, zwróciłam się też do dzieci. Wytłumaczyłam w nim, że te wszystkie rzeczy, o których mówimy, psychologowie nazywają afirmacją. Stosujmy ją! Mówmy sobie: “Jestem mądra, mądry. Jestem ważna. Jestem wartościowy”. Te trzy zdania mają naprawdę magiczną moc. Gdy dziecko słyszy te komunikaty, gdy je powtarza, to je przyjmuje i zaczyna tak właśnie o sobie myśleć.
Ale to nie wszystko. Musimy jednocześnie podkreślać: to, że ty jesteś ważny, wartościowy i mądry oznacza tyle, że inne osoby także takie są. I że każdemu należy się szacunek.
Myślę też, że fajnie żeby, szczególnie maluchom, tłumaczyć, że każdy ma supermoc. Dla jednego supermocą będzie to, że jest świetny z matmy, drugi będzie wymyślać najlepsze absolutnie zabawy, trzeci będzie pamiętał świetnie teksty piosenek - to wszystko są unikalne supermoce i wszystkie są tak samo wartościowe.
Kolejny komunikat, który warto do dzieci kierować w kontekście samooceny, jest taki, że nie ma ludzi perfekcyjnych i nawet jeśli coś nam się nie uda, to nadal jesteśmy tak samo wartościowi i ważni. Dziecko naprawdę go świetnie zrozumie.
Rodzice pewnie czasem boją się, żeby ich dzieci nie stały się przypadkiem zbyt pewne siebie…
A ja się zastanawiam, dlaczego w sumie mają nie być zbyt pewni? Ta “zbytnia” pewność i tak zostanie zweryfikowana przez życie. Musimy powiedzieć dzieciom, że owszem w życiu, zdarzają się porażki, pewnie trochę częściej niż sukcesy. Ale to też jest coś, co jest ludzkie.
Wracając jeszcze do szacunku do innych ludzi: dzieci bardzo dobrze czują się, kiedy mają wyznaczone granice. Postawmy je więc jasno na zasadzie: możesz powiedzieć cioci, że nie chcesz się tak witać, ale w taki sposób, że nie zrobisz jej przykrości. Masz prawo postawić swoje granice, ale zrobić to w taki sposób, który nie będzie krzywdził drugiej osoby.
Rodzice chyba w tym momencie myślą sobie, że dziecko może nie zrozumieć różnicy pomiędzy jednym a drugim i w efekcie rodzica ośmieszyć.
A dlaczego my się tak bardzo przejmujemy tym, że nasze dziecko nas ośmieszy?
Powinniśmy tłumaczyć, że poczucie własnej wartości musi mieć swoje źródło wewnątrz nas, a nie na zewnątrz. Nie martwmy się tym, co pomyśli grupa. Wartość jest w nas, nie zależy od czynników zewnętrznych. Jestem ważny, dlatego, że jestem - niezależnie od tego, czy przynależę do jakiejś grupy, albo czy ktoś z tej grupy powie mi, że nie jestem ładna czy dobra.
Bajki ułatwiają sformułowanie takiego przekazu?
Bajkoterapia jest wspaniałym narzędziem terapeutycznym i psychologicznym. Jest też narzędziem, po które szalenie łatwo sięgnąć. Wystarczy ściągnąć naszą “Żółtą Czapkę”, która jest z resztą jedną z wielu pozycji dostępnych na stronie Fundacji Zaczytani.org.
Bajki terapeutyczne, wykorzystywane w bajkoterapii, są skonstruowane w inny trochę sposób niż klasyczne bajki - dziecko może znaleźć w nich odbicie swojego życia emocjonalnego, życia towarzyskiego, swoich znaków zapytania. Takie bajki pokazują, jak rozumieć otaczający świat. Uczą, że ja reaguję w określony sposób, ale już mój kolega może zareagować inaczej. Bo każdy z nas jest inny. I chociaż mamy te same emocje, to czasami inaczej je przeżywamy i pokazujemy.
Tego właśnie uczy “Żółta czapka”?
Bajkę napisała Katarzyna Ryrych, autorka wielu edukacyjnych książek dla dzieci. Natomiast fajna była dyskuja wokół samego pomysłu, ogromna burza mózgów, podczas której każdy wrzucał swój pomysł – trochę jak w naszej bajce. Chcieliśmy pokazać, że w dużej grupie przyjaciół wszyscy, choć różni, mogą się lubić; że każda osoba wnosi do grupy jakąś wartość w postaci unikalnych pomysłów.
A jak reagowały dzieci? Czy miała już Pani okazję przedstawiać w jakiejś grupie tę bajkę?
Kiedy bajka była już napisana, dałam ją do przeczytania pewnemu chłopcu. Bardzo mu się podobała. Powiedział mi wtedy, że też czasami, jak jest ze swoimi przyjaciółmi i robią różne rzeczy, to też czuje się tak, jak bohater “Żółtej czapki”: myśli, że wszyscy zawsze mają lepsze pomysły od niego. A ja go wtedy zapytałam: A czy ty kiedyś powiedziałaś głośno o tym, co wymyśliłeś?”. On odpowiedział: “Nie, bo to takie jest głupie”.
“Żółta czapka” pokazuje, że warto mówić o swoich pomysłach. Może nikomu się nie spodobają, ale zawsze warto próbować, bo być może jako grupa będziemy umieli nad nimi popracować.
Wydaje mi się, że to uniwersalne przesłanie. Pewnie przydałaby się też wersja dla dorosłych: lęk przed wyśmianiem to jest chyba jedną z głównych “blokad” w naszym życiu w ogóle.
Proszę mi wierzyć, że my z tych bajek jako dorośli czerpiemy równie dużo, jak dzieci. Przecież nosimy w sobie nieprzerobione sytuacje jeszcze z czasów szkoły podstawowej, z liceum, które do dzisiaj pamiętamy. Czytając bajki możemy zastanowić się: “Z czego mi się to bierze? Dlaczego ja o tym ciągle pamiętam? Czy ja mogłam się wtedy zachować inaczej?”Może nauczymy sie być łagodniejsi w ocenie dla nas samych sprzed lat i dziś.
A co jest takiego w bajkach właśnie, że one uruchamiają te mechanizmy? Może to naiwne pytanie, ale dlaczego właśnie bajki są dobrymi nośnikami idei terapeutycznych?
Powodów może być kilka. Pierwszy wiąże się na pewno z tym, że małe dzieci nie odróżniają świata realnego od świata fantazji. Druga rzecz to bliskość z rodzicem podczas czytania. Kiedy mama czy tata mi czytają, są przy mnie, to czuję bezpiecznie. Na czym więc mogę się wtedy skupić? Na treści, która pewnie jest dobra i ważna, bo przecież wybrał ją dla mnie rodzic.
Dzieci bardzo często wtedy przerywają, zadają pytania. A czasem po prostu lubią słuchać. Dlatego audiobooki to też fajna opcja, aby zaszczepić w dzieciach radość poznawania książek. Jeśli poświęcimy im w ten sposób czas, będziemy razem z nimi słuchać, a potem dyskutować o tym, co usłyszeliśmy, takie bajki są bardzo wartościowe. Mogą mieć wręcz magiczną moc.
“Żółta czapka”, poza tradycyjną, ma też właśnie formę audiobooka, nagranego przez pracowników Amazon.
Tak, to fajny pomysł, że audiobooka nagrywają pracownicy. Wcześniej wzięli udział w castingu, ich próbki głosu były oceniane przez profesjonalnych aktorów. Co ciekawe, nikt z nich nie wierzył, że zostanie wybrany, że znajdą się lepsi od nich. To pokazuje, że nad poczuciem wartości powinniśmy pracować całe życie. Zwycięzcy, w ramach wolontariatu kompetencyjnego spotkali się na warsztatach aktorskich z Kasią Pakosińską i Robertem Motyką, gdzie uczyli się wyrażać emocje. Co dla nas dorosłych, nie zawsze jest łatwe! I dopiero po takim szkoleniu nagrali audiobook. Świetnie im to wyszło.
W książce znajdują się też scenariusze zajęć dla nauczycieli oraz dla rodziców.
Pytanie, czy rodzice nie poczują się nieco onieśmieleni? Nie będą się bali sięgnąć po terapeutyczną bajkę nie mając żadnego przygotowania?
Rodzic może po prostu przeczytać z dzieckiem tę bajkę. I to już jest dużo. A kiedy pojawią się pytania - niekoniecznie w momencie lektury, bo one mogą nasunąć się, dopiero wtedy, gdy dziecko sobie te treści przetrawi, przemyśli, albo wtedy gdy spotka je podobna sytuacja - wtedy scenariusze będą świetnym drogowskazem do tego, jak poruszać się w przestrzeni pytań i jak wzmacniać u dziecka poczucie własnej wartości.
Myślę, że czasem warto też pomyśleć o tym, co ja i mój mąż bardzo często naszym dzieciom mówimy wprost: że to są najfajniejsi ludzie, jakich kiedykolwiek poznaliśmy. I naprawdę tak uważam. Nie ma fajniejszych ludzi niż nasze własne dzieci.