Trzeba powiedzieć jedno: Cupra słucha uwag swoich klientów. Dlatego kiedy pojawiła się pierwsza wersja Cupry Leon i nie zachwycała, zwłaszcza jeśli chodzi o wydajność PHEV-a, to przy facelifcie postanowiono ją poprawić. I tak powstał model, który spokojnie mógłby stanąć w moim garażu. Oto Cupra Leon II VZ ST w wersji Plug-in Hybrid.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Nie zaskoczę nikogo, jeśli zacznę od wyglądu odświeżonej Cupry Leon VZ ST. Doceniam konsekwencję hiszpańskiego producenta, którzy dąży do jednolitej charakterystyki wizualnej marki we wszystkich swoich modelach.
Dlatego też w poliftowym Leonie nie mamy, podobnie jak w Formentorze, dużej maskownicy chłodnicy z przodu. Wloty powietrza zostały przesunięte niżej, natomiast w miejscu grilla pojawił się pas karoserii z charakterystycznym przetłoczeniem, które przypominać ma "nosek".
Lampy przednie Full LED też są nowe. W opcji mogą być w pełni matrycowe. Dostały nową sygnaturę świetlną, takie trzy trójkąty, ale jak się przyjrzycie, to w ich środku... też są po trzy trójkąty. Ten motyw powtarza się także z tyłu.
Tu również mamy nowe LED-y z odświeżoną "trójkątną" sygnaturą świetlną, a poza nimi także belkę świetlną, która połączyła lampy i podświetlany znaczek Cupry. Ten zabieg stylistyczny sprawił, ze guzik do otwierania bagażnika trzeba było przenieść na prawą stronę nad prawy reflektor.
Z innych zmian: przemodelowano lekko tylny zderzak oraz klapę bagażnika, na której środku pojawił się duży, miedziany napis Cupra. Swoją drogą bardzo podobają mi się miedziane wstawki zarówno na karoserii, 19-calowych felgach (w opcji) jak i w środku, m.in. na kratkach wentylacyjnych, kierownicy czy tunelu środkowym.
Wnętrze? Stylowe
A skoro już o wnętrzu tego auta mowa, to tutaj też zaszło trochę kosmetycznych zmian. Przede wszystkim mamy nowe wyświetlacze: główny, prawie 13-calowy, który otrzymał nowy, bardzo czytelny i responsywny interface z wieloma konfigurowalnymi opcjami i skrótami, oraz ponad 10-calowy ekran z cyfrowymi zegarami za kierownicą.
Przeprojektowano także lekko tunel środkowy, ale tylko jeśli chodzi o design, bo jego funkcjonalność jest taka sama, mamy więc ładowarkę indukcyjną, dwa gniazda USB-C, dwa małe schowki na klucze, uchwyty na napoje oraz mały schowek pod regulowanym podłokietnikiem.
Zmianom uległ tylko stylistycznie panel z selektorem biegów, który jest mniej kwadratowy i został wykończony innymi materiałami.
Z przodu miejsca jest sporo, więc podróżuje się komfortowo. W standardzie są wygodne, elektrycznie regulowane i podgrzewane, obite recyklingowaną mikrofibrą fotele sportowe ze zintegrowanymi zagłówkami. Do wykończenia wnętrza użyto trochę twardego plastiku, jednak tam, gdzie ma być miękko, jest miękko i to w sumie najważniejsze.
Do tego 12-głośnikowy system dźwięku Sennheisera, który umili każdą podróż niesamowicie dobrym brzmieniem.
Bardzo podoba mi się także wykorzystanie listwy z podświetleniem nastrojowym przy systemie kontroli martwego pola, gdyż lampki ostrzegające nas właśnie przed autem w martwej strefie nie zostały umieszczone na lusterkach, tylko właśnie w rogach deski rozdzielczej we wspomnianej listwie świetlnej.
A jak już o systemach mowa, to mamy na pokładzie wszystko, czego potrzeba, więc poza kontrolą martwego pola jest też Line Assist, adaptacyjny tempomat, asystent podróży (Travel Assist), Exit Assist oraz Emergency Assist.
W drugim rzędzie siedzeń nic praktycznie się nie zmieniło, podobnie jak w bagażniku, który w testowanej przeze mnie wersji PHEV ma nadal 470 litrów przestrzeni bagażowej, czyli o 150 mniej, gdy posiada się czysto spalinową wersję. Dlatego też nie mamy tam podwójnej podłogi, a jedynie schowek na kable do ładowania.
A to przez baterię trakcyjną, która w odświeżonym modelu jest pojemniejsza, bo ma prawie 26 kWh brutto, co przekłada się (przynajmniej wg. WLTP) na ponad 120 km zasięgu na samym prądzie, czyli realnie jakieś 100 km, a to naprawdę bardzo dobry wynik.
Jak jeździ?
I tu dochodzimy do najważniejszych zmian, czyli do tego, co jest pod maską odświeżonej Cupry Leon VZ ST. W testowanej przeze mnie wersji PHEV mamy mocniejszy silnik benzynowy – zamiast 1.4 jest 1.5 eTSI o mocy 177 KM, do tego mocniejszy układ elektryczny – 116 KM. Łącznie daje to 272 KM mocy systemowej, a to oznacza naprawdę dużą frajdę z jazdy.
I trzeba przyznać, że bardzo ekonomicznej jazdy, bo dzięki układowi PHEV spalanie w mieście wyniosło podczas mojego testu jakieś 2 l/100 km. W trasie przy prędkościach autostradowych, kiedy przez większość czasu silnikowi spalinowemu pomagał silnik elektryczny, spalanie wyniosło 4l/100 km. Deklarowany zasięg tego samochodu to jakieś 840 km, co jak na PHEV-a jest bardzo przyzwoitym rezultatem.
Ale w sumie najlepsza zmiana zadziała się, jeśli chodzi o ładowanie, bo w nowej Cuprze Leon zamontowano gniazdo CCS, czyli baterię możemy ładować jak inne elektryki prądem stałym do 50 kW. To oznacza, że od 0 do 80 proc. naładujemy ją w niecałe 30 minut. I taką elektrobilność, to ja rozumiem!
Co do innych właściwości jezdnych Cupry Leon, to ma naprawdę piekielnie mocny zryw, gładko pokonuje zakręty, a jej zawieszenie dobrze wytłumia nierówności. Zdecydowanie gwarantuje komfortową i dynamiczną jazdę.
No i cena...
A ta jest nie mała, chociaż w standardzie dostaje się sporo. Najtańszy jest podstawowy benzyniak 1.5 TSI z 6-biegowym manualem, bo kosztuje on 140,5 tys. zł. Podstawowy diesel 2.0 TDI to koszt ponad 166 tys. zł. Za "słabszego" PHEV-a 204 KM trzeba już zapłacić ponad 197 tys. zł, a za wariant 272 KM (już tylko w wersji VZ) ponad 214 tysięcy.
A jak dorzucicie do niego szklany dach i kilka pakietów z matrycowymi lampami, miedzianymi wykończeniami felg, to macie testowany przeze mnie model w kwocie prawie 250 tys. zł. To sporo, ale za te pieniądze dostajecie bardzo designerski, praktyczny, przestronny, oszczędny i dynamiczny samochód.