– Chciałabym, żeby zobaczył moje oczy, które w tej chwili się cały czas szklą – mówi we wstrząsającym wywiadzie dla TVN24 pani Ewelina. To żona mężczyzny, który zginął w wypadku, o którego spowodowanie oskarżony jest Łukasz Ż. Ona i jej dzieci zostały ranne, wymagają rehabilitacji. Jednak nie ma w niej złości. Jest ból, żal, smutek, ale i wdzięczność za pomoc, jaką dostali.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Pani Ewelina kierowała samochodem staranowanym na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie przez jadącego z ogromną prędkością białego Volkswagena. W tym wypadku zginął jej mąż, a ona i ich dwoje dzieci trafili do szpitala. Teraz kobieta udzieliła wywiadu dziennikarce Małgorzacie Prochal z programu "Czarno na białym" w TVN24.
Pani Ewelina opowiadała, że wracali z rodzinnej uroczystości. Przygotowywali się do niej od rana, kombinowali, w co ubrać córeczkę, wygłupiali się. Po imprezie wracali do domu, było już późno.
– Wykąpałam dzieci, przebraliśmy w piżamki, już były gotowe do spania. Zapakowaliśmy auto, posadziliśmy dzieci w foteliki, pozapinaliśmy – tak mówiła o początku tego koszmarnego wieczoru.
Ona prowadziła, jej mąż siedział z tyłu z dziećmi. Żeby móc łatwo dać im się napić, przykryć kocykiem. Potem przysnął razem z nimi. "Już go nie budziłam, żeby się wyspał" – opowiadała pani Ewelina. Dodała, że do domu zostało im 10 minut jazdy.
– Za 12 minut byliby wszyscy w łóżkach. I byśmy czekali na rozpoczęcie niedzieli – wspomina. Pytana, czy coś pamięta z chwili wypadku, odpowiada, że nie. – I nie chcę pamiętać. Nie chcę pamiętać, bo wiem, że to byłoby bardzo trudne dla mnie. Myślę, że też wróciłyby obrazy z tego momentu – mówi.
Na miejscu zginął jej mąż, 37-letni Rafał. Ich dzieci: 4-letni synek, 8-letnia córeczka i sama pani Ewelina trafili do szpitala.
Pani Ewelina w TVN24: Dzieci pytały gdzie jest mama, gdzie jest tata
Wspomina, że kiedy odzyskała przytomność w szpitalu, nie wiedziała, jaki był dzień tygodnia. Nie była w pełni świadoma przez kilkanaście dni. Kiedy się przebudziła, zapytała co z rodziną, z dziećmi, z mężem. Wtedy poznała prawdę.
– Mamy niezwykle świadome dzieci i od samego początku pytały się, dlaczego są w szpitalu, gdzie jest mama, gdzie jest tata. A ja wtedy nie byłam w stanie nie tego przekazać – wspomina. Dodaje, że sama wtedy potrzebowała ogromnej pomocy.
I ją dostała. Mówi, że jest pod ogromnym wrażeniem, jak zadziałała jej rodzina, znajomi i sąsiedzi, wychowawczyni z przedszkola. Przy łóżkach jej dzieci zawsze był ktoś bliski, w dzień i w nocy.
– To jest tak ważne dla tych małych serduszek i dla tych małych główek, ale i dla mnie bardzo ważne, że ja miałam poczucie bezpieczeństwa, że moje dzieci są zaopiekowane, są w najlepszych rękach, jakie mogłyby mieć w tym czasie – mówiła dziennikarce TVN24.
Dodaje, że kiedy doszła do siebie, dopadła ją proza życia i zaczęła się zastanawiać, jak teraz da radę finansowo. Myślała, czy nie będzie musiała podjąć dodatkowej pracy, kto w takim przypadku zajmie się dziećmi, które przecież jej potrzebują.
– Ja każdemu z nich chciałabym podziękować, choć już to jest niemożliwe, ale każdego z nich zapewnić, że jestem wdzięczna i że na pewno te pieniądze wykorzystam najlepiej, jak tylko będę potrafiła. Żeby moja rodzina, ja i moje dzieci, żebyśmy mieli tę codzienność taką normalną – opowiedziała.
Ofiara wypadku o Łukaszu Ż. "Chcę mu spojrzeć w oczy"
Była też pytana o sprawcę wypadku. – Wiele osób poczułoby złość. Ja poczułam smutek, że ten młody człowiek ma w sobie tyle lekkomyślności, że ten młody człowiek nie zadbał o osoby, które z nim jechały w tym samochodzie, również i o kierowców na drodze – mówiła.
Dodała, że chciałaby mu spojrzeć w oczy. – Tak, bo chciałabym, żeby mnie zobaczył. Żeby zobaczył, że tego, co zrobił, to nie zrobił robotowi, tylko że to zrobił człowiekowi, który ma ogrom emocji w sobie. Chciałabym, żeby zobaczył moje oczy, które w tej chwili się cały czas szklą. Chciałabym, żeby zdał sobie sprawę z tego, że rzeczywiście skrzywdził człowieka, rodzinę, ludzi – mówiła dziennikarce TVN.
– Moją rolą jako mamy jest teraz zapytać o to, żeby dzieci nie zapomniały o tym, jaki był tatuś. I nie tylko na obrazku, na zdjęciu czy na filmikach, ale również wspominając, co razem robiliśmy. Każdej nocy o tym rozmawiamy, każdej nocy krzyczymy: "tatusiu, kochamy cię" – opowiedziała w programie TVN24 pani Ewelina.
– Jest naszym aniołem stróżem. Jest obok, ja wiem, że jest i to mi dodaje siłę, żeby każdego dnia podejmować gardę i stawić czoła kolejnym dniom – mówiła łamiącym się głosem o swoim mężu.
– Jestem dumna, że mogliśmy razem tworzyć związek, mogliśmy razem tworzyć rodzinę. Mam cudowne dzieci, mamy cudowne dzieci. I z tego się bardzo cieszę, że miałam okazję być jego żoną – dodała.