logo
MINI Cooper w wersji 5-drzwiowej Fot. naTemat
Reklama.

Tytuł tego tekstu miał wyglądać kompletnie inaczej. Chciałem nazwać MINI "gokartem", bo niedawno testowałem elektrycznego Coopera SE, który na drodze zachowywał się jak mały pocisk. W ogóle to była moja pierwsza w życiu przygoda z MINI. Oprócz mocy ostatecznie chwycił mnie też design, na który wcześniej lubiłem kręcić nosem.

Spalinowy MINI Cooper C to jednak inna bajka, mimo że stylistycznie to ten sam sznyt. W moim przypadku to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Do MINI musiałem przekonywać się stopniowo i teraz uważam, że to... urocze auto. Nawet takie 10/10, jeśli ktoś chce się wyróżnić. Patrzysz i masz ochotę sprawdzić, jak to jeździ.

logo
Fot. naTemat

Nasz testowy Cooper C to usportowiony egzemplarz z emblematem John Cooper Works. Teoretycznie oznacza to, że dostaliśmy wersję nastawioną przede wszystkim na osiągi, ale zobaczcie tylko, jak to auto wygląda w połączeniu czerni, czerwieni i tych złotych obręczy kół. Próbując zrozumieć modę na MINI, wygląd to kluczowa kwestia, bo w tym przypadku jest on po prostu niepowtarzalny.

logo
Fot. naTemat
logo
Fot. naTemat

To samo dotyczy wnętrza, do którego również trzeba się przekonać. Nie każdemu będzie pasował ten okrągły ekran w centralnej części, chociaż w obsłudze cały ten system sprawdza się naprawdę przyzwoicie. Zrobiono go z fantazją, ale multimedialne bajery nie sprawiły, że trzeba z nim walczyć. Obsługa jest wygodna.

logo
Fot. naTemat

Brak klasycznych zegarów czy nawet wirtualnego kokpitu nie przeszkadzałby mi w ogóle, gdyby tylko wyświetlacz head-up, na którym znalazły się kluczowe dane, nie działał na zasadzie wysuniętej płytki. To rozwiązanie jest już przestarzałe i zwyczajnie mniej komfortowe dla oczu niż "wrzucenie" obrazu na przednią szybę.

To wszystko jednak drobne detale. Za kierownicą MINI szybko można się zadomowić, chociaż umówmy się – miejsce w nim jest głównie dla dwojga w przednim rzędzie. Tylną kanapę potraktowałem jak symboliczny dodatek, bo trudno byłoby pojechać w cztery osoby w długą trasę. Chyba że jeździmy głównie na krótkich odcinkach, wtedy problem znika.

logo
Fot. naTemat

5-drzwiowy Cooper C nie jest jednak rodzinnym, długodystansowym autem i trzeba sobie z tego zdawać sprawę. Zresztą trudno byłoby się spakować do bagażnika o pojemności 275 l.

logo
  • logo
  • logo
  • logo
logo

MINI chwyta za serce detalami – to fakt, nie opinia. Kolorowe przeszycia czy subtelne wstawki robią tu cały efekt. I trzeba przyznać, że wszystko jest solidnie spasowane.

logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
logo

Patrząc na ten konkretny egzemplarz, pomyślałbym, że to auto podkręcone do granic możliwości. Wyżyłowane tak, że znajduje się na szczycie w konfiguratorze. A jednak Cooper C tylko tak groźnie wygląda, bo jego charakter zupełnie nie oddaje tego, co widać gołym okiem.

logo
Fot. naTemat

Bez zaglądania do broszurki dałbym sobie uciąć rękę, że to hot hatch, który ma powyżej 200 KM. A nasze MINI ma 3-cylindrowy silnik o pojemności 1.5 i mocy 156 KM. Do tego 230 Nm momentu obrotowego. To pozwala rozpędzić się do setki w 8 sekund.

logo
Fot. naTemat

W przypadku wielu innych aut powiedziałbym, że to świetny, wystarczający wynik, ale od tego MINI chciałbym czegoś więcej. I wiem, że w ofercie jest też mocniejsza opcja z jednostką 2.0 o mocy 204 KM, ale w takim razie czegoś tu nie rozumiem. Jeśli Cooper C ma być z genem sportowca, rozmowę o tym modelu powinniśmy zaczynać właśnie od tej drugiej propozycji.

Może jestem jeszcze przesiąknięty wrażeniami z elektrycznego Coopera S, który zachowywał się tak, że nie chciało mi się z niego wysiadać. Właśnie dlatego od spalinowego MINI oczekiwałem czegoś podobnego.

Nie nazwałbym tego rozczarowaniem, bardziej sporym niedosytem. Z jednej strony miałem w tym aucie doskonały układ kierowniczy. Samochód reagował na najmniejszy ruch, precyzja żyletki. Z drugiej, taki potencjał przy mimo wszystko skromnej mocy nie ma sensu.

Tak samo zawieszenie. Sztywne, surowe, kojarzące się z nastawieniem na osiągi. Doceniłbym je w aucie, którym chciałbym wykręcać okrążenia na czas. W codziennej jeździe okazało się przesadą. To w sumie mój główny zarzut do tego MINI, bo rzeczywiście pogarszało komfort podróżowania.

logo
Fot. naTemat

Spalanie? Komputer pokazał mi 9,6 l/100 km po przejechaniu 54-kilometrowego odcinka. Kręciłem się po mieście, na chwilę wyjechałem na drogę ekspresową, ale prawie cały czas przemieszczałem się w dynamicznym trybie Go-Kart Mode. Jeździłem jednak w bardzo normalnym stylu. Na pewno udałoby mi się nieco zmniejszyć zużycie, gdybym nastawił się na jazdę "eko". Poniżej odczyt z innego krótkiego przejazdu.

logo

W czasie testu szybko zrozumiałem coś kluczowego. W tym MINI nie ma sensu się spinać z dynamiczną jazdą, bo to się zwyczajnie nie opłaca. Efektem będzie wyższe spalanie, ale w zamian nie dostaniemy efektu "wow" w postaci osiągów. Trzeba mieć świadomość, że główną cechą tego Coopera C na pewno nie jest szaleństwo.

logo
Fot. naTemat

Dlatego po kilku dniach zostałem z odczuciem, że jeździłem samochodem, który bardzo mi się podobał. Mało tego, świetnie się w nim czułem! Czar pryskał w momencie, gdy chciałem zmusić MINI do czegoś więcej niż "zwykła" jazda.

Zajrzyjmy do cennika. MINI Coopera C w wersji 5-drzwiowej możecie kupić od nieco ponad 115 tys. zł, jednak mówimy tu o linii "Essential". Nasza podrasowana opcja John Cooper Works to wydatek minimum 145 500 zł. Wystarczą jednak dwa dodatkowe kliknięcia w konfiguratorze i cena rośnie do 160 tys. zł. To oczywiście nie jest jeszcze sufit.

logo
Fot. naTemat

Po przygodzie z tym MINI mam proste wnioski: przede wszystkim chciałbym przejechać się wersją z mocniejszym silnikiem. Ta, którą widzicie na zdjęciach, moim zdaniem za mało oddaje emocje kojarzące się z MINI.

A patrząc bardziej na chłodno... to może być świetny strzał, jeśli ktoś kocha design MINI, ale nie zależy mu na osiągach. Wtedy taki wybór nazwałbym rozsądnym, tylko trzeba jeszcze zaakceptować to twarde zawieszenie. I że takie MINI jest autem pełnym kontrastów.

Więcej relacji zza kierownicy innych ciekawych aut znajdziesz na moich profilach Szerokim Łukiem na Facebooku, Instagramie oraz TikToku.

logo
Fot. naTemat