Kolejna ofensywa w Afganistanie. Tym razem porządek w jednej z prowincji chcą przywrócić Afgańczycy wespół z Brytyjczykami. Press Association podaje, że prowadzona wspólnie akcja ma wyprzeć talibów z południowej prowincji Helmand, która od lat jest jednym z ognisk powstania.
To odpowiedź na atak sprzed dwóch tygodni, w którym zginęło pięciu żołnierzy brytyjskiej armii. W ostatni piątek Afgańskie Narodowe Siły Bezpieczeństwa wkroczyły do wysokogórskich dolin. Wspierają ich członkowie Pułku Księcia Walii z hrabstwa Kent. Jak podają wojskowi rebelianci stawiali tylko niewielki opór w trakcie ucieczki. W ich obozowiskach odkryto bliżej nieznaną liczbę improwizowanych ładunków wybuchowych (Improvised Explosive Devices, IEDs).
- W prowincji Helmand od kilku lat przeprowadzane są ofensywy i kończą się klęska. Pierwsza miała miejsce w 2004 roku i później średnio co 18 miesięcy mieliśmy kolejne. Największa była ta z 2009 roku, prowadzona przez USA i Wielką Brytanię, ale jak widzimy ona też na nic się zdała. Teraz mamy akcję przekazywania Afgańczykom odpowiedzialności za kolejne prowincje tak, by w 2014 zabezpieczali obszar całego państwa - ocenia w rozmowie z naTemat prof. Piotr Balcerowicz, orientalista z Uniwersytetu Warszawskiego i SWPS.
Jak zapewniają oficerowie z Armii Jej Królewskiej Mości zapewniają, że ich rola to tylko pomoc afgańskim kolegom i danie im "narzędzi do prowadzenia takich akcji samodzielnie". Akcja prowadzona w Helmand to element szerszej akcji prowadzonej wspólnie z afgańską armią i policją. - Oczyszczanie terenu idzie dobrze, ale nie jest jeszcze skończone. Żołnierze nie znaleźli zbyt wiele drobnej broni palnej, ale Afgańska Armia Narodowa odkryła improwizowane ładunki wybuchowe i kamizelki samobójców. Afgańskie siły radzą sobie bardzo dobrze - dostały swoje zadania i podchodzą do nich bardzo profesjonalnie - mówi agencji PA podporucznik Chris Trezise.
- Brytyjczycy chcą przekazać kontrolę i wycofać się. To czy Afgańczykom uda się utrzymać kontrolę nad prowincją Helmand to pytanie polityczne, bo tylko od nich zależy względny pokój. Jeśli USA i Wielka Brytania, które są znacznie silniejsze wojskowo, nie umiały utrzymać tej prowincji to co dopiero Afganistan - mówi prof. Balcerowicz. Przypomina też, że największą bolączką młodej jeszcze armii jest sprzęt - często nawet gorszy niż mają talibowie. Dodaje jednak, że nawet silna armia nie byłaby w stanie zapewnić pokoju i integralności państwa. - Polityczne porozumienie może zbudować każdy liczący się polityk, a Hamid Karzaj [obecny prezydent - red.] takim jest. Żaden lokalny ośrodek władzy, w tym Kabul, nie będzie w stanie narzucić swojej wizji Afganistanu pozostałym. Więc kształt tego państwa po wyjściu NATO w 2014 roku będzie wynikiem kompromisu. Przywódcy zgodzą się tylko na to, co będzie w ich interesie.