PiS wybiera władze regionalne. Lokalni działacze narzekają, że szanse na zwycięstwo mają jedynie osoby wskazane przez Jarosława Kaczyńskiego. - Prezes ma autorytet - powiedział Joachim Brudziński na antenie TOK FM.
Wielkie zmiany w regionalnych strukturach Prawa i Sprawiedliwości: członkowie partii wybierają przewodniczących regionów. Zjazdy odbyły się już w połowie okręgów, kolejne czekają PiS w tę i kolejną sobotę.
Aby zostać kandydatem na regionalnego szefa partii, należało uzyskać rekomendację centrali PiS. Nie udało się to m.in. Beacie Gosiewskiej. Wdowie po zmarłym w katastrofie smoleńskiej Przemysławie Gosiewskim chciała zostać przewodniczącą w woj. świętokrzyskim. Senator przyznała, że jest rozżalona taką decyzją.
W Prawie i Sprawiedliwości pojawiły się głosy, że w jej strukturach nie ma demokracji wewnątrzpartyjnej, a Jarosław Kaczyński wybiera szefów regionów jednoosobowo. Zdaniem publicystów "Uważam Rze", między działaczami krążą żarty, w których prezes jest porównywany do obalonego libijskiego dyktatora i nazywany "Kaczaffim".
Przewodniczący Komitetu Wykonawczego Prawa i Sprawiedliwości Joachim Brudziński zapewnił, że to nieprawda. - Nikt w PiS nie nazywa Jarosława Kaczyńskiego "Kaczaffim" - powiedział w poranku TOK FM. - Jarosław Kaczyński ma autorytet w partii, jest człowiekiem racjonalnym. Decyzja o tym, kto będzie kandydatem to skutek rozeznania - Wskazuje się kandydatów, którzy mają szanse.