Czwartkowy wieczór. Przez opustoszałe na długi weekend miasto w ramach akcji Nightskating Warszawa jedzie długi sznur ludzi na rolkach. Choć kierowcy czekają na przejazd tylko 5 minut, puszczają im nerwy. Dwóch krewkich młodzieńców wyskakuje z Lanosa żeby bić jednego z organizatorów, ktoś inny wygraża pięścią. A może czasem naprawdę warto zdjąć nogę z psychicznego gazu?
– Nawet niewinne sytuacje drogowe nakręcają w nas spiralę agresji. W niewinnym obywatelu, którym był pieszy dr Jekyll, budzi się demoniczny Mr Hyde, król szosy, który ma poczucie, że auto jest częścią jego ego. Wtedy zwykła podróż staje się walką o status i miejsce w hierarchii – pisał na łamach “Tygodnika Powszechnego” Edmund Wnuk-Lipiński o Polakach za kierownicą. Są chwile, kiedy te słowa wydają się (niestety) bardzo prawdziwe.
W czwartkowy wieczór, gdy wraz z początkiem długiego weekendu Warszawa solidnie już opustoszała, ulicami miasta przejeżdżał długi korowód rolkarzy, którzy pod szyldem imprezy Nightskating Warszawa promowali swoją sportową pasję. Była mniej więcej 22, gdy ul. Andersa została zablokowana, aby ciągnący się na kilometry sznur rolkarzy mógł spokojnie pojechać dalej. Ale oczywiście nie wszystkim się to spodobało.
Choć ubrany w odblaskową kamizelkę przedstawiciel organizatorów spokojnie i grzecznie tłumaczył czekającym na przejazd kierowcom, że zaraz ruch zostanie wznowiony i że policja nie pozwoliła przerywać kolumny na rolkach, żeby przepuszczać auta, ludziom w samochodach dosłownie po 5 minutach zaczęły puszczać nerwy.
Dwóch krewkich młodzieńców wyskoczyło z Lanosa żeby “bić w mordę” pana w odblaskowej kamizelce. Inny człowiek w Mercedesie gniewnie pouczał organizatora "że nie są na ty" i również strasznie się irytował. Na szczęście opóźnienie trwało nie dłużej niż 6 minut i wisząca na włosku awantura rozeszła się po kościach. Gdzie tak bardzo o godzinie 22, w środku długiego weekendu, spieszyli się kierowcy – nie wiadomo. Być może mieli powody do złości. A jednak pytanie o to, czy czasem naprawdę nie warto zdjąć nogę z psychicznego gazu, samo ciśnie się na usta.
Kompleksy czy zła organizacja ruchu?
– To zupełnie nieuzasadniona złość. O ile jeszcze w jakimś stopniu rozumiem oburzenie na rowerową Masę Krytyczną, o tyle w przypadku rolkarzy, którzy w nocy jeżdżą po pustym niemal mieście, naprawdę nie widzę problemu – ocenia Bartosz Ławski, dziennikarz telewizyjny specjalizujący się w tematyce bezpieczeństwa ruchu drogowego. W rozmowie z naTemat przyznaje, że choć auto przestało być już tak istotnym wyznacznikiem statusu, jak to było jeszcze kilkanaście lat temu, wciąż jeszcze w wielu przypadkach staje się “przedłużeniem ego”.
Piotr Frankowski, dziennikarz motoryzacyjny i redaktor naczelny kwartalnika “Ramp” twierdzi jednak, że poziom agresji i złości na polskich drogach nie jest wbrew potocznym opiniom kwestią męskich kompleksów, zwłaszcza tych seksualnych. – Kierowcy mają całkiem sporo realnych powodów, by się wkurzać – zapewnia Frankowski.
– W wielu miastach, a już zwłaszcza w Warszawie, organizacja ruchu i cała infrastruktura drogowa są fatalne. Z drogi trzypasmowej robi się nagle jeden pas, idiotycznie zaprojektowane są pasy do skrętu w lewo, gdzie często stoi ogromna kolejka aut, non stop trwają roboty drogowe – wylicza Frankowski. – W godzinach szczytu w Warszawie nawet najspokojniejszy kierowca może się zagotować ze złości – przyznaje mu rację Ławski.
Agresja nie bez przyczyny
Na obronę polskich kierowców można też przytoczyć fakt, że ich złość nie jest w skali świata niczym wyjątkowym. – Już samo angielskojęzyczne określenie “road rage” świadczy o tym, że nie tylko u nas agresja na drogach jest problemem – mówi Frankowski. I rzeczywiście, amatorskie nagrania drogowych kłótni, bójek, a nawet zabójstw, umieszczone w internecie, pochodzą ze wszystkich zakątków Ziemi. Bo jak twierdzi Andrzej Markowski, psycholog transportu, rozkład różnych typów temperamentu w społeczeństwie jest na całym świecie podobny. – A jednak style prowadzenia w różnych krajach są bardzo różne – zauważa Markowski. Dlaczego?
Zdaniem psychologa o wszystkim decyduje lokalny kontekst kulturowy. – Dlaczego Anglicy jeżdżą zupełnie inaczej od Francuzów? Dlaczego kierowcy na wschodzie Europy są tak agresywni? Wynika to przede wszystkim ze stosunku do łamania norm, przepisów, zakazów – tłumaczy Markowski.
Zdaniem psychologa agresja za kierownicą zawsze ma jakieś uzasadnienie, jakiś powód.
Na drodze bądź bardziej ludzki
Okazuje się tymczasem, że polscy kierowcy mogą potrzebować takiej rekompensaty, bo brakuje im autentycznych umiejętności prowadzenia auta. – Poziom technicznych umiejętności jazdy jest bardzo niski. Ludzie nie umieją płynnie ruszać, płynnie hamować, zatrzymują się 100 metrów przed światłami, wymuszają pierwszeństwo – wylicza Piotr Frankowski. Ławski dodaje, że nikt nie uczy polskich kierowców reagować na sytuacje stresowe.
Andrzej Markowski zauważa też, że agresywnie jeżdżący kierowcy nie traktują innych uczestników ruchu drogowego jak partnerów, tylko jak przedmioty. – To zupełnie inne podejście od tego, z jakim spotkałem się w Anglii. Tam na drodze ludzie starają się współpracować, bo zdają sobie sprawę, że krzyki i awantury nic nie zmienią – ocenia.
Z taką opinią zgadza się Bartosz Ławski, który zwraca uwagę, jak ważne jest “partnerskie” myślenie o ruchu drogowym np. w kontekście popularyzacji w Polsce rowerów. – Dzisiaj rowerzyści, kierowcy i piesi myślą jedynie o swoim własnym interesie. A przecież każdy z nas pełni w ruchu drogowym różne role i musi pamiętać, że miasto i droga nie są tylko dla zmotoryzowanych, tylko dla rowerów czy jedynie dla pieszych. One są dla ludzi – apeluje Ławski.
Im lepszy samochód, tym bardziej jego właścicielowi rośnie ego. Mam wrażenie, że widać to zwłaszcza po niektórych kierowcach Mercedesów, BMW czy sportowych Subaru.
Andrzej Markowski
psycholog transportu
Agresja pojawia się tam, gdzie w jakimś sensie się opłaca, gdzie jest dla kierowców wynagradzająca. Widać to zwłaszcza w Europie Wschodniej, gdzie brakuje egalitaryzmu w przestrzeganiu norm. U naszych wschodnich sąsiadów, ale częściowo i w Polsce, panuje przekonanie, że im wyżej jest się w hierarchii społecznej, tym na więcej można sobie pozwolić. Agresywny styl jeżdżenia daje poczucie siły, bezpieczeństwa, utwierdza w przekonaniu o własnej wartości.