Długo toczył się spór o to, jak powinny funkcjonować internetowe apteki. Polskie władze uznały, że sprzedaż leków w sieci nie może jednak przybrać zbyt liberalnych zasad. Od tego czasu nikt tym, co można kupić w sieci już się specjalnie nie przejmuje. Tymczasem w internecie kwitnie handel prawdziwymi truciznami, które zaradni sprzedawcy chętnie opisują jako cudowne leki na odchudzanie, albo pobudzenie libido. Zapłaciła za to życiem młoda dziewczyna, sprawę opisał portal radia TOK FM.
W sporym błędzie są ci, którzy sądzą, że w internecie grożą nam tylko dobrze znane niebezpieczeństwa, a jedynym zagrożeniem dla zdrowia jest tylko uzależnienie się od sieci. Brak zdrowego rozsądku i zbyt duża wiara w to, co piszą inni internauci może wielu kosztować nawet życie. Potwierdza to dramatyczna historia dwudziestoletniej warszawianki, która kilka dni temu niespodziewanie trafiła do jednego ze stołecznych szpitali. Było jednak już za późno, by jej pomóc. Kilka godzin po przyjęciu zmarła. A wszytko przez nieostrożne zakupy w internecie.
Spalisz tłuszcz, "spłoniesz" żywcem
Dwudziestolatka uległa bowiem szerzącej się na licznych formach na temat odchudzania i budowania dobrej formy modzie na zażywanie preparatów, które zapewniają błyskawiczne zrzucenie zbędnych kilogramów. Polecają głównie DNP Burner, który ma powodować zwiększoną potliwość i z dnia na dzień pozwala bez wysiłku spalić tłuszcz. Problem w tym, że pod chwytliwą marketingową nazwą kryje się trucizna zwana dinitrofenol. Połknięcie sporej dawki tej substancji sprawia, iż tłuszcz dosłownie się w nas spala. Za potliwością idą duszności i uczucie jakby nasz organizm się gotował. Gdy do szpitala trafi się z tymi objawami zbyt późno, ryzyko śmierci jest ogromne.
O tym jednak w internecie nikt nie wspomina. Na forach poświęconych teoretycznie zdrowemu trybowi życia możemy tymczasem przeczytać o znakomitych efektach. I zachęcają, że jeśli ktoś nie czuje spalania tłuszczu po wzięciu standardowej dawki, powinien łykać DNP tak wiele, by wreszcie zadziałało. Nieodpowiedzialne rady internautów to jedno. O wiele większym problemem jest jednak to, że tego typu specyfiki w ogóle są łatwo dostępne i do tego opatrzone informacją, że służą odchudzaniu. Farmaceuci nie mają tymczasem wątpliwości, że coś takiego, jak dinitrofenol nigdy nie znajdzie się na liście leków, ani nie zostanie dopuszczone do sprzedaży nawet jako suplement diety.
Tymczasem w sieci nie ma większych problemów, by zamówić praktycznie każdą ilość. Cena też nie jest zaporowa, bo za kilkadziesiąt tabletek kurier pobierze od 100 do 200 zł. Polscy pośrednicy są oczywiście tańsi od zagranicznych źródeł. Bo DNP na odchudzanie to nie tylko polski pomysł na dobry biznes. Od wielu lat jest hitem internetu na całym świecie. Na hasło DNP wyszukiwarki natychmiast odpowiadają więc dwoma podpowiedziami: "DNP cena" i "world's best fat burner". Gdzieś w tle można jednak znaleźć też historię śmierci m.in. młodej Brytyjki. Sarah Houston z Leeds również zmarła przez DNP. Po tej tragedii w Wielkiej Brytanii rozpoczęła się szeroka dyskusja na temat dostępności niebezpiecznych substancji w sieci.
Trucizny internetowymi bestsellerami
Dinitrofenol to jednak zaledwie jedna z wszystkich trucizn, które można kupić w internecie pod etykietką cudownego leku. Dlatego na oddziały toksykologiczne obok ofiar przedawkowania, alkoholików, czy próbujących się otruć samobójców trafiają coraz częściej też ludzie, którzy życiem mogą przypłacić zakupy w sieci. Trucizn sprzedawanych jest tam bowiem cała masa.
Przed DNP hitem na odchudzaniem okrzyknięto Adipex Retard. Lek, który w Polsce jest zakazany, ale z łatwością można ściągnąć go z Czech, gdzie prawo farmaceutyczne jest bardziej liberalne. Fora kobiece szalały na jego punkcie, bo oprócz spalania kalorii bez ruszenia palcem, poprawiał też libido. Problem w tym, że nikt nie wspominał, że popularny "Adi" to pochodna amfetaminy. Uzależnia i niszczy psychikę. Zamiast do dietetyka odchudzające się panie trafiały więc w ręce specjalistów od uzależnień.
Jakiś czas temu podsumowania najpowszechniej dostępnych w sieci niebezpiecznych specyfików podjęły się amerykańskie organizacje konsumenckie. Amerykanie do listy trucizn z internetu dopisali jeszcze kilka innych pozycji, z których część również wbrew pierwotnemu zastosowaniu chętnie łykana jest na odchudzanie. Z USA można ściągnąć sobie lek Country mallow, który ma pomóc w odchudzaniu, ale jednocześnie jest opisany przez farmaceutów jako poważne zagrożenie dla serca. Stosowany bez kontroli lekarza może więc zakończyć się zawałem, albo udarem mózgu nawet u bardzo młodych osób.
Brak informacji i kontroli zabija
Nawet w legalnych sklepach internetowych bez problemu można już dostać też Yohimbine. Kolejny cud "internetowej farmacji", który i pobudza seksualnie i spala tkankę tłuszczową. Przed wakacjami, jak znalazł. "Każda porcja daje niesamowity przypływ energii, dodatkowo usprawnienia funkcje seksualne i potęguje libido do granic możliwości. Obecnie jedna z najchętniej stosowanych substancji o charakterze afrodyzjaku, która zwiększa chęci i predyspozycje do igraszek - jeszcze więcej satysfakcji z seksu – zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn. Fanom kształtowania sylwetki uznana za fenomenalny reduktor tkanki tłuszczowej" - zachęcają sprzedawcy.
Już jedna tabletka daje o sobie znać, więc efekty przemawiają do tych, którzy Yohimbine zażywają. Kusi więc, by sięgnąć po jeszcze jedną i brać ją, gdy tylko się zechce. Problem w tym, że johimbina w profesjonalnej farmacji stosowana jest nie tylko jako afrodyzjak. Lekarze przepisują ją w przypadku bólów w klatce piersiowej, powikłaniach cukrzycy i profesjonalnym leczeniu zaburzeń erekcji. Profesjonalnym, bo łatwo ją przedawkować, co skutkuje nieodziewanym obniżeniem ciśnienia krwi. Wtedy zostaje tylko telefon na pogotowie.
W sieci sprzedasz wszystko
Wśród internetowych trucizn dominują jednak te, które łatwo wcisnąć ludziom bezskutecznie walczącym z nadwagą. Na biologii w szkole wszyscy uczyliśmy się, że złapanie tasiemca to groźna choroba, która często kończy się śmiercią. Te lekcje nie przekonują jednak wielu młodych kobiet, które bardziej ufają historiom o tym, że dzięki połknięciu tasiemca nadwagi pozbyła się słynna Maria Callas, a w młodości pomógł też Angelinie Jolie. Choć takiej metody nigdy nie zastosuje żaden dietetyk, handel kapsułkami z główką niebezpiecznego pasożyta stały się bestsellerem na portalach z ogłoszeniami.
"Pasożyt ostatniej szansy" - zachęcają zadowolone klientki. Odstrasza tylko cena. Potwierdzona skuteczność sprawiła, że praktycznie wszyscy sprzedawcy nie obniżają cen poniżej 500 zł. Niektórzy w koszty wliczają jednak także "odtrutkę". Prawdziwą pomoc w pozbyciu się tasiemca zaoferować mogą jednak tylko lekarze. Do przychodni i szpitali po kuracji tasiemcowej trafiają zwykle nastolatki, którym kuracja zaordynowana przez koleżanki z internetowego forum może odbjać się na zdrowiu do końca życia. Wycieńczenie, które powoduje tasiemczyca i zjadane przez pasożyta substancje odżywcze sieją w młodym organizmie ogromne spustoszenie. O którym internetowy sprzedawca zapomniał przecież wspomnieć.