Recep Erdogan twardą ręką rządzi Turcją. Kim jest premier z aspiracjami do bycia sułtanem?
Paweł Michalski
10 czerwca 2013, 17:49·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 10 czerwca 2013, 17:49
Protesty, które widzimy dziś na ulicach tureckich miast, przypominają nam o wydarzeniach arabskiej wiosny. Jednak to, co się dzieję w Turcji jest zupełnie czymś innym niż rewolucje z Egiptu, Tunezji czy Libii. Pytanie brzmi, co spowodowało taką sytuację nad Bosforem? A może nie co, tylko kto? No właśnie, kim tak naprawdę jest premier Turcji - Recep Tayyip Erdogan, który według niektórych pretenduje wręcz do miana sułtana?
Reklama.
To tekst archiwalny z 2013, niektóre informacje moą być nieaktualne
Recep Erdogan urodził się w europejskiej części Stambułu, gdzie mieszkała jego uboga rodzina. Już od najmłodszych lat pomagał swoim rodzicom w utrzymaniu domu. Gdy przyszedł czas na edukację, mały Recep został posłany do szkoły religijnej. W wieku 16 lat przez pewien czas zastępował nawet imama w jednym ze stambulskich meczetów
Lekcje u "dyżurnego islamisty kraju"
Ten okres życia z pewnością wpłynął na późniejszą postawę Erdogana. Nie jest żadną tajemnicą, że dzisiejszy premier Turcji jest wyznawcą Islamu o dość radykalnych, jak na tureckiego polityka, poglądach. Przygodę z polityką zaczął na początku lat 80-tych XX wieku. Ówczesny student na wydziale ekonomii i handlu Uniwersytetu w Stambule przystąpił do Tureckiego Narodowego Związku Studentów. Później była już młodzieżowa organizacja Islamskiej Partii Ocalenia Narodowego, prowadzona przez Nemecttina Erbakana, zwanego inaczej „dyżurnym islamistą kraju”. Sam Erbakan jest uważany przez Erdogana za swojego nauczyciela, który wpoił w niego zasady, którymi kieruję się w polityce i życiu.
Za prawdziwy początek politycznej kariery dzisiejszego premiera Turcji uważa się rok 1994 i wygrane wybory na burmistrza Stambułu. Erdogan podjął się wówczas bardzo trudnego zadania, ponieważ Stambuł w połowie lat 90-tych XX wieku był miastem przesiąkniętym korupcją praktycznie na każdym szczeblu. Erdogan obejmując stanowisko burmistrza totalnie odmienił rzeczywistość tureckiej metropolii. Walka z korupcją, modernizacja przestarzałego systemu wodociągów, budowa nowych dróg, czy metra uczyniła z nowego włodarza Stambułu osobę znaną i szanowaną.
Zagorzały muzułmanin
Jednak Erdogan już wtedy dał się poznać, jako zagorzały muzułmanin, wprowadzając w Stambule zakaz sprzedaży alkoholu w barach, oddzielne plaże dla kobiet, czy osobne autobusy szkolne dla dziewcząt i chłopców. Mimo to, te i inne zakazy i nakazy zostały wybaczone przez mieszkańców Stambułu, a nowy burmistrz dzięki swojej gospodarności zyskiwał kolejne głosy poparcia.
Kariera Erdogana, jako burmistrza Stambułu trwała jednak tylko do 1998 roku. Pogłębiająca się radykalna postawa doprowadziła do wyroku 10 miesięcy więzienia za podżeganie do nienawiści. Erdogan w swoim przemówieniu cytował skrajnie prawicowego islamskiego poetę, Ziya Gökalpa:
Jednakże z perspektywy czasu, owe przemówienie, a później więzienie było momentem przełomowym w dotychczasowej karierze politycznej Erdogana. Po wyjściu na wolność w 2001 roku były burmistrz wraz ze swoimi politycznymi przyjaciółmi ze zdelegalizowanej Partii Cnoty, założył Partię Sprawiedliwości i Rozwoju [AKP]. Już rok po założeniu AKP wygrała wybory parlamentarne, zdobywając 34% głosów i dwie trzecie mandatów, co było ogromnym sukcesem. Erdogan, który był objęty sądowym zakazem pełnienia funkcji publicznych, dopiero w 2003 roku wziął udział w wyborach uzupełniających. Wygrał je z ogromna przewagą i 15 marca 2003 roku objął stanowisko szefa rządu.
Dobry PR
To, co zasługuje na szczególną uwagę w dojściu do władzy konserwatywnego Erdogana i jego partii, to fakt, że społeczeństwo tureckie jest dość mocno zlaicyzowane w porównaniu do innych narodów muzułmańskich. AKP, aby dojść do władzy musiało postawić na inny ton dialogu z wyborcami. Zamiast szerzyć hasła islamistyczne, postawiono na gospodarkę. Erdogan, niczym Bill Clinton podczas kampanii prezydenckiej, całą uwagę poświęcił sprawom ekonomii. Do tego zapowiedział dążenia do integracji z Unią Europejską. Zadbał także o PR.
– Środowiska blisko powiązane z AKP, dysponujące wystarczającymi środkami finansowymi, wykupiły część mediów po to, aby partia rządząca miała przewagę nad opozycją – zaznacza dr Marcin Zaborowski z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Dzięki takiej strategii, AKP wygrała wybory trzy razy z rzędu. Nawet nieufne do tej pory środowiska świeckie, zaczęły zerkać bardziej przyjaznym okiem na rząd i partię Erdogana.
Turcja, dzięki rządom AKP już od dłuższego czasu odnosi gospodarcze sukcesy. PKB na osobę wzrósł w tym kraju z 3,5 tys. dolarów do 10 tys., natomiast eksport potroił się do 114 mld dolarów. Inflacja natomiast, pierwszy raz w historii, spadła do wartości jednocyfrowej. Do tego trzeba dodać wzrost pozycji na arenie międzynarodowej, a pretendowanie Ankary do pozycji potęgi regionalnej jest coraz bardziej uzasadnione.
Nie premier, a sułtan
Jednak wzrost gospodarczy i silna pozycja za granicą nie doprowadziły do spokoju tureckiego premiera. – Erdogan w marszu po władzę absolutną musiał także uporać się, jak dotąd z najgroźniejszym rywalem, wojskiem – przypomina dr Marcin Zaborowski. Wojsko, które tak naprawdę od rewolucji młodotureckiej stoi na straży laickości państwa, było realnym zagrożeniem dla planów konserwatystów. AKP dzierżąc w swoich rękach potężną władzę oraz mając ogromne poparcie społeczne, wygrało decydujące starcie z wojskiem. Przywódcy wojskowi zostali wtrąceni do więzień, a rząd przeforsował prawo na mocy, którego wojskowi mogą być sądzeni przez sądy cywilne.
Erdogan mimo olbrzymiej władzy skupionej w jego rękach już zapowiedział zmianę konstytucji. Plan jest ambitny, ponieważ turecki premier chce stworzyć w swoim kraju system prezydencki wzorowany na tym z Francji. Jest to naturalnie następny krok ku umocnieniu rządów AKP, a przede wszystkim zwiększeniu pozycji samego Erdogana. Zachodni komentatorzy już zwracają uwagę, że polityk powoli zatraca się w swojej władzy, aspirując tym samym, według niektórych, do tytułu sułtana.
Recep Erdogan, który już od ponad dekady dzieli i rządzi w jednym z najpotężniejszych krajów islamskich pokonał już prawie wszystkie przeciwności, które stały na jego drodze do władzy niemal absolutnej. Dzisiejsza sytuacja na ulicach tureckich miast, jak na razie nie jest zagrożeniem dla potęgi tureckiego premiera. Ciężko też stwierdzić, czy owe demonstracje mogą przemienić się w coś poważniejszego. Doktor Marcin Zaborowski uważa, że największym zagrożeniem dla Erdogana nie jest ulica, a opozycja wewnątrzpartyjna, która widząc rosnącą pozycję swego lidera, może obrócić się przeciw niemu.
Meczety są naszymi koszarami. Minarety są naszymi bagnetami. Kopuły są naszymi hełmami. Wierni są naszymi żołnierzami. Nikt nie zdoła uciszyć wołania na modlitwę. Położymy kres rasizmowi w Turcji. Nigdy nas nie zdławią. Nawet gdy otworzą się niebiosa i ziemia, nawet gdy zaleją nas wody i wulkany, nigdy nie zawrócimy z naszej drogi. Moim oparciem jest islam. Gdybym nie mógł o nim mówić, po cóż miałbym żyć?
"Ambicje tureckiego premiera po trzecich z rzędu wygranych wyborach w 2011 roku stały się niemal bezgraniczne, przy ograniczonej tolerancji dla odmiennych poglądów". Dziennik zauważa także, że premier jest coraz bardziej odizolowany od społeczeństwa. „Po dekadzie na stanowisku premiera, Erdogan żyje w izolacji władzy niemal pozbawionej kontroli”