
Protesty, które widzimy dziś na ulicach tureckich miast, przypominają nam o wydarzeniach arabskiej wiosny. Jednak to, co się dzieję w Turcji jest zupełnie czymś innym niż rewolucje z Egiptu, Tunezji czy Libii. Pytanie brzmi, co spowodowało taką sytuację nad Bosforem? A może nie co, tylko kto? No właśnie, kim tak naprawdę jest premier Turcji - Recep Tayyip Erdogan, który według niektórych pretenduje wręcz do miana sułtana?
Ten okres życia z pewnością wpłynął na późniejszą postawę Erdogana. Nie jest żadną tajemnicą, że dzisiejszy premier Turcji jest wyznawcą Islamu o dość radykalnych, jak na tureckiego polityka, poglądach. Przygodę z polityką zaczął na początku lat 80-tych XX wieku. Ówczesny student na wydziale ekonomii i handlu Uniwersytetu w Stambule przystąpił do Tureckiego Narodowego Związku Studentów. Później była już młodzieżowa organizacja Islamskiej Partii Ocalenia Narodowego, prowadzona przez Nemecttina Erbakana, zwanego inaczej „dyżurnym islamistą kraju”. Sam Erbakan jest uważany przez Erdogana za swojego nauczyciela, który wpoił w niego zasady, którymi kieruję się w polityce i życiu.
Jednak Erdogan już wtedy dał się poznać, jako zagorzały muzułmanin, wprowadzając w Stambule zakaz sprzedaży alkoholu w barach, oddzielne plaże dla kobiet, czy osobne autobusy szkolne dla dziewcząt i chłopców. Mimo to, te i inne zakazy i nakazy zostały wybaczone przez mieszkańców Stambułu, a nowy burmistrz dzięki swojej gospodarności zyskiwał kolejne głosy poparcia.
Meczety są naszymi koszarami. Minarety są naszymi bagnetami. Kopuły są naszymi hełmami. Wierni są naszymi żołnierzami. Nikt nie zdoła uciszyć wołania na modlitwę. Położymy kres rasizmowi w Turcji. Nigdy nas nie zdławią. Nawet gdy otworzą się niebiosa i ziemia, nawet gdy zaleją nas wody i wulkany, nigdy nie zawrócimy z naszej drogi. Moim oparciem jest islam. Gdybym nie mógł o nim mówić, po cóż miałbym żyć?
Jednakże z perspektywy czasu, owe przemówienie, a później więzienie było momentem przełomowym w dotychczasowej karierze politycznej Erdogana. Po wyjściu na wolność w 2001 roku były burmistrz wraz ze swoimi politycznymi przyjaciółmi ze zdelegalizowanej Partii Cnoty, założył Partię Sprawiedliwości i Rozwoju [AKP]. Już rok po założeniu AKP wygrała wybory parlamentarne, zdobywając 34% głosów i dwie trzecie mandatów, co było ogromnym sukcesem. Erdogan, który był objęty sądowym zakazem pełnienia funkcji publicznych, dopiero w 2003 roku wziął udział w wyborach uzupełniających. Wygrał je z ogromna przewagą i 15 marca 2003 roku objął stanowisko szefa rządu.
To, co zasługuje na szczególną uwagę w dojściu do władzy konserwatywnego Erdogana i jego partii, to fakt, że społeczeństwo tureckie jest dość mocno zlaicyzowane w porównaniu do innych narodów muzułmańskich. AKP, aby dojść do władzy musiało postawić na inny ton dialogu z wyborcami. Zamiast szerzyć hasła islamistyczne, postawiono na gospodarkę. Erdogan, niczym Bill Clinton podczas kampanii prezydenckiej, całą uwagę poświęcił sprawom ekonomii. Do tego zapowiedział dążenia do integracji z Unią Europejską. Zadbał także o PR.
Jednak wzrost gospodarczy i silna pozycja za granicą nie doprowadziły do spokoju tureckiego premiera. – Erdogan w marszu po władzę absolutną musiał także uporać się, jak dotąd z najgroźniejszym rywalem, wojskiem – przypomina dr Marcin Zaborowski. Wojsko, które tak naprawdę od rewolucji młodotureckiej stoi na straży laickości państwa, było realnym zagrożeniem dla planów konserwatystów. AKP dzierżąc w swoich rękach potężną władzę oraz mając ogromne poparcie społeczne, wygrało decydujące starcie z wojskiem. Przywódcy wojskowi zostali wtrąceni do więzień, a rząd przeforsował prawo na mocy, którego wojskowi mogą być sądzeni przez sądy cywilne.
"Ambicje tureckiego premiera po trzecich z rzędu wygranych wyborach w 2011 roku stały się niemal bezgraniczne, przy ograniczonej tolerancji dla odmiennych poglądów". Dziennik zauważa także, że premier jest coraz bardziej odizolowany od społeczeństwa. „Po dekadzie na stanowisku premiera, Erdogan żyje w izolacji władzy niemal pozbawionej kontroli”
Recep Erdogan, który już od ponad dekady dzieli i rządzi w jednym z najpotężniejszych krajów islamskich pokonał już prawie wszystkie przeciwności, które stały na jego drodze do władzy niemal absolutnej. Dzisiejsza sytuacja na ulicach tureckich miast, jak na razie nie jest zagrożeniem dla potęgi tureckiego premiera. Ciężko też stwierdzić, czy owe demonstracje mogą przemienić się w coś poważniejszego. Doktor Marcin Zaborowski uważa, że największym zagrożeniem dla Erdogana nie jest ulica, a opozycja wewnątrzpartyjna, która widząc rosnącą pozycję swego lidera, może obrócić się przeciw niemu.