"Chyba pani żartuje, zadając takie pytania" - odpowiedział mi Michał Żebrowski, kiedy zapytałam go, czy prowadząc prywatny teatr musi chodzić na kompromisy między wyborem scenariusza, a pieniędzmi, które będzie kosztować jego realizacja. A później opowiedział mi o bolączkach dyrektora, niewydolnym systemie finansowania kultury i najnowszym spektaklu Teatru 6.piętro.
Tego lata zaprosił pan do Teatru 6 Piętro zespół Mazowsze. Dla ludzi w moim wieku ono stoi bardzo blisko Cepelii, a cepelia to w mowie potocznej synonim obciachu. Dlaczego wy po to sięgnęliście?
Widzę, że pani rzadko chodzi do Cepelii. Ja byłem tam ostatnio, kupiłem sobie piękne kubki marki Bolesławiec do naszego domu w górach. Każdy cudzoziemiec, który nas odwiedza mówi: „Boże, skąd masz tak piękne naczynia?”, a potem kupuje sobie cały zestaw wracając do własnej ojczyzny.
Więc w fakcie, że mamy w Polsce coś rodzimego, ludowego, co się podoba na całym świecie nie ma nic złego. Ba! powinniśmy cieszyć się, że mamy taki znak firmowy.
Takim znakiem jest dla pana także Mazowsze?
Zwłaszcza teraz. Pod kierownictwem pana Włodzimierza Izbana, w przepięknym miejscu, w Otrębusach. Mazowsze z unijnych pieniędzy wybudowało genialny obiekt teatralno-widowiskowy na 700 miejsc. Dzięki temu około 250 tys. warszawian, mieszkających wokół stolicy, może przychodzić na przedstawienia Teatru 6.piętro nie przyjeżdżając do centrum Warszawy.
Gracie tam?
Zagraliśmy tam póki co kilka razy przy kompletach i zostaliśmy bardzo miło przyjęci. Poczuliśmy wtedy jak bardzo zmieniło się Mazowsze. Uznaliśmy, że to, w jaki sposób tam pracują jest nam bliskie i doskonale nadaje się do pokazania na 6.piętrze w Pałacu Kultury.
Chodzi o to, żeby przyciągnąć do teatru turystów? Tych, którzy kupują pamiątki w Cepelii?
Na pewno wielokrotnie była pani proszona o wskazanie czegokolwiek, co można by z czystym sumieniem polecić zarówno wujkowi, cioci, czy właśnie turystom, przyjeżdżającym do Warszawy. Otóż zapewniam panią, że zarówno dla młodzieży jak i seniorów występ zespołu Mazowsze będzie niezapomniany – dlaczego? Bo jest dynamiczny, pełen pasji i humoru.
Co będzie się działo?
Zespół Mazowsze, który powszechnie uważany jest za zespół narodowy, zaprezentuje na scenie Teatru 6.piętro nowy, porywający program złożony z największych hitów muzyczno-tanecznych w odmłodzonej obsadzie 70 wykonawców.
Jeżeli w Polsce organizowaliśmy Euro 2012, dlaczego nie możemy w stolicy europejskiego państwa, w samym jego centrum, w Pałacu Kultury prezentować tego, co bardzo polskie, nowoczesne?
Przez nowoczesność rozumieliśmy do niedawna raczej patrzenie na zachód.
No więc właśnie na zachodzie to jest. Wszędzie, w każdym kraju, który się szanuje, są obecne elementy rdzennej kultury. One pokazują, że naród jest świadom swoich korzeni. To jest nasz obowiązek wobec naszych dzieci i naszych rodziców. No i siebie samych, ludzi, którzy chcą być traktowani poważnie w Europie i na świecie.
Na zespół taki, jak Mazowsze było w Polsce autentyczne zapotrzebowanie. Dziś, dzięki wsparciu, jakie otrzymało od Unii, może być przez długie lata stajnią przyszłych wykonawców. Tak powinno być. Jeżeli inne narody wspierają zespoły, znane na świecie z jakości i swego kolorytu, to dlaczego my nie możemy dbać o nasze rodzime Mazowsze?
Świetne pytanie.
Tam są artyści bardzo młodzi, bardzo energiczni, myślący zupełnie innymi kategoriami. Cieszą się życiem i chcą pracować.
Ilu artystów Mazowsza będzie występować w spektaklach na 6.piętrze?
Kilkudziesięciu.
Sprzedaż biletów już ruszyła. Czy pan wie, jakie jest już w tej chwili zainteresowanie spektaklem?
Robimy dopiero pierwszy krok, ale nie narzekamy, bo wbrew pani obawom, zaskakująco dużo osób chce zobaczyć Mazowsze nie wyjeżdżając z Warszawy.
Kiedyś lato było martwym okresem w życiu teatru. U pana, u Krystyny Jandy to zaczyna się zmieniać.
To dlatego, że kiedyś nie było teatrów prywatnych, a aktorzy wyjeżdżali na wakacje. W instytucji prywatnej w październiku, w listopadzie, czy w lipcu czynsz za lokal jest taki sam, taka sama jest wysokość opłat dla całego zespołu techniki, właściciela pralni.
Okres między majem a wrześniem jest frekwencyjnie bardzo trudny, dlatego prawdziwym wyzwaniem jest prowadzenie teatru bez żadnego finansowego wsparcia od państwa.
Jak w takim razie wypełnić teatr w lecie?
Wartość przedstawienia musi być autentyczna. Jeżeli widz idzie do teatru i ogląda dobre przedstawienie, opowiada o tym trzem osobom, w sytuacji, kiedy zobaczy słabe, dzieli się tą informacją z przynajmniej dziesięcioma osobami.
W Teatrze 6.piętro wystawiliśmy do tej pory dziewięć przedstawień. Nie mając dofinansowania od państwa, bardzo często udaje nam się zgromadzić więcej widzów niż w teatrach od A do Z dotowanych, grających tych samych autorów co my. Nie mogę jednoznacznie powiedzieć, że teatr przyciągający większą rzeszę widzów pełni w kulturze narodu istotniejszą misję, bo pojęcie misji jest najwyraźniej względne. Ale zastanawiam się czy my, tworząc sztukę wyłącznie na własne ryzyko, od kilku lat efektywnie działając w sektorze dobra publicznego, nie powinniśmy się upomnieć o jakiś kawałek tortu z pieniędzy publicznych...
Może powinniście?
...niech to będzie bardzo skromny, symboliczny kawałek, ale zastanawiam się czy takie postawienie sprawy nie byłoby zasadne...
Prowadziliście już rozmowy na ten temat? Z Ministerstwem Kultury, z władzami miasta?
Nie, nie prowadziliśmy.
Dlaczego?
Bo to sprawa do dyskusji na temat całego systemu współfinansowania kultury w naszej Ojczyźnie.
Jakiego kawałka tortu pan oczekuje?
Gdybyśmy z pomocą pieniędzy publicznych mogli raz w sezonie wystawić sztukę, np. Czechowa, Gorkiego, czy Szekspira, w znakomitej obsadzie najwybitniejszych polskich aktorów, czułbym się wyróżniony i wdzięczny podatnikom za powierzone nam zaufanie. Teatr 6.piętro nie zmarnowałby tych pieniędzy. Zrobiłby sztukę trafną repertuarowo, niechybioną obsadowo, zinterpretowaną w intrygujący sposób. Czy pani wie, że podatnik w 24 teatrach Warszawy finansuje nie jedną premierę, tylko kilkadziesiąt premier rocznie? O ilu pani pamięta?
Może o jednej, dwóch.
Dziękuję serdecznie. Otóż Teatr 6.piętro stara się robić premiery, o których widzowie pamiętają, mimo, że nie posiada jednej dziesiątej procenta takich przywilejów, jakie posiadają teatry instytucjonalne. To, że nasz teatr jest widoczny, zawdzięczamy wyłącznie jakości naszych przedstawień i olbrzymim naszym wysiłkom finansowym, które wykładamy na umiejętny marketing tej instytucji. Po prostu, my musimy płacić za to, co inni otrzymują ustawowo.
Czy jest jakaś płaszczyzna porozumienia między dyrektorami prywatnych teatrów w Warszawie? Próbujecie wspólnie o to dodatkowe finansowanie walczyć?
Niby mówi się, że teatry są konkurencją dla siebie, ale w gruncie rzeczy proszę mi wierzyć, że zła premiera w jakimkolwiek teatrze bardzo nas zasmuca. Dlatego, że ona nie zniechęca widza do teatru X, Y, Z; ona generalnie zniechęca widza po prostu do teatru. Powinno nam wspólnie zależeć na tym, aby podnosić poziom i rangę wykonywanych spektakli.
Więc pytam: czy jesteście unią?
Uważam, że powinniśmy być unią, aby doprowadzić do rozwiązania, które zapewnia wszystkim przejrzyście zarządzanym i efektywnie pełniącym swoją misję teatrom miejsce w budżecie państwowym. Jestem zwolennikiem systemu, w którym państwo będąc właścicielem budynku, finansuje wyłącznie jego stan techniczny (remonty, media), umożliwiając działanie placówki oraz posiada przywilej, a nie obowiązek, dofinansowania wybranych produkcji. Generalnie, wszystko co dzieje się w warstwie artystycznej powinno być sprawą prywatnej spółki, która podpisuje z miastem umowę na realizację konkretnego repertuaru.
Może być to repertuar Teatru Narodowego, Teatru Polskiego albo Teatru 6.piętro – wszystko jedno, gramy przecież tych samych autorów, niejednokrotnie z tymi samymi aktorami. Myślę, że sytuacja, w której powodzenie teatru zależy przede wszystkim od jakości wykonanywanych spektakli, a produkcje są pewnego rodzaju prywatnym ryzykiem jego producentów, sprzyja wszystkim – zarówno budżetowi państwa, jak i widzom, którzy chcą oglądać dobre przedstawienia.
Jaki jest pański widz?
Przekrój widowni Teatru 6.piętro to nasze największe osiągnięcie. Przychodzi do nas tak zwana inteligencja, przychodzą prężni menadżerowie, przychodzi młodzież, sportowcy, taksówkarze, kadra profesorska, czy politycy, nawet dzieci z Zakopanego. Mamy jeden rząd, przeznaczony na prezenty dla rodziców lub dziadków z okazji rocznicy ich zaślubin. Przekrój jest nieprawdopodobny. Ale w teatrze prywatnym trzeba mieć cały czas rękę na pulsie.
Co pan czuje, gdy pan go dotyka?
Bicie, cały czas bicie. Dzisiejszy widz wychowany jest na takiej różnorodności i bogactwie wrażeń - w telewizji, Internecie, w kinie, reklamie, że kiedy już uda się go wyrwać w szlachetny świat rozrywki, to lepiej, żeby otrzymał solidną propozycję. To musi być teatr na tyle zawodowy, począwszy od wyboru dobrej literatury, reżyserii, obsady, światła, muzyki, scenografii, przygotowania ról, zaangażowania w pracę, żeby widzowie pomyśleli „cholera jasna, szkoda, że tak rzadko chodzę do teatru”.
Czyli widz jest wymagający?
Widz jest zawsze wymagający. Widz nie ma limitu wymagań. Im bardziej go zachwycisz swoim przedstawieniem, tym bardziej jest szczęśliwy.
A nie jest to widz narzekający? Na przykład, że 150 zł za wejście to zbyt wiele?
Bez przesady, u nas tyle kosztują miejsca w jednym, jedynym rzędzie. Mamy też darmowe wejścia dla studentów uczelni artystycznych, mamy też poduszki w przystępnych cenach. Proszę mi uwierzyć, że cena naszych biletów jest autentyczna i nieodzowna aby ten teatr w ogóle istniał. Ale gdybyśmy mieli jedną premierę rocznie zagwarantowaną ze środków publicznych, cena naszych biletów mogłaby być oczywiście niższa.
10, 20, 50 zł niższa?
Nie bądźmy rachmistrzami. Nie powiem pani tego teraz. Mówimy o zasadzie.
Rezygnuje pan ze spektakli, dlatego że ich realizacja byłaby zbyt droga?
Pani chyba żartuje, zadając takie pytania! To jest właśnie nasza główna bolączka. Chcielibyśmy zrobić sztukę, w której nie występuje sześciu aktorów, tylko na przykład piętnastu. Nie stać nas na to, bo nasza sala, przy najlepszym nawet przedstawieniu, nie jest w stanie wypłacić tylu artystów. Nie możemy przecież żądać od widzów 500 zł za jeden bilet.
A przecież mamy jedno życie, jeden szególny moment w życiu naszego pokolenia, żeby tworzyć i służyć społeczeństwu jakością naszej pracy. Chciałbym, aby prywatny Teatr 6.piętro mógł wystawić z pomocą państwa na przykład „Wesele” Wyspiańskiego. Niestety brak jakiegokolwiek finansowego wsparcia w efekcie hamuje potencjał twórczy artystów, którzy udowodnili, że da się robić przedstawienia gromadzące kolejki pod kasami.
Może ograniczenie liczby teatrów dotowanych z budżetów byłoby drogą?
Chodzi mi raczej o przyczynienie się do zwiększenia liczby teatrów dotowanych, o zmodernizowanie zasad według których dotacje przyznawane są poszczególnym instytucjom. Efektywnie działająca prywatna inicjatywa teatralna mogłaby dzięki temu jeszcze skuteczniej pełnić pożyteczną misję edukacyjno-kulturo-twórczą.
Co planujecie na przyszły sezon?
Ogromną satysfakcję sprawia nam fakt, że w przyszłym sezonie w Teatrze 6.piętro zarówno na scenie, jak i po drugiej stronie rampy, pracować będą artyści nie tylko uznani, ale również kochani przez publiczność.
Jesteśmy w trakcie prób pierwszej z trzech planowanych, głośnych premier. Będzie to tragikomedia „Słoneczni Chłopcy” w reżyserii Olgi Lipińskiej, z udziałem Krzysztofa Kowalewskiego, Piotra Fronczewskiego i Bartłomieja Firleta. Następnie, z okazji 40-lecia pracy artystycznej Andrzeja Grabowskiego, Eugeniusz Korin, dyrektor artystyczny Teatru 6.piętro, wyreżyseruje osiem jednoaktówek Antoniego Czechowa we własnej adaptacji scenicznej. Andrzejowi Grabowskiemu partnerować będą Anna Dereszowska i Wojciech Malajkat. Trzecia propozycja to spektakl „Bromba w sieci” w reżyserii autora Macieja Wojtyszko. Trwa właśnie casting do tego przedstawienia, które dedykowane jest zarówno dzieciom jak i ich rodzicom. Najprawdopodobniej spektakl Macieja Wojtyszki zainauguruje Międzynarodowy Festiwal Teatrów Dziecięcych w 2014 roku.
LATO W TEATRZE 6.PIĘTRO
"Folk na 6.piętrze". Spektakle: 4,5,6 oraz 11,12,13 lipca. Bilety w cenie 60 zł.
"Fredro dla Dorosłych - Mężów i Żon". Spektakle: 3, 4, 11 sierpnia